31 października 2007

Eluktrick: Alergenic EP (wyd. własne, 2006)

Mało brakowało, a przegapiłbym ten niezwykle ciekawy debiut. Przez nikogo nie nagłaśniana EP-ka zespołu Eluktrick. Kapela nietypowa, bo założona przez Amerykanina mieszkającego w Krakowie, Thymna Chase’a, wokalistę i klawiszowca. Decyzja o założeniu zespołu zapadła w jednej z krakowskich knajp, a w procesie decyzyjnym udział wziął autochton, ukrywający się pod pseudonimem Tchecky Limo, grający na gitarze. Skład uzupełnili: Rafał (perkusja) i Łukasz (bas).

Takiej muzyki nie ma zbyt wiele na krajowym podwórku. Mroczna, pełna pogłosów, niepokojących wokali, klawiszowych plam i agresywnych uderzeń gitary. Narzuca mi się kilka skojarzeń: The Birthday Party, polski Serpent Breat (ktoś pamięta?) i wreszcie Doorsi. Chase ma charyzmę i diabła w głosie. Jeśli dodamy do tego intrygujące, głęboko wciągające kompozycje, to... mamy idealną ilustrację dramatycznej polskiej złotej jesieni, pełnej jaskrawych żółci i czerwieni i smagającego chłodem deszczu. Płytkę rozpoczyna Taking It Easy – skąpany w ostrym klawiszowo-gitarowym sosie, z przetworzonym wokalem (trochę tu The Strokes), daje mocnego kopa na otwarcie. Drugi na liście jest mój ulubieniec, In Ten Cities Eye. Wokal przyprawia mnie o lodowate ciarki. Seventh Second to z kolei intensywny trans i doorsowskie pasaże klawiszy. Mroczny trip za sprawą utworu tytułowego. I na koniec Spotless Sunshine, który kojarzy mi się z norweską Madrugadą.

Bardzo interesująca muzyka. Choć na pewno nie wszystkim się spodoba, bo wymaga sporego skupienia. I widzenia w ciemności. [m]

Band site:
www.eluktrick.com
ver. polish / english / german

Obserwator: Bajzel

Coraz więcej samodzielnych macherów wypełza ze swoich mrocznych, obwieszonych pajęczynami piwnic, by zaprezentować światu owoce swoich alchemicznych eksperymentów lepienia dźwięków za pomocą komputera. Jednym z takich magików jest pan ukrywający się pod pseudonimem Bajzel. Nie całkiem człowiek znikąd, chociaż pewnie niewielu z was mówią coś nazwy Napszykłat i Statek Kosmiczny Gniazdo Konia, w których to formacjach Bajzel się udziela.

Bajzel to typ samodzielny, podobnie jak opisywany niedawno Drivealone, również sam gra i rejestruje wszystkie dźwięki. Z tym, że posuwa się jeszcze krok dalej, samodzielnie koncertując! Nie miałem okazji tego widzieć, ale wierzę na słowo, że artysta jest w stanie generować wszystkie (z wyjątkiem perkusji) dźwięki w czasie rzeczywistym, tak jakby grał cały zespół. Musi się chłop nieźle uwijać, bo jego muzyka wcale prosta do zagrania nie jest. Już niedługo będziemy mieli okazję posłuchać debiutanckiej płyty Bajzla, którą w połowie listopada wyda Biodro Records. Wcześniej proponuję przesłuchać demo, do pobrania ze strony artysty. Naprawdę warto.

Co mnie ujęło od pierwszego usłyszenia: mimo że posługuje się komputerem i syntezatorem – jak to mają w zwyczaju rzesze chałupników – dowala również całą masę rzeźnickich partii gitary. I do tego te wokale! Styl Bajzla określiłbym jako zderzenie Perry Farella (Jane’s Addiction) z Guzikiem (Homosapiens, Flapjack) i Mr. E (Eeels). Spośród udostępnionych piętnastu utworów kilka dosłownie rzuciło mną o glebę (o, pardon; chwyciło mnie aż po pachy). Najlepszy – słusznie wybrany na promo nadchodzącego debiutu – to utwór Window. Posłuchajcie, jak to się pięknie rozwija. Ta delikatna, ocierająca się o bossanovę gitarka, ten luźny rytm, ten fajny „Guzikowy” wokal. I jak ten beztroski numer w połowie przeradza się w niesamowity, ściskający serce hymn. I Bajzel śpiewający Take your soul and take your mind/ I cry for you I cry for us. Coś pięknego! A są jeszcze inne killery. Kity, pokazujący, że Bajzlowi nie obce są rockandrollowe odjazdy (Souljacker? Też lubię tę płytę Eelsów). Albo weźmy psychodeliczną Dancing Girl. Nowofalową Autostradę. Napędzany sambarytmem Legalized. No i jeszcze intensywny, jazgoczący Bullshit.

Ta płyta może nieźle namieszać. Czekam niecierpliwie. [m]

Wywiad z Bajzlem na brzmienia.pl


Artist site: http://www.fama.fn.pl/
ver.: polish
media: free mp3

29 października 2007

Farel Gott: Farel Gott (Dr. Farel Labs, 2007)

Farel Gott niewiele mają wspólnego z dawnym bożyszczem przodowniczek pracy bloku państw socjalistycznych, no może poza zamiłowaniem do bezpretensjonalnych melodii. Rozumianych jednak trochę inaczej, ponieważ chłopaki z Farel Gott grają hard rocka, podbitego brzmieniem stonerowym. Ta „stonerowość” to zasługa rzetelnie pracującego, ciężkiego basu i solidnie łojącej perkusji. Na swojej debiutanckiej płycie zespół nie wstydzi się inspiracji szykanowanymi w naszych mediach kapelami pokroju Monster Magnet czy wręcz Marylin Manson (w warstwie muzycznej, rzecz jasna). A przecież i takiej muzy chce się czasem posłuchać i mówi wam to wielbiciel talentu Danko Jonesa!

Jako się rzekło, Farel Gott to kawał mięsistego rocka, okraszonego heavy riffami i – tak, tak – gitarowymi solówkami. Pełno tu nawiązań do hardrockowej klasyki – można by wymienić sporo zespołów, ale najlepiej niech tych źródeł poszuka każdy na własną rękę. Jeden z numerów – Nicotine Divine – brzmi wręcz jak odpowiedź na popularny w ubiegłym roku debiut zespołu Wolfmother. Który również do specjalnie twórczych nie należy. Z jedenastu utworów zamieszczonych na płycie najlepiej słucha mi się Bomb Alarm (dynamika, energia!), Soul Seeker (najbardziej chyba stonerowy, pobrzmiewający pustynnym soundem Kyuss), Catatonic (przytomne, nawiązujące do tanecznych trendów wtrącenie na wysokości drugiej minuty) i Daeth Blues Sky (świetna riffownia w końcowej części). Wśród tych energetycznych fragmentów umieszczono kilka smakowitych, spokojniejszych przerywników, jak Storm Low, z gitarą akustyczną w roli głównego zapodawacza rytmu i lekko psychodelicznym klimatem, Jam-mess – jak wskazuje tytuł, jest to prawdopodobnie pozostałość po jednej z jamsessions, całkiem ciekawy instrumental z fajnie brzmiącym przesterem perkusji, oraz zamykający album Suicide Baby Killer, w którym niepokojący nastrój potęgują różnego rodzaju elektroniczne piski i świsty.

Nie jest to jakieś mistrzostwo świata w graniu rockandrolla, jednak Farel Gott nie aspirują do miana rewolucjonistów, oni po prostu stosują sprawdzone od ponad trzydziestu lat patenty tworząc solidną, wpadającą w ucho dawkę hałasu. Wokalista, Jakub Pieniążek, ma dość mizerny głos, co wychodzi zwłaszcza w momentach, kiedy trzeba trochę się wytężyć i porządnie ryknąć, a braki te nadrabia przetwarzając i „brudząc” swój wokal. Na szczęście też potrafi zaśpiewać niezły refren, który może nawet uda się zapamiętać na dłużej. Dobre wrażenie robi praca gitarzystów, a zwłaszcza sekcji. Gdybym miał oceniać – w skali szkolnej dałbym czwórkę za solidne rzemiosło pozbawione pretensji do wielkiej sztuki.

Zwraca uwagę pewna niespójność wizerunku zespołu (to wskazówka dla pani A. Gacek, gdyby zechciała kiedyś, gdzieś o Farelu) – muzycznie i tekstowo pozują na zakurzonych badboyów, a tymczasem z książeczki płyty spoglądają na mnie sympatyczne mordki miłych młodzieńców, takich co i staruszce ciężką siatkę poniosą, i psią kupę z chodnika sprzątną. Brak konsekwencji po prostu! Warto wspomnieć – i wspomnę – o teledysku zamieszczonym na płycie, do utworu Velvet S. Kuba Wroński, techniką przypominającą nieco montypythonowskie kreskówki, ożywia w nim stare fotografie i schematy techniczne, tworząc apokaliptyczny i absurdalny ciąg logicznie powiązanych obrazów, zmierzających nieuchronnie do wielkiego bum. Inspirujące. [m]

Band site:
www.farelgott.com
ver.: polish

Plotki: Plotki (wyd. własne, 2007)

Kto słuchał kompilacji We Are From Poland Vol.1, ten wie, czego się spodziewać po Plotkach. Ano bezpretensjonalnych, zabawnych piosenek utrzymanych w klimacie college rocka i soft noise’u, reprezentowanego na przełomie XX i XXI wieku przez poznański zespół Happy Pills. Można zresztą powiedzieć, że Plotki to duchowy – i nie tylko – spadkobierca Happy Pills.

Fajnie, że Plotki dorobiły się wreszcie profesjonalnej płyty. Minialbum zawiera osiem piosenek, znanych już w większej części, ponieważ ich wersje robocze były do ściągnięcia ze strony zespołu. Niedawno te nagrania zremiksowano i nadano im ostatecznego połysku. Teraz wszystko brzmi świetnie, bardzo czysto i energetycznie zarazem. Na płycie znajdują się zarówno wesołe, skoczne numery, jak Stinky Spam (Don’t call me crazy bitch! – tego się nie zapomina) i Lost In Da Woods (a to znamy bardzo dobrze!). Super, że Plotki odświeżają pamięć o nieco zapomnianej, a tak naprawdę bardzo ważnej dla nowej fali rocka z przełomu lat 70. i 80. grupie The B-52’s (którą uwielbiam), wykonując swoją wersję przeboju Wig (nie ma to jak peruczki). Najbardziej lubię u Plotek te piosenki, w których Natalia śpiewa po polsku. Dopiero wtedy słychać, że ma prawdziwy dryg do pisania humorystycznych, pełnych celnych obyczajowych spostrzeżeń tekstów, które do tego mają siłę przebojów. Tu oczywiście trzeba wspomnieć o piosence Pies ‘o pies (Grzecznej suce damy do miski/ Pobiegnę radośnie ze śliną na pysku), hipermarketowej love story Friscoburgerking (Od tygodni jem, lecz prawie wcale nie śpię/ Na promocjach, półkach, w koszach szukam cię) i wreszcie urokliwej Miss Virus, w której zarówno wokalnie, jak i tekstowo Natalia upodabnia się nieco do Kaśki Nosowskiej (Głupi staroć/ Bo widzisz znowu zgasł/ Obrazu, fonii nie jest skłonny/ Przywrócić do łask).

Ta płytka jest prezentem dla fanów, bardzo miłym drobiażdżkiem, który warto mieć przy sobie, gdy podła pogoda i chandra przypuszczą zmasowany atak na nasze przysadki mózgowe. [m]


Przeczytaj:
Obserwator: Plotki

Band site:
www.plotki.art.pl
ver.: polish / english
media: free mp3

26 października 2007

Komety: Akcja V1 (Jimmy Jazz Records, 2007)

Pierwsza płyta Komet trwała nieco ponad 21 minut. Najnowsza, czwarta, dokładnie 37,28. To pierwsza dobra wiadomość. Druga jest taka, że Lesław i spółka po raz kolejny nie zawiedli i nagrali płytę świetną. Nie wiem jak to się dzieje, że pan L., choć od dziesięciu lat praktycznie w kółko gra tę samą piosenkę, ciągle do mnie trafia.

Na Akcji V1 Komety brzmią tak, jak nas do tego przyzwyczaiły: jest trochę rockabilly, trochę country & western, ździebko retro bigbeatu i całkiem spora dawka punkrocka. Te szybkie kawałki brzmią wyjątkowo mocno, mocniej niż zwykle. Jak choćby szarpiący riff w Nie ufaj nikomu, intensywne łojenie w Pozerze czy ekstremalnie przesterowana gitara w Zabierz mnie do domu. To ostre i stanowcze oblicze Kobiet łagodzą piękne melodyjne piosenki, z których kilka na pewno stanie się Kometową klasyką. Już od pierwszego usłyszenia singlowego utworu Wyglądasz źle, nie można się od niego uwolnić. Również wybrany na singla numer dwa kawałek Spotkajmy się pod koniec sierpnia to prześliczna piosenka z magiczną partią gitary. Szkoda tylko, że smyczki zostały tak głęboko schowane, że ledwo je słychać. Wyjątkowo brzmią też westernowy April Rain, w którym Lesław szepcze kowbojską kołysankę i zaskakujący bogatym, zupełnie nierockowym instrumentarium (klarnet, theremin) Nikt nie kupuje twoich płyt, przypominający trochę estetyką piosenki Beatlesów (różnego rodzaju efekty dźwiękowe, jęk publiczności jak na Sierżancie Pieprzu).

Tekstowo jest równie dobrze. Po raz kolejny Lesław funduje nam zestaw smutnych piosenek o miłości i śmierci (ten przejmujący wers Tutaj na pewno umrzemy). Ale co ciekawe, wkrada się do nich nutka optymizmu. Ze łzami w oczach/ Ze łzami szczęścia/ Stoisz przed lustrem/ Uśmiechasz się do siebie/ Teraz wreszcie jesteś w ciąży/ Już nigdy więcej nie będziesz musiała być sama. Proste, ale prawdziwe słowa. Zaskakująco wypada tryptyk poświęcony karierze i show biznesowi. Czyżby jakieś osobiste rozliczenia? Wywiady, plakaty, autografy i kwiaty/ Jest jeszcze cena do zapłacenia – śpiewa Lesław w Nie ufaj nikomu. A w Nikt nie kupuje twoich płyt: Ktoś popełnił duży błąd dając ci szansę/ Teraz ktoś straci za to pracę/ Dobre recenzje mają to do siebie/ Że można je kupić za odpowiednią cenę (ale na pewno nie recenzje w Don’t Panic!).

Trzydzieści siedem minut szczęścia. A jako bonus track piosenka Johnny’ego Casha. I jak tu nie wielbić Komet?

Band site: http://www.komety.com/
ver.: polish / english
media: free mp3, video

24 października 2007

California Stories Uncovered: California Stories Uncovered EP (wyd. własne, 2007)

Zespół z Tczewa zapatrzył się w szkockiego Mogwai i… dobrze na tym wychodzi. Długie, instrumentalne bajkowo-hałaśliwe utwory to ich specjalność. Esencja shoegaze. Muzyka dla koneserów.

Było kwestią czasu, kiedy i u nas pojawią się takie zespoły. Jak zwykle jesteśmy kilka lat do tyłu, ale na szczęście CSU nie musimy się wstydzić. Płyta rozpoczyna się od stłumionych dźwięków gitary i perkusji. Momentami wręcz zanika. By w końcówce eksplodować jakże pożądanym jazgotem. Ważną rolę w kompozycjach CSU pełni fortepian, który doskonale uzupełnia zamglone, rozedrgane gitarowe tła. Te z kolei czasem dostają elektrycznego kopa i atakują gwałtownym przesterem, który dosłownie wbija w ziemię. Każdy z tych niezatytułowanych utworów – choć nie odkrywa niczego nowego, wszystko to już było i u Mogwai, i u Godspeed! You Black Emperor – ma swój niepowtarzalny nastrój, najpełniej uwalniany wieczorem, niczym zapach pewnych kwiatów, które otwierają się dopiero po zmierzchu.

Cztery utwory, każdy z nich to swoiste misterium. Jeśli lubicie to uczucie, kiedy muzyka powoli wsącza się w wasze umysły i ciała, zanurzcie się w dźwiękach Kalifornii.

Band site: http://www.csuband.com/
ver.: polish
media: free mp3 & samples

22 października 2007

The Poise Rite: Passagalia (EMI Music Poland, 2007)

Mamy już pierwsze muzyczne efekty nowej emigracji na wyspy brytyjskie. Członkowie The Poise Rite, który to zespół powstał w 1997 r. w Rzeszowie, wyjeżdżając z kraju postawili sobie jasny cel: zarobione pieniądze pchać w rozwój swojej kariery. Można powiedzieć, że plan się powiódł. Passagalia to już trzecia płyta The Poise Rite, druga nagrana jako zespół – poniekąd – brytyjski. Jednak czy oprócz tego, że zasługują na podziw jako zdeterminowani artyści dążący do wytyczonego celu, zasługują na uznanie jako muzycy i twórcy? Na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi nie ma.

The Poise Rite brzmią jak Simple Minds czy nawet U2 w warstwie wokalnej i Black Rebel Motocycle Club w warstwie muzycznej. Tak w skrócie opowiedziałbym o tej muzyce komuś, kto jeszcze jej nie słyszał. Głos Bartłomieja Zaborowskiego, wysoki i zawodzący, jest bardzo charakterystyczny i może się podobać w kilku utworach, jednak na dłuższą metę męczy i irytuje. Ponieważ wszystkie wokale, niezależnie od tempa czy klimatu piosenki, brzmią tak samo. Może i sprawdza się to w takich mrocznych, ciężkawych numerach jak Getting Old czy Keep On Trying (który zresztą nosi znamiona pokoleniowego hymnu emigrantów), ale już w energetycznych, bardzo rytmicznych, w założeniu przebojowych, Never Enough i Kill The Pain, ma się do muzyki jak pięść do oka. Z głosem Bartłomieja historia ma się tak jak z aktorem charakterystycznym – niby potrafi zagrać każdą rolę, ale i tak wszyscy obsadzają go w roli bandziora.

Brzmienie jest mocną stroną Passagalii. Chłopakom naprawdę udało się uzyskać bardzo wyrazisty i mocny sound, z ciężką sekcją i intrygującymi wejściami organów Hammonda. Rzeczywiście przypomina to trochę BRMC, z tym że niestety The Poise Rite brakuje smykałki do tworzenia przebojowych, zapadających w pamięć melodii. Nawiązania do BRMC słychać zwłaszcza w mocno gitarowym Rock And Roll, w utworach napędzanych przez taneczny hi-hat zbliżają się do Editors. W Take You Back nieźle wypada początek z ogłuszającą shoegaze’ową gitarą. Najciekawszym jednak moim zdaniem nagraniem jest instrumentalny Take Us Higher z partiami saksofonu i fajnymi zmianami nastroju. Natomiast nie rozumiem, co takiego wspaniałego jest w wieńczącym płytę numerze tytułowym. Zauważyłem, że jeśli zespół nagra dziewięciominutowe plumkanie i nazwie je w zagadkowy sposób, automatycznie ma plusa u większości polskich recenzentów „za ambicję i bezkompromisowe podejście do muzycznego tworzywa”. Ja się na to nie dam nabrać i plusa nie będzie:).

Summa summarum: Passagalia jest przeciętnym albumem wspieranym przez sugestywny marketing dużej wytwórni. Ma kilka dobrych momentów, zaskakuje też świetnym brzmieniem, jednak w całości jest męczący, a nawet nudny. Jest jednak pocieszający morał z tej historii. Być może niedługo doczekamy się nowej płyty naprawdę dobrego polskiego zespołu. Braty z Rakemna też wyjechały do Wielkiej Brytanii zarabiać kasę na życie i dalszą działalność kapeli. Przykład The Poise Rite powinien ich porządnie zmotywować.[m]

Band site: http://poiserite.com/
ver.: polish / english

19 października 2007

Obserwator: Maki i Chłopaki

Zespół z Mrozów, gdzieś w Mazowieckiem. Mają już jeden przebój, o którym z ekscytacją dyskutuje się w Sieci. Reprezentują nurt zwany przez co bystrzejszych pismaków „rockiem ściany wschodniej”. Uwaga, jeśli lubisz Muzykę Końca Lata, czytaj dalej. Jeśli nie, możesz sobie darować.

Piosenki Maków wyrastają z beznadziei małych miasteczek wschodniej Polski, gdzie nawet się nie rozmawia o braku perspektyw na przyszłość, bo po co rozmawiać o czymś, co nie istnieje. Młodzież spędza tam czas snując się niebezpiecznie otępiała od weekendu do weekendu, kiedy to w remizie zaczyna się disco. Tu trzeba grać w rytmie tanecznym/ Bo dziewczyny lubią tańczyć/ A co to jest za życie bez dziewczyn? W tamtych miasteczkach i wioskach dziewczynom ciągle można zaimponować kluczykami do małego fiata. Ten klimat świetnie oddają teksty Marcina Biernata, niby proste i beztroskie, jednak skrywające pod skórą słów bezsilność i frustrację. Piosenki Maków są fajne. Prowincjonalne, pełne nazw ulic i słów-kluczy zrozumiałych tylko dla ziomków. Błyskawicznie zagnieżdżają się w pamięci łatwymi melodiami i staroświeckim bigbitowym urokiem. Pytacie o przebój z pierwszego akapitu? Albatrosy. Znacie? Czytaliście o nim na forach? Siedem dziewcząt z Albatrosa/ Ale ty najpiękniejsza/ Najpierw sto lat samotności/ Potem parę godzin szczęścia. Prościutki punkowy rytm, przesterowana gitara i wysoki, chłopięcy wokal Marcina. Takie też są pozostałe dwie piosenki. Glany opowiadają o trudnych początkach rockandrollowego zespołu w małym miasteczku (Maki istnieją już od 2000 r., wcześniej grali jako Jaskółeczki; szkoda, że zmienili nazwę:)). Kariera mówi właściwie o tym samym, za to mamy tu wielce sympatyczną i bardzo oldskulową gitarę (ach to solo w końcówce!).

Maki i Chłopaki przywracają wiarę w piosenkę. W dobrej piosence liczy się i melodia, i słowa. Oni o tym wiedzą. I jeszcze jeden drobiazg. Pewien bardzo dziś popularny zespół też zaczynał grając na defilach i jolanach, nagrał nawet na nich debiutancką płytę. Pewnie domyślacie się, o kogo chodzi? [m]

Band site: http://www.maki-i-chlopaki.prv.pl
ver.: polish
media: free mp3

17 października 2007

Gentleman!: Anka Skakanka EP (wyd. własne, 2007)

Debiutancka EP-ka młodej załogi z Trójmiasta brzmi bardzo obiecująco. Już ich pierwsza piosenka – Ego – wywołała spory ferment wśród fanów indie rocka. Całkiem zasłużenie, bo to naprawdę kawał przeboju, w dodatku sprawnie zaśpiewanego w ojczystym języku. Wyrazisty rytm, modne, brytyjskie brzmienie i chwytliwy refren – czego chcieć więcej? Idealny początek kariery. Ok, to słowo może zbyt wielkie, powiedzmy, że chłopaki mają szansę zaistnieć w świadomości szerszej publiczności. Może być?

Ego powstało jeszcze w trzyosobowym składzie. Potem doszło dwóch muzyków, w tym nowy wokalista i powstały kolejne piosenki. Pocieszające jest, że Gentleman! całkiem dobrze radzi sobie z pisaniem polskich tekstów. Na przykład ten w piosence Jaśkowa: To tutaj ją widziałem/ Z autobusu, kiedy biegła w dół/ Wtedy nie wiedziałem/ Jak wielki umie zadać ból/ Dzisiaj to nieważne/ I chyba już nie kocham jej. Ładne. W dodatku kompozycja ma coś w sobie: melancholijny feeling, stonowane gitary. Po polsku jest jeszcze tytułowa Anka Skakanka, udana próba zmierzenia się z akustyczną balladą (jedyny zgrzyt to lekki dysonans wywoływany przez bas, ale może to tylko moje wrażenie). Your Neighbour Got Your Car to wpadający w ucho, ale – takie mam przeczucie – jednorazowy przebój, zbyt natarczywie naśladujący modę z Wysp. Za to w Cops zespół zupełnie zmienia klimat, przeskakuje przez ocean i zmienia się w naśladowców Interpol. Ale trzeba przyznać, że w tym monotonnym, nabijanym stopą rytmie i stopniowo dawkowanym gitarowym jazgocie, tkwi spora siła. No i ten piękny finał... Wciąga z przesłuchania na przesłuchanie.

Mimo że to dopiero pierwsza EP-ka, można już pomału wieszczyć – Muchy będą miały silną konkurencję.[m]

Band site: http://www.myspace.com/gentlemanpl
ver.: polish / english

15 października 2007

Obserwator: Manchester

Manchester z Torunia to brakujące ogniwo pomiędzy wystylizowanym na guru młodzieżowej kontestacji Myslovitz a proletariacko wdzięczącym się do tej samej publiki Negatywem. Nazwa zobowiązuje: Manchester kojarzy się z przemysłowym miastem, gdzie życie dało ludziom w kość – i piosenki zespołu traktują o przyziemnych tematach, zwykłych codziennych problemach, porażkach i chwilach triumfu przed kumplami z dzielnicy. Jest w nich bezrobocie, emigracja za chlebem, problemy małżeńskie, są prowincjonalni gangsterzy w 15-letnich beemwicach, seksstrony w Internecie, picie piwa przed telewizorem. Samo życie, chciałoby się powiedzieć.

Piosenki Manchesteru. Bombowe. Zabójczo melodyjne (choć zero w nich oryginalności), dowcipne, szczere, dobrze zagrane. Tematy, o których była mowa wyżej, podane są w sposób wyjątkowo bezpretensjonalny, a teksty, choć nie traktują o wzniosłych uczuciach i wahnięciach moralnych duszy, naprawdę trafiają w sedno. Maciek Tacher śpiewa o pułapce, jaką jest dla młodego faceta małżeństwo (A mogłem się nie żenić, Zero życia), o źle ulokowanych uczuciach (Kobiety są złe, Dziewczyna gangstera, Nie mam szans), o ukochanej drużynie piłkarskiej (Man United). A wszystko to w oprawie prostej gitarowej muzyki o zdecydowanie brytyjskim rodowodzie. Wydawać by się mogło, że ta muza znudzi się po przesłuchaniu kilku tracków, ale nie, te kilkanaście piosenek (chłopaki są bardzo płodni, do tego wszystko udostępniają za darmo) przemyka przez głowę bez żadnego bólu, a po jakimś czasie znowu chce się słuchać. W dodatku Manchester dość umiejętnie urozmaica swoje utwory, czasem o dość zaskakujące elementy: w Do gwiazd jest to wsamplowany krzyk kobiety nadający zwrotkom wręcz hiphopowej rytmiki, w By móc zapomnieć piękne partie skrzypiec, a w klimatycznym Tik tak wolno płynie czas zgrabnie wpleciony fortepianowy motyw.

Może ktoś się obruszy, że ten Manchester jest mało ambitny, że to prawie popelina, ale cholera, jak tu ich nie lubić za teksty takie jak ten: Ty znowu chcesz się kochać/ Ja już nie mam sił/ Chociaż rzuciłem fajki/ I nie będę pił. Albo ten: Ten zmarnowany czas/ I ten stracony szmal/ I tylko po to, by usłyszeć/ Nie masz żadnych szans! Zdołowani? :) [m]

Band site: http://www.manchester.art.pl/
ver.: polish
media: free mp3

Muzyka Końca Lata: 2:1 dla dziewczyn (Sonic Alternative Nation Group, 2007)

Lato się skończyło, więc jest druga płyta Muzyki Końca Lata. Oby tak było już zawsze! Kiedy piszę te słowa, płyta powinna być już w sklepach – ale niestety jej nie ma. Jednak skoro na stołecznym stadionie w połowie meczu eliminacyjnego do mistrzostw Europy mogło zgasnąć światło i nikt się tym nie przejął, to i my nie przejmujmy się małym poślizgiem wydawcy. 2:1 dla dziewczyn już niedługo na rynku.

Czy warto kupić? Mowa! Jeśli podobało wam się Jedno wesele, dwa pogrzeby, zakochacie się w nowej płycie Muzyki od pierwszego usłyszenia. Dostajemy wszystko to, co już znamy, tylko w jeszcze bardziej piosenkowej i jeszcze lepiej brzmiącej wersji. Za brzmienie odpowiedzialni są bracia Kapsowie i ich studio Electric Eye – i to powinno wystarczyć za rekomendację. A jak repertuarowo, czy coś się zmieniło? Tylko tyle, że MKL zrezygnowali z utworów instrumentalnych (trochę szkoda, ale... patrz niżej) i wypełnili swoją płytę trzynastoma zabójczo przebojowymi piosenkami.

MKL to dla mnie prawdziwy fenomen. Teksty ich piosenek traktują o tematach ulubionych przez prowincjonalnych artystów disco polo, ich melodie często ocierają się o styl weselnej kapeli – chłopaki balansują na cienkiej granicy pomiędzy tzw. muzyką ambitną a kiczem. A mimo to zawsze wychodzą obronną ręką! Kiedy Bartosz Chmielewski śpiewa Dzidziu/ Ostatni pociąg uciekł mi/ Wypiłem z kolegami piwa trzy/ I do ciebie chciałbym przyjść/ I przytulić się, Dzidziu, to wiemy, że jednocześnie puszcza do nas łobuzerskie oko. Kiedy zespół gra przytulańca rodem z wczasowych potańcówek – ani chybi kolejnego bękarta Białego misia – jak w 16 skończy w czerwcu, to i tak spodziewamy się, że zakończy go zadymiarską partią gitary, która wywoła osłupienie na twarzach wypitych gości zatopionych w obfitych biustach partnerek po czterdziestce. Oni są luźni, to luźni goście są. A kiedy Bartek i Karotka (Magda Turłaj z Kawałka Kulki gościnnie w kilku piosenkach) śpiewają w duecie: Bo kiedy usta lgną do ust/ Nie myślę wtedy już o niczym/ Zamykam oczy/ Poddaję się, wiemy, że śpiewają to szczerze, z głębi serca. O mój miły/ Mam pod sercem ziarnko życia/ Tak bym chciała, byś przy mnie był – czy gdyby te słowa zaśpiewała jakaś Doda lub Mandaryna, uwierzylibyście jej? Lecz gdy śpiewa je słodka Karotka, wiemy, że śpiewa siebie, a historia opowiedziana w utworze W środę wieczorem jest prawdziwa. Nie mam pojęcia, jak oni to robią, że teksty, które na papierze mogą wyglądać jak kicz czy grafomania, w wykonaniu Bartka i Karotki brzmią tak cholernie szczerze. I to jest właśnie ta tajemnica.

Muzycznie płyta skręca w kierunku zapomnianego już nieco w kraju nad Wisłą college rocka, czy nawet grunge’u. Oczywiście nie całościowo, mowa tu tylko o pewnych smaczkach, jak druga gitara w Piękna 7a (przester!), kapitalny duet gitar w Na Cienkim albo nisko mruczące basisko w najbardziej amerykańsko brzmiącym numerze Ona nie chce jeszcze spać. Nie brakuje tu chwytających od pierwszego usłyszenia przebojów: Piękna 7a, Ekstramocne, Chłopaki, Rude drzewa. Jedyne, czego mi brakuje, to wspomniane na początku instrumentale, które tak doskonale wpasowywały się w pierwszy album MKL. Ale... Chłopaki już zapowiadają kolejną płytę. Mam nadzieję, że tym razem będzie to rzecz totalnie niekomercyjna i antypiosenkowa. Marzy mi się coś takiego jak Skalary, mieczyki, neonki Myslovitz w wydaniu Muzyki Końca Lata. Czy się spełni?

MKL to dziś najlepszy – obok Pustek – piosenkowy polski zespół. Niech inni młodzi patrzą na nich, słuchają ich piosenek i idą w ich ślady. A wtedy będziemy mieli swoją własną rewolucję nowego rocka. [m]

Przeczytaj:
Muzyka Końca Lata: Jedno wesele, dwa pogrzeby

Band site: http://www.mkl.art.pl/

12 października 2007

Mr. S: Extracerebral (Artificial Bliss, 2007)

Ambitny projekt solowy Sławka "Mr.S" Bardadyna, który swoją płytę tworzył przez cztery lata. To on jest odpowiedzialny za całą elektronikę, sample, partie fortepianu i rhodesa. W tej długiej, pełnej wzlotów i upadków, nadziei i zwątpień pracy - jak wspomina w jednym z wywiadów – wsparli go dodatkowi muzycy grający na żywych instrumentach i wokalistka Natalia Braciszewska.

Extracerebral to kojąca porcja downtempo i chilloutu. Wysmakowane, eleganckie kompozycje na późny wieczór, którego wcale nie trzeba spędzać przed telewizorem. Można na przykład pójść wcześniej do łóżka... Wśród trzynastu utworów znajdą się i ambientowe, prześlizgujące się na granicy percepcji, snuje (Second Thought, Coda – Sunscale), i bardziej wyraziste, wypełnione nujazzowymi smaczkami tematy (Super)(nova, Les Enfants Mortes z piękną partią trąbki), wreszcie nagrania nawiązujące do trip-hopu i breakbeatu (świetny mroczny numer Hemisphere Right czy połamany rytmicznie, rozbudowany Suave). Jest jeszcze jedna piosenka (w dwóch wersjach), Historia piękna spojrzenia, jednak wydaje mi się, że zbyt popowy wokal i pretensjonalny tekst są w niej zupełnie zbędne, bo muzycznie kompozycja jest na tyle urokliwa, że obroniłaby się bez nich.

Ta muzyka znakomicie wtapia się w tło, pozwala się odprężyć. Kilka kompozycji wyrywa się z szeregu nieco bardziej intensywnym rytmem i cięższym klimatem (zwłaszcza Hemisphere Right) i szczerze mówiąc są to najlepsze momenty na płycie. A może po prostu tęsknię za czasami, kiedy królował Massive Attack? [m]

Artist site:
http://www.mr-s.pl
ver.: polish / english
media: free mp3 (full HPS EP)

10 października 2007

Blogvertising – koniec niezależności blogów czy efekt profesjonalizacji?

Dziś trochę inaczej, bo nie o muzyce. Dowiedziałem się niedawno o inicjatywie serwisu krytycy.pl, która jest kolejnym sposobem na biznes w Internecie, ale też ciekawym eksperymentem, w którym mam wielką ochotę wziąć udział. O co chodzi? W skrócie mówiąc o wykorzystanie blogów jako nośnika reklamy, PR-u, pozytywnego przekazu. Spokojnie. Nie chodzi o kryptoreklamę czy nachalne naciąganie czytelników bloga na kupno jakiegoś produktu. W kampaniach prowadzonych przez serwis krytycy.pl obowiązują jasne zasady etyczne. To bloger sam wybiera temat, o którym chce pisać, sam też ustala stawki za tekst. Reklamodawca nie ma prawa narzucić blogerowi opinii ani stylu, w jakim tekst ma zostać napisany. De facto oznacza to, że reklamodawca płaci autorowi bloga tylko za zainteresowanie jego ofertą.

Okazuje się, że to się opłaca (czy naprawdę, to się dopiero okaże) obu stronom. Bloger dostaje pieniądze za pisanie – czyli za swoją pracę. Nie oszukujmy się, blogi coraz bardziej się profesjonalizują. Takie jest działanie rynku – czytelnicy wracają na te blogi, które są prowadzone rzetelnie, często aktualizowane, które po prostu traktują ich poważnie. A to dla autora (lub autorów) poważne wyzwanie – dążenie do profesjonalizmu pochłania coraz więcej czasu i energii. To fakt. Dlaczego więc blog nie miałby na siebie zarabiać? Banery, reklamy kontekstowe to już codzienność na większości stron internetowych. To kolejna forma reklamy, różniąca się jednak od wymienionych największym spersonifikowaniem. To krok dalej od bezosobowych, generowanych automatycznie reklam kontekstowych Google. I tu docieramy do korzyści dla reklamodawców. Dlaczego opłaca im się płacić blogerowi? Ponieważ docierają w ten sposób do ściśle określonej grupy odbiorców. Ponieważ renomowany blog oznacza autorytet i znacznie większą siłę oddziaływania niż głupia reklama w TV skierowana do wszystkich, czyli do nikogo. To ma sens, prawda?

Oczywiście wszystko to na razie piękna teoria. Zgodziłem się zostać królikiem doświadczalnym i wypróbować działanie tego systemu na sobie – i przy okazji na Was, drodzy czytelnicy (vel readers :)). Możecie się z tym zgodzić lub nie. Każda opinia będzie dla mnie ważna.

Jeszcze jedno. Istotną cechą tego systemu jest informowanie w tekście, że ma on charakter komercyjny i powstał na zlecenie serwisu krytycy.pl. I to jest moim zdaniem najważniejszy punkt zabawy. Oznacza bowiem, że zabroniona jest reklama ukryta, podstępna i nieuczciwa. Każdy tekst zlecony zostaje specjalnie oznakowany – również po to, by fachury z krytycy.pl mogli badać efekty prowadzonej kampanii. [m]


Więcej informacji: http://www.krytycy.pl/

Krytycy.pl

9 października 2007

Ścianka: Secret Sister (My Shit In Your Coffee EP, 2007)

Nie lubię jazzu. Tego rozumianego w klasyczny sposób. Czyli kontrabas, perkusja, gitara + instrument wiodący blaszany typu saksofon czy trąbka. Taka muzyka mnie najczęściej irytuje. Zakręcone, kakofoniczne sola, ogólny hałas i chaos. Sorry, ale urodziłem się w samym środku lat 80., a nie zaraz po wojnie... Jak tym instrumentem jest klarnet, obój, a najlepiej fortepian/klawisze – wtedy jazz zmienia dla mnie swoje oblicze – jest przyswajalny, melodyjny, uporządkowany, improwizacje nie wwiercają się tak w ciało, a wręcz działają kojąco na mój stan psychofizyczny podczas obcowania z nimi.

Maciej Cieślak postanowił wydać płytę, a dokładniej 24-minutową EP/mini LP, który byłaby chwilą wytchnienia - po trudnym i ciężko przyswajalnym dla niezaznajomioną z twórczością kapeli publiką Panu Planecie. Wybrał jazz, choć równie dobrze mogłoby to być elektro, chillout czy blues (czyli klimaty, w których zespół raczej nie zagłębiał się na swoich pełnowymiarowych albumach, co innego EP-ki czy koncerty – temat na dość obszerny esej). Dwa utwory - umieszczone jakiś miesiąc przed premierą i związaną z tym wydarzeniem trasą – to praktycznie to, co fan Ścianki, niefan jazzu powinien znać. W pierwszej, tytułowej kompozycji, wyróżnia się urocza melodia gitary (autorstwa M.C.), w drugim nastrój buduje flet (na którym gra Ireneusz Ziętek, oprócz niego za „blachę” na płycie odpowiedzialny jest Tomasz Ziętek – człowiek-instytucja, obecnie najbardziej kojarzony z postjazzowym Pink Freud). Można do tego dodać jedyną śpiewaną kompozycję na albumie, gdzie próbkę swoich możliwości wokalnych daje Michał Biela – Jasmine Girl; ten utwór był zresztą jedynym z tej płyty, jaki Ścianka grała na koncertach, w podstawowym 3-osobowym składzie. Jedynymi szczęśliwcami, którzy mogli zobaczyć set jazzowy w 5-osobowym składzie byli mieszkańcy stolicy polski i stolicy polskiego niezalu, czyli Warszawy i Gdańska ;). Utwory Shopping, a w szczególności The Ball Scene Theme (ten okropny, kakofoniczny finał – patrz wyżej) możecie sobie darować. Dość ciekawie nawet przedstawia się „pojaśminowa” część płyty. Choć nadal nie jest to muzyka, za którą przepadam, to tracki Monica Found Death z duszącym, zadymiono-schizofrenicznym klimatem (świetnie wybrany tytuł), czy Chasing Room, będący luźną improwizacją na temat utworu tytułowego, nie pozostawiają obojętnym.

O czym jeszcze należałoby wiedzieć? O koncepcie tej płytki oraz stronie graficznej i dystrybucyjnej przedsięwzięcia. W skrócie: Sekretna/Tajemna Siostra to projekt będący cudem odnalezionym soundtrackiem do nieistniejącego filmu, którego wszystkie kopie uległy dematerializacji. Całość wydana jest w estetycznym digipacku i sprzedawana była tylko na koncertach po niskiej cenie. A o polskim cwaniactwie i Allegro to chyba nie muszę pisać – domyślicie się, prawda? [camel]

Przeczytaj:
Scianka: Pan Planeta

Band site:
www.scianka.com
ver.: polish / english

media: free mp3, video

8 października 2007

Divealone: The Letitout EP (wyd. własne, 2007)

Za projektem Drivealone stoi jeden człowiek, Piotr Maciejewski, na co dzień basista zespołu Muchy. Piotr postanowił samodzielnie zrealizować swoje – zupełnie odmienne od tego, co robi w Muchach – pomysły i tak powstała EP-ka The Letitout. Mylą się jednak ci, którzy spodziewają się kolejnego singera/songwritera śpiewającego melodyjne piosenki przy akompaniamencie gitary akustycznej. Drivealone to twarde rockowe brzmienie, gęste od tracków, za które normalnie odpowiada co najmniej trzech ludzi. Piotr nagrał wszystkie ścieżki, gitar, basu, perkusji i oczywiście wokali, samodzielnie. Efekt jest co najmniej interesujący.

Młodzi polscy artyści w ostatnim czasie najczęściej wzorują się na muzyce brytyjskiej. Być może licząc na to, że te dźwiękowe podróbki i u nas zyskają uznanie fanów i wyzwolą efekt sprężyny, czyli błyskawicznej kariery, sławy, kontraktu. Drivealone wybiera inną, trudniejszą drogę. Inspiracji Piotra zdecydowanie należy szukać za oceanem. Muzycznie i tekstowo The Letitout jest płytą dość trudną w odbiorze, bardzo introwertyczną, wymagającą znacznie więcej wysiłku od słuchacza niż wspomniane imitacje britpopu. Drivealone nie oferuje prostych melodii; piętrząc dysonanse, gitarowe brudy i nieoczywiste rozwiązania wokalne, dokonuje naturalnej eliminacji osobników nieprzygotowanych na trudniejsze dźwięki. W The Letitout słychać echa twórczości wielu gitarowych zespołów amerykańskich, jak choćby Built To Spill (jednak Drivealone wyraźnie brakuje ich lekkości) czy Modest Mouse. Jako się rzekło, na The Letitout nie ma przebojów. Być może był to zabieg celowy, bo właściwie wszystkie nagrania taki potencjał mają, ale zawsze pojawia się w nich coś, co je „psuje”. A to zbyt kwadratowo brzmiąca gitara, a to fałsz łamiący melodię refrenu. Przekora czy brak wyczucia? Stawiam na to pierwsze, to może być forma buntu wobec bardzo przecież chwytliwej muzyki granej przez macierzystą formację Piotra. Z tego też powodu nie wyróżniam żadnej kompozycji. Wszystkie są dość zbliżone do siebie klimatem i brzmieniem. Tej płyty po prostu trzeba słuchać jako całość i albo ją zaakceptować, albo w całości odrzucić.

Wydaje mi się jednak, że ten materiał zyskałby wiele, gdyby nagrał go zespół. Słuchając płyty czuje się mozół włożony w cierpliwe nagrywanie wszystkich tracków przez jedną osobę. Czasem tym ścieżkom brakuje polotu i spójności, czasem ten mechanizm zgrzyta. Podział funkcji obowiązujący w zespole ma tę zaletę, że każdy z muzyków odpowiada za swoje poletko i stara się być na nim najlepszy. No tak, ale rozwijając tę myśl, Drivealone musiałby zamienić się w Drivetogether. [m]

Artist site: myspace profile
ver.: polish / english
media: free mp3 (full EP)

Muzyka alternatywna - definicja (wg Pielewina)

Czytając powieść Wiktora Pielewina Generation 'P' natknąłem się na taki oto fragment:

„Muzyka alternatywna to taka muzyka, której komercyjność polega na skrajnie antykomercyjnym ukierunkowaniu. Że tak powiem, na antypopowości. Dlatego też, żeby odnieść sukces, muzyk alternatywny musi przede wszystkim być bardzo dobrym pop-handlowcem (...)” (przekład E. Rojewska-Olejarczuk, wyd. W.A.B. 2002).

No i co wy na to? Chyba dość trafne:)
[m]

Obserwator: Balsam

Balsam to czterech facetów z Wrocławia, którzy postanowili odciąć się od zgiełku cywilizacji oraz nieprzerwanego bełkotu polityków i tworzyć muzykę czystą, melodyjną, wyrafinowaną – i to zarówno pod względem instrumentalnym, jak wokalnym. To co ich wyróżnia, to niezwykle przejrzyste akustyczne brzmienie i wokale Maćka Sołtysa, zupełnie nierockowe, bliższe raczej „czarnego” stylu śpiewania. Biały r’n’b? Akustyczny soul? Czemu nie. To wprawdzie tylko etykietki wymyślone naprędce, ale chyba dość dobrze oddają klimat twórczości zespołu.

Balsamu możemy posłuchać za pośrednictwem serwisu megatotal.pl. Spośród kilku udostępnionych tam nagrań najlepszym jest Worth. Ten kawałek znalazł się na kompilacji We Are From Poland Vol. 1 i jestem przekonany, że wielu z was doceniło ten wybór. Worth ma i przebojową nutę, i sporą dynamikę, i wreszcie to niesamowite przejście zaczynające się pod koniec drugiej minuty. Ciareczki przechodzą, prawda? Świetne są też She Closes Her Eyes, z miarowym kontrabasem w tle i dyskretnym akompaniamentem perkusji. I jeszcze Mavis Day z pięknymi harmoniami wokalnymi i nastrojową gitarą. Cudo! Na tym tle dość zaskakująco wypada Inside. Według słów Marcina Kisieckiego, perkusisty Balsamu, jest to dopiero szkic, wstęp do właściwego utworu. Zaskakuje w nim elektroniczny beat i agresywny styl śpiewania, kojarzący się z manierą Mike’a Pattona. To może być ciekawy kierunek rozwoju. Całość wieńczy Sprocket, sympatyczna piosenka zaśpiewana po polsku.

Znużenie dziesiątkami podobnych piosenek pomoże złagodzić Balsam. Wierzcie mi, to działa.

Band site: http://www.balsam.in/
ver.: polish

4 października 2007

Broadway Taxi: Broadway Taxi EP (wyd. własne, 2007)

Kolejny zespół z Łodzi, która ostatnio staje się prawdziwym zagłębiem młodych kapel. Broadway Taxi gra trochę ponad rok, a już może się pochwalić obiecującym repertuarem. Muzyka zawarta na wydanej własnym sumptem EP-ce to przebojowy indie rock nawiązujący do dzisiejszej sceny brytyjskiej. Można się spodziewać lekkich melodii i wpadających w ucho refrenów.

Trzeba im przyznać, że potrafią kupić słuchacza już od pierwszych taktów. Escape wbija się w mózg z siłą szalejącego po listach przebojów (co za ironia!) hitu. Swawolnie zaśpiewane, bardzo „brit” zwrotki i chóralne refreny przywodzące na myśl angielskich neopunkboyów z Babyshambles, do tego pięknie wyjące gitary – czegoż więcej trzeba? Lilie Suicide Disaster z kolei ujmuje bardziej subtelną linią melodyczną, ale i zadziornym krzykliwym dośpiewywaniem tekstu. Nieźle wyszło. Zaskoczenie to utwór Mono. Po pierwsze po polsku. Po drugie tekst jakby zaangażowany politycznie, sprzedający antysystemowy bunt w opakowaniu fajnej gitarowej melodii. Nie chcemy informacji/ Sprzedawanej przez TVP/ Politycznie obiektywnej/ W systemie mono. Chłopaki wmiksowali w utwór fragmenty przemówień pierwszych sekretarzy i – a jakże – wieńczące dzieło słynne zdanie niejakiego Lecha K. Nowym Kultem to oni raczej nie zostaną, a Mono raczej należy potraktować jako ciekawostkę, niż kierunek z przyszłością. Na koniec Silence, pozbawiony wyrazu, chociaż poprawny, instrumental.

Żadne tam odkrywanie Ameryki, czy raczej – Brytanii. Kawał dobrego, rozrywkowego rackandrolla. I tak trzymać.

Band site:
myspace profile
ver.: polish / english

1 października 2007

We Are From Poland Vol. 1 (Don't Panic Publishing, 2007) [PL] [EN]

Don't Panic We Are From Poland prezentuje / presents:

1. The Mothers Night Life In Big City
[PL] Tytuł mówi wszystko. Kawałek na rozgrzewkę, dobry jak łyk napoju energetyzującego. The Mothers pochodzą z Kędzierzyna-Koźla. Ich debiutancka płyta ciągle pozostaje w sferze planów.
[EN] A title speaks everything. This song is like a draught of energy drink, so drink it! Band from Kędzierzyn-Koźle, before debut.

2. Plotki Lost In Da Woods
[PL] Zabawna i przewrotna piosenka o tym, co się dzieje, kiedy nieodpowiednia osoba znajdzie się w nieodpowiednim miejscu. Zespół z Poznania, złożony z doświadczonych muzyków (ex Happy Pills, Pidżama Porno) oraz młodej wokalistki Natalii Fiedorczuk (także Orchid). Przed debiutem płytowym.
[EN] Funny song in college rock style about the city girl who… lost herself in the unfriendly forest. Band from Poznań, before album debut.

3. Pawilon Retro
[PL] Big beat, brzmienie retro i zabawne teksty to wizytówka tej trójmiejskiej formacji. Z muzyką Pawilonu każda impreza się uda! Piosenka pochodzi z debiutanckiej płyty zespołu.
[EN] From debut album of this 3-City (Gdańsk-Sopot-Gdynia) band – funny and optimistic rock’n’roll!

4. Max Weber Seven Stars
[PL] Surowa energia i motoryczny puls tej piosenki da wam prawdziwego kopa. Zespół pochodzi z małej miejscowości Sobienie Jeziory, a brzmi jak porządny amerykański band. Utwór z sesji demo.
[EN] Severe energy and motor pulse of this song will kick you up for sure. Group from little locality Sobienie Jeziory, but sounds like good american band. Track from demo session.

5. C4 Dystans
[PL] Ta piosenka zaczepia się w głowie na długo – sami sprawdźcie. C4 pochodzą z Warszawy i nie dorobili się jeszcze debiutanckiej płyty.
[EN] This song is really hooked in head. Just taste it! C4 is the band from Warsaw, before debut. Track from demo session.

6. Cow Army Flowers Rising
[PL] Młody zespół z Poddębic w województwie łódzkim. Flowers Rising ma swój klimat: trochę deftonesowego metalu, trochę hałaśliwego shoegaze. A do tego kawał przebojowej melodii.
[EN] Young group from Poddębice (nearby Łódź). This is one from two recorded songs, you hear in a little of Deftones metal groove, and piece of noisy Mogwai’s shoegaze. And some nice melody.

7. Girlsband Piżmaki
[PL] Niech was nie zmyli nazwa! To nie jest zespół złożony z seksownych czik tańczących na rurkach. Girlsband grają hipnotyczny noise, niepozbawiony akcentów humorystycznych. Piosenka pochodzi z EP-ki Piżmaki, a zespół z Warszawy.
[EN] No, it’s not the girls’ band, seriously. This is not group of sexy, brown chicks dancing on the tubes! These guys play hypnotic noise, but, belive me, it’s very crazy and humorous art. Track from Piżmaki EP (title means: Musk-Rats). Band from Warsaw.

8. Julia Marcell Twin Heart [piosenka zmieniona na prośbę artystki]
[PL] Urocza, dziewczęca i... przedsiębiorcza Julia Marcell – pierwsza polska gwiazda serwisu Sellaband.com. Piosenka z EP-ki Storm. Julia Marcell pochodzi z Olsztyna.
[PL] Charming, girlish and... entrepreneurial Julia Marcell from Olsztyn – first polish star of Sellaband.com. Song from Storm EP.

9. Orchid Call To The Past
[PL] Jedna z ładniejszych piosenek tego roku. Poznański Orchid nagrywa właśnie swoją debiutancką płytę, a my słuchamy utworu z EP-ki Trakk_Soundsampler.
[EN] One of the nicest songs of this year. Poznań based group is working actually on debut LP. We listen track from Trakk_Soundsampler EP.

10. Kawałek Kulki Jeśli
[PL] Wszyscy z niecierpliwością czekamy na debiutancki album "polskich Architecture In Helsinki" z Gorzowa. Czekanie umili nam piosenka z EP-ki Radio Wieprzyce.
[EN] Band called ‘polish Architecture In Helsinki’ from Gorzów. Group’s name means ‘Scrap Of Little Ball’, and perfectly refleets crazy style of its music. Track from Radio Wieprzyce EP.

11. Plug And Play She Only Fucks With The Music
[PL] Najnowsza, niegrzeczna piosenka lubelskiego zespołu Plug And Play. Dalszy ciąg powstającego dema. Tańcz, kochanie. Po prostu tańcz.
[EN] The newest, nasty song from Lublin based Plug And Play. Demo track. Dance, babe. Just dance.

12. Mikrowafle Cicha noc
[PL] Nieprzewidywalna i niepodrabialna załoga. Każdy ich koncert to kosmiczne przeżycie. Prowokująca i dowcipna piosenka z EP-ki Cziornaja pora. Zespół zalogowany w mieście Łodzi.
[EN] The craziest disco band in Eastern Europe. Each live gig is cosmic and comic experience. This song, from Cziornaja pora EP, is really provocative and witty (title means Silent Night). Band is logged in Łódź.

13. Asi Mina Dressing
[PL] Domowy projekt Asi Bronisławskiej, matki, żony, siostry, sąsiadki… Piosenka pochodzi z płyty Wszystko mam! Tylko gdzie? A artystka – z Katowic.
[EN] Home music project of Asia Brosnisławska, mother, wife, sister, neighbour… Song from LP Wszystko mam! Tylko gdzie?/ I have all! But where? We know where – in Katowice!

14. Gabriela Kulka In The Lens
[PL] Prawdziwa gwiazda, której blask dotarł w tym roku do wielu nowych fanów. Córka znanego skrzypka Konstantego Kulki, która idzie własną muzyczną drogą. Gabriela mieszka w Warszawie. Piosenka z płyty Out. Zamknij oczy. Słuchaj. Zakochaj się.
[EN] True star, which shine comes to many new fans in this year, crucial for the artist. Gabriela Kulka is daughter of famous
violinist Konstanty Kulka, but she goes by her own music way. Gabriela lives in Warsaw. Opening track from the great album Out. Close your eyes. Listen. And fall in love.

15. Pambuk Ghost
[PL] Zespół z kilkuletnim stażem, pochodzący z Krakowa. Obecnie nagrywają debiutancki album. Ghost oferuje melodyjny motyw przewodni ubrany w brudne nowojorskie brzmienie basu i klawisza. Zaraża na długo! Piosenka z Pambuk Sex Tapes EP.
[EN] Band from Cracow, they record first album at present. Ghost offers melodious leitmotiv dressed to dirty new york tone of bass guitar and keys. It infects on long time! Song from Pambuk Sex Tapes EP.

16. Organizm Funk 1
[PL] Warszawski Organizm składa hołd największemu polskiemu zespołowi lat 80. – Republice. Pulsująca energia tego nagrania poderwie was na nogi! Utwór z sesji demo.
[EN] Warsaw based band sounds like polish new wave mega star of 80’s – Republika. Pulsating energy start you up and kick your asses! From demo session, band before debut.

17. Iowa Super Soccer The River
[PL] Z polskiego Manchesteru zupełnie nie britpopowa muzyka. Mysłowicki ISS to słodkie melodie i altcountry’owe brzmienie gitary akustycznej. Piosenka z EP-ki Dreams So Hard To Beat.
[EN] From Mysłowice, called polish Manchester, capital city of polish britpop sound, absolutely not-britpop music. ISS is sweet melodies and altcountry vibrations of acoustic guitar. Song from Dreams So Hard To Beat EP.

18. Balsam Worth
[PL] Akustyczny soul i r’n’b? Tak, i to w znakomitym wykonaniu białasów z Wrocławia. Piosenka z sesji demo. Kołysz się, mała. Poczuj rytm.
[EN] Acoustic soul and r’n’b from whitemen residing in Wrocław. Song from demo session. Let sway, honey. Feel the rhythm.

19. Rotofobia Muszę już iść
[PL] Zmęczeni muzyką? Pijani dźwiękami? Trzeba już iść, wracać do domu! Warszawska Rotofobia poprowadzi was prosto do ciepłej taksówki. Piosenka z EP-ki Rotofobia.
[EN] Tired of music? Drunken by sounds? Have to go, go home! Warsaw’s Rotofobia will lead you for warm taxi cab. Song from Rotofobia EP.

Czas łączny / Total time: 69.31
Waga pliku / File weight: 89 MB


Miłego słuchania! / Enjoy the music!

pobierz/download

[zgłoś niedziałający link / please report dead link]

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni