Pamiętacie przepyszny czadzik Mario, Garwol i ja z płyty Olafa Deriglasoffa Produkt? Jeśli tak, pewnie zastanawialiście się, kim u licha są Mario i Garwol. Otóż, oprócz tego, że kolegują się z Olafem, są muzykami zespołu Kości. Który w ubiegłym roku wypuścił niezłą, drugą w swojej dyskografii, płytę. W ramach remanentu przegapionych produkcji AD 2007 wkroczyłem dzielnie na skalistą pustynię dźwięków Sun Dro i… zostałem tam na dłużej.
Muzykę Kości można by określić mianem polskiej odmiany stoner rocka. W niektórych utworach (Groźny, De Moon) inteligentnie, ba, nawet błyskotliwie, nawiązują do przebojowego stylu Queens Of The Stone Age. Są to najjaśniejsze punkty tej płyty. Chwytliwe refreny, zaśpiewane całkiem niezłym, dobrze pasującym do tej stylistyki głosem Saimona (lub Garwola, tego nie wiem na 100%), do tego mnóstwo dobrej zabawy w warstwie rytmicznej i melodycznej. Ale to nie wszystko. Muzykom bliska jest tradycja ciężkiego bluesrockowego grania, dlatego wzięli na warsztat znakomitą piosenkę Breakoutu Usta me ogrzej. Ich wykonanie jest równie dobre – z akustycznym wstępem, emocjonalnym wokalem i świetnym rozwinięciem, nawiązującym odważnie do innej klasyki – rocka progresywnego w wydaniu King Crimson z lat 70. Po raz kolejny okazało się, że Tadeusz Nalepa tworzył piosenki uniwersalne, które sprawdzają się i w dzisiejszych czasach, brzmiąc równie przejmująco. Chłopaki z Kości tak bardzo przesiąknęli tą atmosferą, że napisali również własną piosenkę kojarzącą się ze stylem Breakoutu – Maji. Bardzo dobre nagranie, hipnotyzujące, drążące duszę. Trzecim przymiotnikiem określającym muzykę Kości jest słowo "psychodeliczna". Z tym jest nieco gorzej. Kiedy Kości próbują wprawić słuchacza w trans albo zaskoczyć niekonwencjonalnymi dźwiękmi (np. odgłos skrzypiących drzwi czy cofanej taśmy), efekt nie jest do końca taki, jakiego byśmy oczekiwali. Zamiast wciągać, nagrania te (Dom Moniewia, Morfina) nużą i przy kolejnych przesłuchaniach raczej spotyka je skipowanie. Fajnym urozmaiceniem płyty jest za to skok bok w kierunku rytmicznego country (Umysł ciągle drga).
W sumie jest to więc naprawdę dobra płyta. Zaskakująco porządne basowe brzmienie, niezłe teksty i kilka wpadających w ucho tematów, to niewątpliwie zalety Sun Dro (a propos, z tekstu utworu tytułowego wynika, że jest to imię dziewczyny, a nie nazwa krainy, jak interpretują niektórzy recenzenci). Album ma kilka mielizn, ale można je wybaczyć, bo niewiele jest w Polsce zespołów, które potrafiły twórczo przenieść stonerrockową stylistykę na nasz grunt.
Strona zespołu: www.kosci.art.pl/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Jaki jest przepis na dobrą piosenkę pop? Bardzo prosty. Wystarczy wziąć dwie szklanki fajności The B-52's, kostkę wrażliwości Belle &...
-
Mietall Waluś to specyficzna postać. Udało mu się kilka lat temu wstrzelić w rynek całkiem przebojową płytą zespołu Negatyw, wziął udział w ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Za oknem słońce jeszcze świeci, po różnych pogodowych sensacjach niby jest nawet ciepło, ale każdy podskórnie czuje już nadchodzącą jesień....
-
Zespoły „rockowopodobne” lubią swoją muzykę podszywać pod „mocne, rockowe granie” przypominające ciężkością klątwę spalenia mieszkania bą...
-
Stardust Memories porzucają covery i debiutują z autorskim materiałem. To będzie bardzo dobra płyta!
-
Anita Lipnicka tłumaczy americanę na język polski.
Fajnie że ten zespół pojawił się na Twoim blogu. Chłopaki zasłużyli sobie na sławę;) Mam nadzieję, że w końcu rozwiną skrzydła i zaczną grać więcej koncertów nie tylko na dolnym śląsku
OdpowiedzUsuń