21 grudnia 2011
Kaseciarz: Surfin’ Małopolska (wyd. własne, 2011)
Debiut Kaseciarza, czyli totalnie garażowego projektu Maćka Nowackiego i perkusisty Michała Naroga (głównie tego pierwszego, który obsługuje gitarę, bas i automat perkusyjny) został już przez blogosferę i niezalowe serwisy okrzyknięty rewelacją tej jesieni. Skojarzenie słonecznej Kalifornii z ponurą o tej porze roku Małopolską wydaje się mocno naciągane. Z tym, że to naprawdę żre!
Maciek, pytany o źródła inspiracji, jednym tchem wymienia dość abstrakcyjne dla młodego pokolenia nazwiska: Little Richard, Chuck Berry, Santo&Johnny. Wszystko to klasyka rock’n’rolla z lat 50. I tak też brzmi jego muzyka – jak zarejestrowana na dziadowskim (sam używa tego określenia jako tagu dla swojej twórczości) sprzęcie próba młodych rokendrolowców surfujących w oparach chemii gospodarczej z pobliskiego kiosku Ruchu. Płyta została zarejestrowana w salce prób na pożyczonym sprzęcie i darmowych programach. Słychać tę siermiężność, ale wbrew obawom ona nie przeszkadza, a nawet przeciwnie – dodaje uroku tej chałupniczej produkcji. Pod warunkiem, że lubicie przesterowany dźwięk i przeróżne piski i charkoty wzmacniaczy (ja lubię).
Początek płyty to pocztówki z ciepłych krajów, z corocznego konkursu na surfowe granie na gitarze. Goin’ Surfin’ poraża rozpaczliwie chwytliwym motywem wydartej, rozwrzeszczanej gitary. Prosty bit automatu perkusyjnego świetnie pasuje do stylistyki. Podobnie w Ice Cream, który brzmi jak jakieś zapomniane demo The Breeders bez wokalu (płyta jest w całości instrumentalna). Warsaw, Indiana jest jak wymykająca się spod kontroli potańcówka, z zespołem, który zamiast grać standardy, zrywa marynary i rozkręca gitary, by zmusić je do wydawania jak najbardziej raniących uszy wysokich tonów. Wspomnijmy o wciąż jeszcze hałaśliwym, ale już noszącym ślad melancholii Ciechocinku, który przenosi nas w bardziej kontemplacyjne rejony. Sputnik to ambient emitowany przez uderzanie kostką w struny. Mono dostarcza prawie 7 minut sprzęgającego bad tripu (polecam słuchać wieczorem przechodząc niedoświetloną ulicą w podejrzanej okolicy). Początek Black Sedan w postaci gęstego lejącego się riffu sytuuje Kaseciarza gdzieś pomiędzy naszymi Lollipopsami a wściekłym jak byk kawałkiem Ten Kens. Wspomnijmy jeszcze dziwaczne minisłuchowisko Potomkowie Rado (skąd pochodzi ta opowieść?) i charkoczące, pełne dzikiego erotyzmu More Ice Cream (wyciek z tajnego archiwum The Raveonettes?) i mamy pełny obraz ekscentrycznego dzieła nieznanego do tej pory muzyka. Który staje się niniejszym gwiazdą jesieni 2011.
Świeże, ożywcze, orzeźwiające. Tak brzmi Małopolska na kwasie. Nie przegapcie. [m]
Strona zespołu: Facebook
Bardzo, bardzo. Zwłaszcza 2 część płyty (czyli 3 ostatnie tracki.) Ale cała płytka budzi bardzo miłe skojarzenia do najlepszych zakurzonych noise'n'rollowych garażowych brzmień.
OdpowiedzUsuń