22 września 2008

Reverox: The Unexpected (Revetunes, 2008)

Długo kazali nam czekać na tę debiutancką płytę. Ale warto było: zespół, który rok temu rozkręcał niejedną rockową antenę świetnym The Unexpected, a w tym roku fragment swojej piosenki użyczył reklamówce Heineken Open’er Festival – nie zawiódł. Ta płyta jest oddechem od buractwa, pozerstwa i szpanerstwa. To końska dawka energii i pozytywnych emocji. To muzyka, która nikogo nie uzdrowi, nikogo nie zbawi, ale znakomicie wpisuje się w rytm życia w mieście – szybki, nerwowy, chaotyczny. Przyznaję, że ostatnio poruszam się po mieście z Reveroksem w playerze i dobrze mi z tym (no i jeszcze żyję, to najważniejsze).

Wyjaśnijmy kwestię utworu tytułowego, który zapewne część z czytelników kojarzy w starszej, nieco bardziej heavy, wersji. Numer pojawił się nawet na paru listach przebojów, a zapewne wielu słuchaczy nie zdawało sobie nawet sprawy, że wykonuje go polski band. The Unexpected pełni honory gospodarza płyty i nic w tym dziwnego – kompozycja wciąż się broni niezwykle charakterystycznym motywem gitar. Zespół nieco zmienił kompozycję, dopasował ją do brzmienia płyty. Jest mniej przesterów, ale wciąż bardzo do przodu. Podobnie postąpiono z 70 – jest to piosenka, która chyba na zawsze pozostanie moją ulubioną jeśli chodzi o ten zespół. Znakomity refren, którego nie powstydziłyby się kapele pokroju China Drum, Serafin czy Nine Black Alps. Jasne, nie są to może nazwy z rockowego Olimpu, jednak dla niektórych są lub były na tyle ważne, by o nich pamiętać. Co mi się podoba w muzyce wymienionych grup, to to, że nie usiłują wciskać nachalnie swoich melodii, nie są na siłę przebojowe, modne, nie chcą błyszczeć w świetle fleszy. Grają swoją prostą muzykę, która niekoniecznie wpada w ucho od razu. Reverox podąża właśnie tym tropem. Znane od dawna nagrania początkowo ciągną całą płytę, ale z czasem swoją szansę dostają również inne, nowe utwory. Kapitalne jest zakończenie w postaci Fire In Your Ears (to właśnie ten kawałek znalazł się w radiowej reklamie Open’era). Prawdziwa eksplozja highlightów i rozbrajające zagrywki gitarzystów. No właśnie, w muzyce Reverox słychać dwóch gitarzystów. Znakomicie ze sobą współpracują, ale potrafią też odskoczyć na chwilę każdy w swoją stronę. Do moich ulubionych fragmentów zaliczyłbym też intensywny rytmicznie Bullshit, niesiony szorstką, ale ujmującą melodią Hide You (właśnie zdałem sobie sprawę, że to może nie 70 jest tym najlepszym nagraniem...), zawadiacki She’s Gonna Kill You, w którym fajnie wyeksponowano perkusję, a zwłaszcza mocno hałasujące blachy, wreszcie YYY, dobrze spełniający rolę wprowadzającego w klimat całej płyty openera.

Tych dwunastu kawałków słucha się naprawdę dobrze, tym bardziej, że zespołowi udało się uzyskać plastyczne, rockowe brzmienie. Nie za ostre, ale też z odpowiednią dawką brudu. Dodajmy do tego niezłego wokalistę i otrzymujemy płytę, która znakomicie potowarzyszy nam w sytuacjach wymagających energii i zdecydowania. Nie wierzycie, że można grać w Polsce rokendrola na światowym poziomie? Uwierzcie. Rekomendacja Don’t Panic. [m]

Strona zespołu:
http://www.myspace.com/reverox

2 komentarze:

  1. a czy ktoś jest w stanie powiedzieć co pełniło funkcje soundtracku w reklamówce offa?

    OdpowiedzUsuń
  2. Fire in your ears

    OdpowiedzUsuń