22 listopada 2011
Coldair: Far South (Antena Krzyku, 2011)
Wszystkie wydawnictwa Tobiasza Bilińskiego to pocztówki z wakacji. Tar przyszedł ze Skandynawii, Cotton Touch z amerykańskich sennych miasteczek, Waterworks z morskich odmętów. Jedynie Persephone nie wiadomo skąd. Ale w końcu to był materiał, który opuścił studio stanowczo zbyt wcześnie. Tym razem szef Kyst swoje muzyczne „hello” przesyła z... domu nad rozlewiskiem. Czy spotkał tam Joannę Brodzik pozostaje tajemnicą. Ale musiał miło spędzić czas, gdyż Far South to bardzo przyjemna płyta.
Biliński dojrzewa i mężnieje na naszych oczach. Wciąż jest młodym, wrażliwych człowiekiem, ale już nauczył się, że łamanie schematów nie jest celem samym w sobie. Dokonania pod szyldem Kyst miały swój zauważalny ciężar artystyczny, jednak posiadały też wyraźny ślad megalomanii. Na zasadzie „moja-muzyka-nie-jest-nudna-tylko-nikt-jej-nie-rozumie”. Osobiście lubię kystowe leniwe, ale niekoniecznie na jego zasadach. Na Far South Tobiasz odkrywa siłę piosenki. Melodyjnej, zwiewnej i mądrej. Choć z początku stara się ten fakt kokieteryjnie ukryć. Pierwsza część otwieracza I Wonder/ Outdated równie dobrze mogłaby się znaleźć na Waterworks. Dopiero po pięciu minut bujania w obłokach następuje właściwa część utworu. Outdated to rozmarzony song, pełen akustycznego ciepła i folkowych melancholijnych plam. Dalej to już sielski wonderland, miejsce poza czasem i przestrzenią.
Wspominałem o domu nad rozlewiskiem? A więc wyobraźcie sobie godzinę dziesiątą rano. Powietrze zaczyna roznosić dźwięki Together/ Alone. Drzwi prowadzą wprost na drewniane molo pobliskiego jeziora. Poranna bryza pachnie Shelters. Przeciągamy się, komary nie gryzą, to jeszcze nie ich pora. Zamykamy na chwilę oczy, by poczuć na twarzy ciepło letniego słońca. Słuchamy To Know. Następnie moczymy nogi w chłodnej wodzie, a fale wygrywają What Is. Czas na śniadanie; nieśpiesznie idziemy do ogródka narwać pachnącej rzodkiewki i szczypiorku. Na werandzie już czeka dzban wiejskiego mleka, a chleb kruszy się poddając naciskowi noża (There). Na czas Digging poddajemy się obezwładniającemu uczuciu, jakim jest sytość w brzuchu. Ale to dopiero początek długiego dnia. I Won't Stay Up - mówi przekornie Biliński. Przy tym kawałku chce się celebrować dzień jak najdłużej!
Album numer dwa to próba wspinaczki na górę Eerie. Udana. Dokąd Coldair zabierze nas jutro? [avatar]
Strona artysty: http://www.myspace.com/coldairmusic
Przeczytaj też Coldair: Persephone
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Jaki jest przepis na dobrą piosenkę pop? Bardzo prosty. Wystarczy wziąć dwie szklanki fajności The B-52's, kostkę wrażliwości Belle &...
-
Mietall Waluś to specyficzna postać. Udało mu się kilka lat temu wstrzelić w rynek całkiem przebojową płytą zespołu Negatyw, wziął udział w ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Za oknem słońce jeszcze świeci, po różnych pogodowych sensacjach niby jest nawet ciepło, ale każdy podskórnie czuje już nadchodzącą jesień....
-
Zespoły „rockowopodobne” lubią swoją muzykę podszywać pod „mocne, rockowe granie” przypominające ciężkością klątwę spalenia mieszkania bą...
-
Stardust Memories porzucają covery i debiutują z autorskim materiałem. To będzie bardzo dobra płyta!
-
Anita Lipnicka tłumaczy americanę na język polski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz