Niedawno przeprowadziłem mały eksperyment – postanowiłem przesłuchać najnowsze płyty moich idoli z czasów liceum: Megadeth i Paradise Lost. I wiecie co? Tego się nie da słuchać. Stary metal zardzewiał i nadaje się tylko na szrot. No tak, ale dlaczego o tym piszę? A dlatego, że od czasu do czasu pojawiają się zespoły, które próbują odświeżyć nieco formułę tego mocno skostniałego gatunku. Zespoły, które balansują na krawędzi, które podbierają pomysły z zupełnie innych nurtów i adaptują je do swoich potrzeb. Takim zespołem jest warszawski So I Scream. I tak oto od paru tygodni zaciekle słucham metalowej kapeli. I absolutnie nie sprawia mi to przykrości.
Największym atutem So I Scream jest niewątpliwie wokalista Tomasz Mielnik. Nie musicie się obawiać wprawiających w zakłopotanie falsetów; Farinelli dawno zgnił w grobie. Wokal bywa podniosły, gardłowy, bez trudu obniża się do niemal growlingu – nigdy jednak nie przekracza granicy dobrego smaku. Posłuchajcie tego faceta bez uprzedzeń, naprawdę rasowy rockowy głos.
Panowie nasłuchali się starego dobrego thrash metalu; Anthrax, Flotsam And Jetsam, wczesny Megadeth – to nazwy, które przychodzą mi na myśl. Niby młócące riffy trącą dziś myszką, ale tu pojawiają się w oprawie całkiem nowoczesnych i przemyślanych kompozycji. Zaskakuje swoboda, z jaką muzycy przechodzą od nasączonych garażowym brudem zwrotek do siekących metalowym ostrzem refrenów. Jest tu miejsce na klasyczne solówki, zmiany tempa, a nawet nieco patetyczne klawisze. A już to wyciszenie Dispiriting Times (Glimpse Of Hope) nosi znamiona klasyki. Albo przynajmniej mrugnięcia okiem w stronę klasyki. EP-ka składa się z sześciu nagrań, z czego pięć to solidne wymiatacze. Począwszy od Fellow De Se, napędzanego brutalnym riffem, przez podbite elektroniką Name It, podrywający na równe nogi motorycznym basem Dispiriting Times, po klimatyczne Bogus (ach te refreny!) i Michael Madsen (fantastycznie wykorzystane klawisze) – dzieje się na płycie sporo dobrego. Okazji do wytrzepania fryzury jest naprawdę sporo. Ale wśród tych „shooterów” znajduje się jeden nietypowy. Non Bis In Idem? to niesamowita akustyczna ballada, która wywołuje autentyczne ciary na plecach. Kto by się spodziewał, że lap steel guitar zabrzmi tak złowieszczo i tęsknie na tej agresywnej i głośnej płycie? Dowód na to, że członkowie zespołu mają otwarte głowy i uszy nasłuchujące dźwięków z różnych kierunków.
Aby dopełnić obraz tego małego dziełka, należy wspomnieć o tematyce utworów. Zainspirowały je filmy gangsterskie w rodzaju Chłopców z ferajny, Donnie Brasco, czy Rodziny Soprano. Spójrzcie tylko na okładkę. Takich „filmowych” fotosów jest więcej – zespół konsekwentnie zadbał również o oprawę wizualną swojej muzyki. I jeszcze jeden istotny fakt: płytka jest do pobrania za darmo ze strony zespołu i to w dowolnie wybranym przez siebie bitrejcie, a także w formatach bezstratnych (jest FLAC i Apple Loseless, audiofile będą zachwyceni). Full profeska.
Podsumowując: that was really exciting. [m]
Strona zespołu: http://www.soiscream.pl/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Jaki jest przepis na dobrą piosenkę pop? Bardzo prosty. Wystarczy wziąć dwie szklanki fajności The B-52's, kostkę wrażliwości Belle &...
-
Mietall Waluś to specyficzna postać. Udało mu się kilka lat temu wstrzelić w rynek całkiem przebojową płytą zespołu Negatyw, wziął udział w ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Za oknem słońce jeszcze świeci, po różnych pogodowych sensacjach niby jest nawet ciepło, ale każdy podskórnie czuje już nadchodzącą jesień....
-
Zespoły „rockowopodobne” lubią swoją muzykę podszywać pod „mocne, rockowe granie” przypominające ciężkością klątwę spalenia mieszkania bą...
-
Stardust Memories porzucają covery i debiutują z autorskim materiałem. To będzie bardzo dobra płyta!
-
Anita Lipnicka tłumaczy americanę na język polski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz