2 października 2010
Coldair: Persephone (Gingerbread Records, 2010)
Ostatnimi czasy aż roi się od smutnych piosenek wykonywanych (głównie) przez smutnych chłopców. Przed nami kolejna porcja takiego grania.
Coldair to solowy projekt Tobiasza Bilińskiego, znanego z sopockiego duetu Kyst. Na pierwszym albumie zatytułowanym Persephone znajdziemy jedenaście utworów inspirowanych folkiem i muzyką akustyczną. Jest bardzo kameralnie, klimatycznie i... krótko, gdyż album trwa zaledwie pół godziny. Mimo to płyta się dłuży. Tobiasz dwoi i się troi, aby zatrzymać słuchacza przy swoim dziele. Niestety, wyszła z tego płyta mało przyjazna w odbiorze, minimalistyczna, zimna i przesadnie alternatywna.
Otwierający utwór All At Once jeszcze stara się zaintrygować, a my zaczynamy rozgryzać ukryte w nim magiczne sztuczki, takie jak zaskakujące trąbki w tle czy też niespodziewana zmiana tempa i nastroju w końcówce. Jednak z każdą następną piosenką robi się coraz bardziej ponuro i monotonnie. Utwory zaczynają upodabniać się do siebie, stwarzając wrażenie dojmującej nudy. Z tej ściany wybija się trochę Apple, w którym można poczuć choć trochę żywej (lub jakiejkolwiek) energii. Jednak to tylko dwie minuty... Ogólny schemat piosenek (choć nie wiem, czy to odpowiednie określenie, w większości są to ledwie szkice utworów, które urywają się zanim nabiorą konkretnego kształtu) to: ciche pomruki, wejście gitary, głośniejszy akcent, ponowne wyciszenie. Ileż można!
Oczywiście rozumiem, że folkowe, akustyczne klimaty rządzą się swoimi prawami. Jednak z tego, co pamiętam, to nuda nie jest w to wliczona. Na płycie Coldair nie znajdziemy wiele utworów, które zachęcałyby do ponownego sięgnięcia po to wydawnictwo. Monotonne dźwięki zlewają się w jedną całość, która umyka, nie zostawiając nic, przy czym moglibyśmy się zatrzymać na dłużej. Domyślam się, że Coldair o wiele lepiej wypada na koncertach i tam właśnie wolałabym ten projekt usłyszeć. Na płycie, niestety, nagrania te nie są w stanie samodzielnie się obronić. Jako że na jesienną chandrę nie mam ochoty, panu Tobiaszowi i jego dokonaniom na płycie Persephone na razie podziękuję. Jak widać, nazwa zespołu do czegoś zobowiązuje. [spacecowboy]
Moje trzy grosze: Aga dość surowo oceniła Persephone – doskonale rozumiem jej zniecierpliwienie, bo to płyta rzeczywiście... nudna. Ale musi być to jej wadą. Sam często lubię posłuchać takiej muzyki, która sobie po prostu płynie. Największym problemem albumu jest jednak szkicowość kompozycji. Wiele z nich sprawia wrażenie niedokończonych. Czy taki był zamysł artystyczny? Nie sądzę. Słuchając All At Once wierzę, że bardziej dopracowane, te piosenki zniewoliłyby każdego fana neofolkowych klimatów. Coldair ma pomysł na swoje intymne, wyciszone granie, ale przydałoby się więcej pracy poświęcić samej konstrukcji utworów. Mimo tych wad z przyjemnością powrócę do Apple, All At Once czy zamykającego zestaw You’re Not Yourself z napiętym wokalem Tobiasza i eterycznym, pojawiającym się znikąd chórkiem... [m]
All At Once:
Strona artysty: http://www.myspace.com/coldairmusic
Przeczytaj też Kyst: Cotton Touch
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
"Ogólny schemat piosenek (choć nie wiem, czy to odpowiednie określenie, w większości są to ledwie szkice utworów, które urywają się zanim nabiorą konkretnego kształtu) to: ciche pomruki, wejście gitary, głośniejszy akcent, ponowne wyciszenie. Ileż można! "
OdpowiedzUsuńmożna jeszcze całą płytę Kyst.
Ktoś w końcu napisał dobrą recenzję twórczości p. Bilińskiego. Coldair nie daje się słuchać ! Facet chce być alternatywny aż do bólu, nie ma w tej płycie nic co by mogło zaintrygować, ani ciekawych brzmień, ani melodii ani tekstów. Dla mnie jest to żenująca minimalistyczna masakra. Szumy i pomurki dla zdołowanych nastolatek. Popłuczyny po nieco tylko lepszym Kyst, które również nudzi po 2 minutach.
OdpowiedzUsuńSorry Tobiasz, słaba ta płyta.
a ja dokładnie rozumiem co autor miał na myśli i trafia to do mnie. świetna płyta, czekam na drugą.
OdpowiedzUsuńJa nie rozumiem co autor mial na mysli . . . i chyba dobrze.
OdpowiedzUsuńkurde bije sie w piers, pluje sobie w twarz ale to dobra plyta jest
OdpowiedzUsuńszkicowocs kompozycji?? wtf!?!
nie ma czegoś takiego
utwór to utwór, całość tworzona w minutę dwie albo trzy i albo wchodzi albo nie..
jak bylyby rozbudowane do 3,5 min i mialy bas gitare perk to wtedy byla by tragedia, teraz jest ok
niech tak zostanie.
a dlaczego mam sobie za zle moją afirmacje?? ano dlatego ze tobiasz sprawia wrażenie buca, ale jak jest naprawdę nie wiem bo go nie znam ale zdążyłem się uprzedzić na wstepie