6 grudnia 2016
Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi: Światu jest wszystko jedno (D-A-P Records, 2016)
Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi, to kontynuacja przedziwnego i ekstrawaganckiego projektu Duszę Wypuścił, który przez ostatnie lata zdołał obrosnąć mchem kultu.
Sars, bo to on odpowiedzialny jest za popełnienie większości dzieł, o których mowa, dorobił się nawet własnej szufladki i przymiotnika „Sarsowy” do określenia osobliwego stylu muzyki, którą nasz bohater wydaje pod auspicjami D-A-P Records. Jest to wytwórnia o równie piwnicznym i hermetycznym charakterze co wspomniane projekty. Duszę Wypuścił opowiadało nam historie z pogranicza transcendencji, groteskowej abstrakcji i mrocznego folkloru, przy których nawet teksty Nihila zdawały się być czymś normalnym. Muzycznie DW kooperowało z eksperymentalnością i abstrakcją, grając nie-do-końca-wiadomo-co pod płaszczem raw blackmetalowych gitar, cudownych kobiecych wokaliz, oszczędnej elektroniki i piwnicznej produkcji, która wcale nie musi być wadą.
Po rozwiązaniu wspomnianego wyżej projektu, Sars nie zamierzał absolutnie kończyć z prezentowaniem światu, a właściwie wąskiemu światku, swoich tajemniczych bajek. Toteż w 2014 roku do życia powołał projekt Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi, nawiązujący w nazwie do prawosławnej sekty, której celem było zbawienie duszy. Motyw znajomy z wyżej wspomnianego projektu. Nic dziwnego, że WTZ mogło kojarzyć się z rozwinięciem koncepcji Duszę Wypuścił, choć jak wspominał sam Sars, ten projekt „to raczej kontrrewolucja i 3 kroki w tył”.
W 2014 roku WTZ uraczyło nas krótkim materiałem o tytule Kiedy deszcz zaczął padać na zawsze?, który brzmiał jakby Sars i jego kompani dostali ludowe instrumenty i w akompaniamencie trupiego wokalu podczas jednonocnej sesji w karczmie, opowiedzieli przybyszom o biesiadach w towarzystwie wisielców i utopców. Sam materiał swoją „swojską” i turpistyczną atmosferą przywodził mi na myśl album Licho Pogrzeb w karczmie.
W roku obecnym WTZ wydało pierwszy długograj o nihilistycznym tytule Światu jest wszystko jedno. Tym razem jednak otrzymaliśmy coś co wykracza poza „Sarsowe brzmienia”. Owszem, to wciąż klimat ludowych historii o okultystycznym i abstrakcyjnym charakterze, jednak owe historie zapakowane są w nowym pudełku. Pierwsza rzucająca się zmiana, to rezygnacja z dusznego, parującego obskurnym klimatem miksu. Na tej płycie wszystko brzmi pełniej, głębiej, choć nutka lo-fi jest nadal wyczuwalna. Abstrakcyjno-ludowe wpływy nie uderzają już tak mocno jak na poprzednim wydawnictwie, a black metalowe korzenie zdążyły porosnąć mchem.
Nowa płyta jest jakimś ukłonem w stronę postpunkowych i zimnofalowych tradycji, z wciąż obecnym klimatem Licha i DW oraz niemałą dozą transowości i hipnotycznych zabiegów. Nie chciałbym oczywiście stygmatyzować muzyki Sarsa, bo to zadanie poniekąd niewykonalne, gdyż w jego pracach wszystko brzmi unikalnie i swojsko. Jednak poszczególne elementy mogą przywodzić na myśl dokonania innych artystów. Postpunkowość, obskurne gitary, mocny bas i dęciak. Niektórzy słyszą tu Variété, szczególnie w najbardziej przebojowym Grzmot! grzmot! ducha grzmot (II) z zawodzącym refrenem - i z nieba nam spływa i w niebo się wzbije, który jest moim ulubionym utworem z albumu. W Wędrcu natomiast trąbka pogrywa na modłę jakiegoś neofolku. Podobnie Przebijacz gór, który zbliża się do jakiejś post-punkowej i mroczno folkowej wizji, gdzie pulsujący bas i mantrycznie powtarzane w pętlę związany dla nas sznur, mogą nas doprawdy zahipnotyzować. W Brzuchu ziemi brakuje tylko skrzekliwego wokalu, a mógłbym śmiało powiedzieć, że to utwór z poprzedniego materiału Deszcz, który zaczął padać na zawsze; gdyż sposób zaśpiewania oraz tekst najbardziej kojarzą mi się z tym mini albumem. W paru momentach, takich jak środek Światu, co jest mu wszystko jedno, słyszymy nawet jakieś zaczątki black metalu, jakby zaraz miało wejść charczące gitarowe tremolo i blasty, ale wszystko zdążyło się rozbić o trąbkowe wariacje.
Te skojarzenia z zimną falą i innymi gatunkami mają sens, jeśli chcemy znaleźć jakieś analogie brzmieniowe do płyty, która naprawdę wyróżnia się sporą oryginalnością i własnym stylem, co dziś jest bardzo rzadkie. Nie sądzę jednak, by Sars chciał w jakikolwiek sposób nawiązać do dokonań jakiejkolwiek grupy. To raczej człek, który sam ciągnie ten tabor. I mam nadzieję, że będzie robił to dalej, bo dzięki temu świat (któremu jest wszystko jedno) otrzyma więcej „Sarsowej” muzyki. [Janusz Jurga]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Ledwo skończył się tegoroczny, a my już myślimy o następnym. Pomarzyć zawsze można, dlatego wspólnie stwórzmy listę wykonawców, których chci...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Grrr, swędzi mnie moja niezal-skóra, kiedy mam pisać o debiucie tego zespołu. Reprezentują oni wszystko to, czego nienawidzi prawdziwy indie...
-
To nie jest płyta przełomowa. Więcej, operuje w raczej dobrze znanych nam klimatach brzmieniowych. Ale co mnie to obchodzi – tego chce się ...
-
WAFP! z dumą przedstawia: 01. Girls Overcome By Satan : Girl Overcome By Satan/ We Love Hair Police Since We Were Six EP - więcej 02. D...
-
We Are From Poland przedstawia: 01. Neony : Gorący styczeń - demo więcej 02. Crab Invasion : Stuck In Universe - demo więcej 03. Marla C...
-
Pierwszy stycznia 2012 roku przyniósł, oprócz wzrostu stawki VAT na niektóre artykuły i podwyżki akcyzy na paliwo, także znowelizowaną ustaw...
-
Tak sobie patrzę na okładkę debiutanckiej płyty Hatifnats i zastanawiam się, skąd ja znam ten obrazek. No tak, ostatnie U2. To skojarzenie t...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz