16 października 2013
[Z boku] Tsar Bomba: Silent Queen (wyd. własne, 2013)
Witamy w Paryżu. Stąd pochodzi Tsar Bomba, zespół z polskim akcentem w postaci basisty. Wbrew jednak tytułowi debiutanckiej płyty, królowa do cichych nie należy…
Francuski zespół z polskim basistą, Wojtkiem Nowakiem, nie wymyśla prochu. Porusza się po wytartych niemal do znudzenia szlakach stylistycznych wypracowanych przez Kyuss, Karma To Burn czy Electric Wizard. Można by tu dopisać też całą masę współczesnych grup obracających się w szeroko pojętej stylistyce retro grania z lat 60 i przede wszystkim lat 70, zwłaszcza tak zwanego grania post-sabbathowego. Okładka faktycznie jednak może intrygować, a nawet skojarzyć się z niedawno wydaną, również debiutancką, płytą Weedpeckera z Warszawy. Choć francuska grupa wydała swoją w styczniu, a warszawiacy w sierpniu, niemniej podobieństwo jest. A jak przedstawia się granie?
Osiem utworów, w których nie brakuje ciemnych, ciężkich riffów i wolnych doomowych temp oraz porządnych melodii. Świetnie wypada otwierający płytę Jesus Fuckin’ Christ, będący połączeniem sabbathowego brzmienia ze stylistyką Kyuss, nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, czerpiący inspirację z grunge’u (zwłaszcza wokal Cédrica Marcela). Następujący po nim gęsty Enter the Void zbliża się do granicy sludge metalu. I znów pozytywne odczucia. Kapitalny jest też Flooded, w którym dosłownie spływa się z powodzią - riff i niesamowite tempo nie pozwalają złapać oddechu i wychynąć ponad powierzchnię wody, zostajemy porwani z prądem. Silent Queen to niemal klasyczny przykład oldschoolowego doom metalu, wgniatającego w ziemię każdym pomrukiem gitary i dostojnym uderzeniem perkusji.
The Devil’s Been Busy dokonuje stylistycznej wolty: dawno nic w tak rock’n’rollowym guście nie przetaczało się z takim impetem przez moją głowę. Kolejne dwa utwory podejmują porzucony na chwilę wątek doomowy. Płytę wieńczy równie udany Black Flag - jakby wydobyty z ciemnej krypty z zapomnianym graniem z lat 70.
Nie jest to granie nowe, ale podane z taką energią i ciężarem, że przez te zaledwie (!) czterdzieści minut świat przestaje istnieć. Zdecydowanie płyta godna polecenia - miejmy nadzieję, że na niej się nie skończy. Nie pozostaje nic innego, jak zakrzyknąć z wokalistą: „Jesus Fuckin’ Christ” i włączyć album raz jeszcze. [lupus]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/TsarBombaParis
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Myślicie, że w tym roku ukazało się już całkiem sporo niezłych płyt? To macie rację, ale dużo dobrego jeszcze przed nami. Tuż po wakacjach r...
-
Gdy ma się tak dobrego wokalistę, przechodzą nawet sztywne i konserwatywnie poprawne kompozycje.
-
Niektórzy artyści na pytanie, dla kogo tworzą swoją muzykę, odpowiadają: dla siebie, robimy to dla siebie. Czasem: dla siebie i naszych fanó...
-
Jakbyście nie wiedzieli, to informuję, że od paru lat blog WAFP wydaje wirtualne składanki z muzyką. My je składamy, wy ściągacie. Albo i ni...
-
Zapraszamy na drugą część naszego muzycznego podsumowania roku 2010!
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Krakowski zespół mający oficjalnie na koncie tylko efemerycznego singla. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że powstał w... 1995 ...
-
Od paru tygodni w moim słowniku istnieje powiedzenie: "wyskoczył jak Jacaszek z konopi" w miejsce przysłowiowego Filipa. Dla mnie,...
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz