17 kwietnia 2016
Evvolves: Mosses (Jasień, 2016)
Porośnięty mchem dreampopowy noise. Dla ludzi, którym utrata 10-20% słuchu nie robi żadnej różnicy.
Dwa lata swoim debiutem Hang narobili sporego zamieszania, przywracając do łask zamglone brzmienie 4AD z początku lat 90. Mosses to bezbłędne rozwinięcie tego pomysłu w jeszcze bardziej enigmatycznej, czasem balansującej na granicy słuchalności formie. O ile w przypadku debiutu najczęściej używałem porównania do Cocteau Twins i Elisabeth Frazer, tym razem słyszę więcej My Bloody Valentine (te zanurzone w pogłosie klawisze) i wczesne Blonde Redhead (zwłaszcza gdy śpiewają panowie).
Album zaczyna się przepysznie od ponurego riffu i genialnego motywu klawisza w Storage Effect (klawiszy jest zdecydowanie więcej niż na Hang). Podziemne, głuche brzmienie maszyny perkusyjnej, gęsta atmosfera prawdziwego undergroundu. Jedna z najlepszych piosenek Evvolves i w tym gatunku. W Moth cudownie zderza się postpunkowa arogancja (wydaje mi się, że słyszę tu odrobinę… Kiev Office) ze słodyczą kobiecego refrenu podanego na masywnym, przesterowanym riffie, który narasta aż do całkowitego zniekształcenia dźwięku. Warto wspomnieć o odrealnionym Guns, pełnym przepływających niczym delfiny elektronicznych akcentów, Lampedusie, w której znowu pobrzmiewa Fraser, ale taka nagrywana na stary dyktafon podczas klubowego koncertu na początku kariery.
Wolf to cudowny przykład jak połączyć niewinność dziewczęcego głosu z ryjącymi banię zmasakrowanymi gitarami, które zdają się ten głos gwałcić na dwa baty. Albo i trzy. No i ostatni numer, 13 – majstersztyk pokazujący jak się robi noise ze snu Davida Lyncha. Totalny zgiełk, z którego wyłania się głos Bibi lub Leny (wybaczcie, nie jestem pewny), śpiewający trochę w stylu Dolores O’Riordan (wiem, to dziwne skojarzenie), i ta zagubiona gitara na końcu…
Co tu dużo gadać, Evvolves znowu poza konkurencją. Oni będą gwiazdą w swojej niszy, zapamiętajcie moje słowa. [m]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/evvolves
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Jaki jest przepis na dobrą piosenkę pop? Bardzo prosty. Wystarczy wziąć dwie szklanki fajności The B-52's, kostkę wrażliwości Belle &...
-
Mietall Waluś to specyficzna postać. Udało mu się kilka lat temu wstrzelić w rynek całkiem przebojową płytą zespołu Negatyw, wziął udział w ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Za oknem słońce jeszcze świeci, po różnych pogodowych sensacjach niby jest nawet ciepło, ale każdy podskórnie czuje już nadchodzącą jesień....
-
Zespoły „rockowopodobne” lubią swoją muzykę podszywać pod „mocne, rockowe granie” przypominające ciężkością klątwę spalenia mieszkania bą...
-
Stardust Memories porzucają covery i debiutują z autorskim materiałem. To będzie bardzo dobra płyta!
-
Anita Lipnicka tłumaczy americanę na język polski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz