20 stycznia 2020
Caren Coltrane Crusade: Potwór (Lynx Music, 2019)
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwierdzenie, że wokalistka Marzena Wrona śpiewa pod wielkim wpływem Bjork. Cóż, zespół pokazując światu Potwora musiał stawić czoła kolejnej fali porównań.
Słuchając dwóch pierwszych utworów - Unknown Faces i Astral Projection - można się uśmiechnąć z przekąsem, gdyż trio wydaje się nie wyciągnąć żadnych wniosków z uwag zgłaszanych przy okazji ukazania się debiutu. Ale to dość powierzchowna konstatacja, gdyż dostajemy dwie ładne electropopowe kompozycje o skandynawskim sznycie. Bardzo dobrze zrealizowane i wyśpiewane, gdzie wszyscy czują się w konwencji jak ryba w wodzie. Bas gaworzy niestrudzenie, elektronika wpuszcza mnóstwo powietrza, perkusja umiejętnie łamie rym, a gitara wchodzi w kolejny nowy, ciekawy, riff. Tak się robi modern alt-pop i nawet hasła „słyszeliśmy już to u pewnej pani z Islandii” konstruuje się bardziej z recenzenckiego obowiązku niż faktycznej potrzeby.
Natomiast od utworu nr 3 zaczyna się robić dziwnie. Ciekawie dziwnie. Pani Wrona zaczyna śpiewać po polsku. Robi to z różnym skutkiem - najgorzej jak zaczyna przy szeptanych liniach melodycznych warczeć. Nie tędy droga. O wiele bardziej wydaje się przekonująca, gdy śpiewa, szepcze i cierpi – normalnie. Ale uwagę zwracają przede wszystkim warstwy aranżacyjne. Marek Karczewski i Piotr Abraham lubią rozsypywać dźwięki, a potem mozolnie je zbierać w szkielet zwartej kompozycji. Najlepiej słychać to w Chocolate i Smutnej piosence - mnóstwo rwanych elektronicznych strzępków, kołatania, dwugłosy, wyłaniające się i po chwili znikające nieoczywiste dźwięki. Lubię taką kontrolowaną kakofonię. A pomysłów na urozmaicenie aranżacji zespół ma dużo; ciężko wychwycić ten sam zestaw w dwóch utworach. Czy będzie to utwór tytułowy, który stoi melancholijną trąbką Piotra Szlempo, czy też wieńczące całość quasiakustyczne Island. A po drodze jeszcze parę minut życia odbierze przebojowe Streets czy połamany Człowiek z papieru.
Fajnie się słucha Potwora w słuchawkach, gdy - będąc skupionym - wychwyci się każdy zaszyty w kompozycjach dźwięk. Obcowanie z płytą z oddali, mimochodem, zostawi z wrażeniem klonowania tej nieszczęsnej Bjork. I to chyba największy zarzut wobec tego albumu (a może wobec słuchacza?). Dużo traci słuchany na szybko. [avatar]
Strona zespołu: www.facebook.com/CarenColtraneCrusade
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Czasem trafiasz na muzykę, która bez ostrzeżenia wali cię prosto w splot słoneczny. I widzisz Wielki Wóz, i Mały Wóz, i inne gwiazdozbiory....
-
Tak jest, właśnie u nas, właśnie dziś. Singiel Bartka Wołyńca, który zaskoczył, wielu zauroczył, paru zirytował, ale na pewno nikogo nie poz...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Pierwsza płyta długogrająca Root z pewnością nie jest przełomowa ani rewolucyjna, ale też nie tego oczekiwałem po tym zespole. Oczekiwałem o...
-
Opisywany dzisiaj singiel jest efektem działań serwisu megatotal.pl, za pośrednictwem którego fani sponsorują profesjonalną sesję dla swoich...
-
TAK: Dali radę. Znowu. Zresztą czy oni kiedykolwiek na którejś ze swoich płyt nie dali rady? O dziejowości ich debiutu już nawet nie chce mi...
-
Post-punkowe trio z Poznania zachciało o sobie przypomnieć po sześciu latach fonograficznej nieobecności. Pewnie dla nich już za późno ...
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
Słychac wpływy Bjork. :)
OdpowiedzUsuń