1 października 2011

XXI wiek – polski synth pop lat 80.


Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie po tym akwenie to przygoda, która może się skończyć utknięciem na mieliźnie, rozpruciem kadłuba lub... odkryciem skarbu zakopanego na plaży.

Przez ostatni miesiąc podróżowaliśmy w czasie, by wybrać dla was zestaw najciekawszych, najbardziej zaskakujących, superprzebojowych i mocno ryjących psychikę synthpopowych polskich piosenek z lat 1980-89 (z jednym małym odstępstwem). Wszyscy gotowi? Można zaczynać? Zatem otwieram nasz program już!

Kolejność opisów odpowiada układowi utworów na dołączonej składance (link pod tekstem).

Dwa Plus Jeden: XXI wiek (dla wszystkich nas) (Krach LP, Tonpress 1983)

Suchy bit, syntetyczne handclapsy, modulowany elektroniczny bas, przetworzone wokale, klawiszowe pasaże. Mówimy o czołowym zespole mainstreamu, robiącym międzynarodową karierę od końca lat 70., grającym festiwalowy pop z elementami folku. Taki zwrot stylistyki musiał być w tamtych czasach sporym szokiem. Zespół kompletnie zmienił styl, postawił też na dość radykalną przemianę wokalną - Elżbieta Dmoch i Janusz Kruk śpiewają tu ostrzej, niekoniecznie melodyjnie. Tekst napisał Andrzej Mogielnicki i warto go uważnie posłuchać. Pojawia się motyw podróży niczym z Guliwera, nawiązania do literatury fantastyczno-naukowej, szczególnie autorstwa Juliusza Verne’a, a także bardzo wyraźna tęsknota za innym życiem za Żelazną Kurtyną, ale i obawa o to, co zobaczymy po jej przekroczeniu: Czy będą tam znów biedni i bogaci/ Czy więcej będzie braci niż wrogów/ Dni radosnych niż łez, kto wie. Dziś możemy na te pytania odpowiedzieć my, ludzie z XXI wieku.

Do piosenki powstał też niezły, „kosmiczny” teledysk, z Elżbietą Dmoch w roli przemierzającej galaktykę supermenki i motywem apokalipsy.

Wątek synthpopowy kontynuowany był na płycie Wideo z 1985 r. (przebój Wielki mały człowiek), jednak pod koniec lat 80. na skutek rozpadu związku Janusza i Elżbiety, zespół zawiesił działalność, ostatnią płytę wydając w 1989 r. Przymiarki do wielkiego powrotu 2 plus 1 już w nowych realiach zakończyły się na krótkiej trasie koncertowej w 1998. [m]




Kapitan Nemo: Twoja Lorelei (singiel, Tonpress 1984)


Rok 1980. Rosnący w siłę nurt new romantic wydał na świat swoje pierwsze doskonałe dzieło - Viennę Ultravox. Na odzew w kraju za żelazną kurtyną nie trzeba było czekać długo. Bogdan Gajkowski po flircie z muzyką soul (jego zespół był podobno pierwszym wykonującym w Polsce ten rodzaj muzyki) i skomponowaniu dwóch utworów dla Izabeli Trojanowskiej, przybrał pseudonim Kapitan Nemo i już w 1982 roku na rynku ukazał się singiel Elektroniczna cywilizacja/ Po co mówić o tym? Kolejnymi kompozycjami Gajkowski umacniał pozycję prekursora electro i synth popu. Swoim image’em doskonale wpasował się w wizerunek „nowego romantyka” - przekrzywiony beret i głęboki tembr głosu w tamtych czasach nie pozostawiał żadnej kobiety obojętną. Długogrający debiut pojawił się na półkach sklepowych dopiero cztery lata później, po drodze Kapitan Nemo nagrał jeszcze trzy single. My zatrzymaliśmy się przy tym z 1984 roku. A dokładnie na stronie B winylowej małej płyty.

Tekst napisał Andrzej Mogielnicki, topowy tekściarz ówczesnych czasów. Metafora femme fatale została ujęta w nerwowy syntezatorowy rytm, ultraprzebojowy refren i charakterystyczny groove, który do dziś się nie zestarzał. Tak, to są te nieszczęsne ejtisowe klawisze, które nieumiejętnie dobrane ranią uszy w dzisiejszych produkcjach - a tu proszę, wraz z flecikami, rozmarzonymi wokalizami w tle i rozpędzoną elektroniczną perkusją pobudzają do tańca kolejne pokolenia fanów.

XXI wiek przyniósł come back Kapitana Nemo i nowe nagrania. Płyta Wyobraźnia z 2002 to porzucenie synthpopowych brzmień na rzecz pop rocka. Ostatnim przejawem działalności Bogdana Gajewskiego jest trasa koncertowa z okazji 25-lecia działalności artystycznej oraz... cover Butelek z benzyną i kamieni CKOD zarejestrowany na potrzeby programu telewizyjnego Muzyka łączy pokolenia. [avatar]




Gayga: Ja ruchomy cel (singiel, Tonpress 1984)


Grała rocka, grała bluesa, grała disco. Krystyna Stolarska w 1984 r. wydała w barwach Tonpressu jeden z przebojów tego roku. Ja ruchomy cel to symptomatyczne dla tego okresu połączenie nowofalowej rytmiki z całą feerią syntezatorów i ostrym, prowokującym głosem upozowanej na kobietę wampa wokalistki. Na uwagę zasługuje wstęp zerżnięty żywcem z Private Idaho The B-52’s (1980), z charakterystycznym małpim pokrzykiwaniem – można powiedzieć, że kompozytor piosenki Gaygi (Bernard Sołtysik, założyciel zespołu Pro Contra, twórca większości piosenek Gaygi) był całkiem na bieżąco ze światowymi trendami (niecałe 5 lat do tyłu to polska norma). Autorem tekstu jest z kolei Janusz Kondratowicz, jeden z kilku zawodowych tekściarzy współpracujących z całą plejadą gwiazd popu (m.in. Halina Frąckowiak, Irena Jarocka, Irena Santor, Anna Jantar, Czerwono-Czarni, Rezerwat oraz, już nieco później – Shazza i Top One).

Co do samej piosenki – zabójcza przebojowość refrenu zamiata nawet dziś, a partie syntezatorów pojedynkujących się z nerwowymi zagrywkami gitary ciągle potrafią podnieść temperaturę. Do piosenki powstał też teledysk – zgodnie z najlepszymi tradycjami polskiej fonografii nakręcony w studiu telewizyjnym. Są motocykle, coś jakby bolid F1, dowcipny montaż crash testów, no i Gayga w obcisłym pokoszulku Michelina. To trzeba zobaczyć na własne oczy!

Krystyna Stolarska zmarła w 2010 r. na raka. [m]




Anna Jantar: Nic nie może wiecznie trwać (Anna Jantar LP, Pronit 1979)

Urodzona w 1950 roku w Poznaniu Anna Jantar do dziś pozostaje symbolem polskiej piosenki lat 70. Kilka tytułów Piosenkarki Roku i Piosenek Roku dla jej utworów, wspaniałe występy w Opolu czy Kołobrzegu, wreszcie tragiczna śmierć, która spadła na nią u szczytu kariery – jej twórczości nie da się zapomnieć.

Ostatni singiel wokalistki przed śmiercią, Nic nie może wiecznie trwać, to owoc świeżo nawiązanej współpracy z kompozytorem przebojów Budki Suflera, Romualdem Lipko. Utwór ze słowami Andrzeja Mogielnickiego został wybrany przez słuchaczy Studia Gama przebojem roku 1979. Paradoksalnie dzięki oszałamiającemu sukcesowi piosenki na przełomie lat 1979/80 Anna Jantar wyruszyła w trasę koncertową po USA, która skończyła się dla niej tragiczną śmiercią w katastrofie lotniczej.

Tak, wiemy, że 1979 r. to jeszcze nie lata 80. Skąd więc decyzja, żeby jednak poświęcić trochę miejsca temu utworowi? Cóż, tak naprawdę to od niego zaczęła się cała fala polskiego synth popu. Syntetyczna perkusja, elektroniczne smyczki i przetworzony głos Anny Jantar brzmią dziś mocno archaicznie, ale wówczas były dużym novum. A kompozytor, Romuald Lipko, niedługo później stał się jednym z bardziej rozchwytywanych twórców przebojów całej dekady.

Do dziś Anna Jantar pozostaje postacią wręcz kultową, a o pamięć matki dba córka, również ceniona wokalistka, Natalia Kukulska. Wiele zespołów poświęcało Annie Jantar swoje utwory, a dzięki nazwisku artystki nie zapomniano o ofiarach tragicznego lotu z Nowego Jorku samolotu „Mikołaj Kopernik”. [jaszko]

Anna Jurksztowicz: Od dzisiaj mówię stop (nagranie dla radia, 1986)

Zaczynała w zespole wykonującym muzykę dawną. Pierwsza połowa lat 80. to fascynacja jazzem i gospelem. Komercyjny przełom nastąpił wraz z poznaniem uznanego kompozytora Krzesimira Dębskiego, późniejszego męża. Zjawiskowa uroda, kryształowy głos, wrodzony wdzięk... różowe lata 80. tylko na to czekały. Postać Anny J. stała się wyznacznikiem wielu mód - ubierania, uczesania, sposobu śpiewania. W tym czasie Jurksztowicz miała całą dyskotekową młodzież pod butem. Były nawet próby podbicia rynków zachodnich - ale jako Dee Dee Lewis nie osiągnęła znaczących sukcesów.

Mimo że piosenki artystki znali wszyscy, to jej oficjalna dyskografia nie jest imponująca. W interesującym nas okresie na rynek trafiła w 1986 roku płyta Dziękuję, nie tańczę z hitami Diamentowy kolczyk, Stan pogody, Hej man! i Video-dotyk. Rok później Jurksztowicz wydała zestaw kolęd Gdy śliczna Pani. Dyskografię zamyka album Kochaj mnie zwyczajnie z 1992 roku. To wszystko z oficjalnych wydawnictw. Na późniejszych kompilacjach można odkryć sporo nagrań skomponowanych na potrzeby audycji radiowych, programów dla dzieci (Zima lubi dzieci), filmów (Kingsajz) i seriali TV (Na dobre i na złe).

Od dzisiaj mówię stop jest przykładem utworu nagranego z myślą o emisji radiowej. Wokalistce w realizacji piosenki towarzyszyli uznani muzycy: Krzesimir Dębski, Rafał Paczkowski, Zbyszek Wrombel i Marcin Ortębski. Słychać to wyraźnie w brzmieniu poszczególnych instrumentów. Daleko im od kiczowatej prostoty. Syntezatory bardzo dobrze czują się w otoczeniu klangowanego basu i niesztampowej pracy perkusji. Tekst napisał Jacek Cygan. Zdarzało mu się stworzyć dla Jurksztowicz rzeczy aż kłujące w uszy banalnymi częstochowskimi rymami (Hej man!), tym razem dobrze wczuł się w rolę niezależnej, pewnej siebie kobiety. Choć zwrotki w tej piosence wydają się nudnawe, posłuchajcie, co dzieje się w refrenie! Jak ta kompozycja nabiera tempa i chwytliwości – mamy do czynienia z przemianą brzydkiego kaczątka w łabędzia.

Obecnie pani Anna sporadycznie udziela się wokalnie (ostatnim nagraniem jest piosenka do serialu Ranczo), choć w dalszym ciągu zajmuje się muzyką – jako producent i wydawca (Si Music). [avatar]

Aya RL: Księżycowy krok (Aya RL „czerwona” LP, Tonpress 1985)


Początki grupy Aya RL (Aya Red Love) łączą się nierozerwalnie z kultowym festiwalem w Jarocinie. To właśnie tam w 1983 roku poznali się Igor Czerniawski (Rosjanin od 1982 roku mieszkający w Polsce) oraz Paweł Kukiz i Jarek Lach (tworzący wtedy grupę Hak). Nie minął rok, a trójka muzyków pojawiła się ponownie w Wielkopolsce, tym razem już jako Aya RL i nieoczekiwanie wylansowała wielki przebój Skóra.

To jednak nie był utwór wielce ceniony przez samych muzyków i całkiem świadomie nie umieścili go na swojej debiutanckiej płycie zatytułowanej po prostu Aya RL i wydanej w 1985 roku. To z niej pochodzą takie numery jak choćby Ściana czy Ulica. Na niej znalazł się również Księżycowy krok, jedna z najciekawszych elektronicznych kompozycji połowy lat 80.

Utwór ma w sobie dużo napięcia uzyskanego dzięki kilkukrotnemu narastaniu głośności barw syntezatorowych. Kosmicznej przestrzeni nadają mu duże pogłosy, niepokój wprowadza powtarzający się w kółko zaledwie czterodźwiękowy motyw. Gdy trzeba, jest tłusto i szeroko, ale nie brak też pojedynczych dźwięków zderzonych z wokalem Pawła Kukiza. Połączenie syntezatorów, gitar i sugestywnego wokalu daje wyjątkową mieszankę. Mam wrażenie, że ten utwór prawie w ogóle się nie zestarzał, a elektroniczne tło równie dobrze można by zastosować w dzisiejszym nurcie ambient.

Księżycowy krok znajdował się 12 tygodni na Liście Przebojów Trójki, w tym dwa razy na drugim miejscu. Zespół wydawał później jeszcze wiele płyt, jednak w opinii większości recenzentów żadna z nich nie była tak dobra i świeża jak właśnie debiutancki album. Ostatnią pozycją w dyskografii grupy jest Change In Form z 1998 roku. Po drugiej płycie („niebieska” Aya RL) zespół opuścił Paweł Kukiz, który założył własną formację - Piersi. [jaszko]

Papa Dance: W 40 dni dookoła świata (nagranie dla radia, 1984)


Kult postaci Pawła Stasiaka w pewnych kręgach jest dla mnie kompletnie niezrozumiałym zjawiskiem. Jeśli chodzi o jego wkład w twórczość zespołu, do którego dołączył w 1986 r. jako pierwszy wokalista (wcześniej występował tylko w chórkach), to poza nielicznymi wyjątkami, polegał on z grubsza na imitowaniu niemieckiego disco (jeśli nazwa Modern Talking wam coś mówi, to wiecie o co chodzi). Przed epoką Stasiaka Papa Dance był zespołem, który można określić progresywnym, o czym świadczy wybrana przez nas piosenka – pierwsze w karierze grupy zarejestrowane nagranie. Co ciekawe, W 40 dni... istniało początkowo wyłącznie w formie teledysku, nagranego w studiu Programu 3 Polskiego Radia pospołu z Ordynarnym faulem. Dopiero po latach utwór pojawił się na składankach z największymi przebojami Papa Dance.

Wpływ, jaki miało to oraz inne wczesne nagrania Papa Dance na współczesne nam polskie zespoły niezależne, jest nie do przecenienia. Wystarczy wsłuchać się w linie wokalne Grzegorza Wawrzyszaka, by odkryć w nich coś, co znamy z płyt The Car Is On Fire czy Newest Zealand. Kompozycja jest w dodatku całkiem wyrafinowana jak na debiutantów (porównując z późniejszym, ciążącym ku dyskotece prymitywizmem). Niebanalna rytmika, niezwykle świeże brzmienie elektroniki i syntetycznych dęciaków, inteligentne rozwinięcie wątków w drugiej części utworu sprawia, że W 40 dni dookoła świata słucha się jak rasowego synth popu na światowym poziomie.

Pod koniec lat 80. zespół osiągnął status megagwiazdy nie tylko w Polsce, ale i krajach ościennych (nie wyłączając Związku Radzieckiego). Potem zaczęły się kłopoty, zmiany personalne, dziwne sytuacje (przez pewien czas na rynku konkurowały ze sobą dwa zespoły Papa Dance) i w końcu odgrzewanie kotletów w postaci nagrywania nowych wersji starych hitów. Obecnie zespół ze Stasiakiem w roli lidera nosi nazwę Papa D. i gra muzykę, o której nie chcę nic wiedzieć, a tym bardziej jej słuchać. [m]




Maria (Majka) Jeżowska: Papierowy man (singiel, Tonpress 1985)

Niewielu pamięta, że Majka miała kiedyś na imię Maria i śpiewała piosenki dla dorosłych. Takie jak Papierowy man, dzięki której na naszej playliście ponownie pojawia się jeden z gigantów polskiego tekściarstwa – Jacek Cygan. To właśnie on jest autorem epokowego szlagwortu: Na kopercie twej Szanowny Pan/ Mimo woli czyta się „szpan”. Nie zapomnijmy też o tym: Z wierzchu błyszczysz pióra jak Limahl – wtajemniczonym natychmiast otworzy się odpowiednia klapka z napisem „Kajagoogoo”, a przed oczami pojawią się cudem zdobyte plakaty idoli z niemieckiego Bravo. Tekst dosadnie nawiązuje do stylu obowiązującego w PRL-u lat 80. – liczyły się ciuchy z Peweksu, fajki z Baltony, lakier na włosach i sprowadzona z erefenu fura. Posiadacz tych atrybutów mógł liczyć na branie wszędzie i o każdej porze.

Kompozycja wciąż brzmi w miarę nowocześnie. Mocno nasycona elektronicznymi bajerami (fajnie wypada zwłaszcza basik), z perkusyjnym mostkiem w stylu Kombi (jeszcze bez dwóch „i” na końcu) i kąsającą funkową gitarą. To jedna z bardzo niewielu piosenek, w których możemy usłyszeć Jeżowską w kobiecym, a nawet nieco frywolnym wydaniu (Ciemność czyni cię innym/ Gdy jesteś obok mnie). Oficjalna strona wokalistki nawet nie wspomina o jej twórczości dla dorosłych – Papierowy man to dziś prawdziwy fonograficzny rarytas! [m]




Halina Frąckowiak: Serca gwiazd (Serca gwiazd LP, Wifon, 1983)

Halina Frąckowiak w lata 80. wkroczyła już jako uznana artystka z wieloma sukcesami na koncie. Wcześniej miała za sobą koncerty z bigbitowymi Czerwono-Czarnymi, zespołem Tarpany, folkującymi Drumlersami, a także współpracę z liderem SBB - Józefem Skrzekiem. Albumy Geira i Ogród Luizy to przede wszystkim wysmakowane ballady do wierszy Kazimierza Wierzyńskiego, zabarwione szczyptą soulu i jazzu. Album Serca gwiazd był próbą odświeżenia wizerunku wokalistki i dostosowania do ówczesnych trendów. Skrzek nie był już autorem żadnej kompozycji - stery przejęli m.in. Marek Biliński, Krzysztof Krawczyk i Jarosław Kukulski. To spod palców tego ostatniego wyszła tytułowa kompozycja do tekstu Jonasza Kofty.

Synth pop w wykonaniu Haliny Frąckowiak to nie typowe KORG-owskie syntezatory. Elektronika w tym utworze ma charakter psychodeliczny, bliski kosmicznym odjazdom znanym z wcześniejszej dekady. To dość charakterystyczny element jej twórczości - korzystanie z technologicznych nowinek, ale nie uleganie im. Wręcz nadawanie im nowego, artystycznego wyrazu. W tym przypadku plazmoidalne efekty udało się połączyć z motorycznym rockowym riffem.

Kariera zawodowa artystki trwa do dziś. [avatar]




Lombard: Kryształowa (Anatomia LP, Savitor 1985)


Lombard kocha się albo nienawidzi za jedną piosenkę. Przeżyj to sam. Jakby nie było, utwór-legenda. To właśnie ta kompozycja zapoczątkowała eterowe życie odrodzonej w nowej formule radiowej Trójki, by kilka dni później zostać spacyfikowana przez cenzurę. To nie jedyny przykład burzliwej historii zespołu. Mimo różnych konfliktów personalnych, Lombard nagrywał coraz lepsze płyty i intensywnie koncertował, także zagranicą. Duża w tym zasługa charyzmatycznej Małgorzaty Ostrowskiej. Charakterystyczny ostry makijaż, krótkie chłopięce włosy i mocny głos - coś niespotykanego w szarej rzeczywistości komunistycznych czasów.

Za opus magnum w dyskografii zespołu uznaje się koncept album Szara maść z 1984 roku. Ale to wydana rok później Anatomia przyniosła pewne zmiany w dotychczasowym rockowym obliczu grupy. Syntezatory były obecne i na wcześniejszych płytach - tutaj jednak stanowią jej środek ciężkości. Anatomia to przykład wydawnictwa, które w czasach płyt kompaktowych nie robi już takiego wrażenia z powodów... czysto technicznych. Strona A winylowego albumu to popis tekściarstwa Małgorzaty Ostrowskiej. Osobistego, ale i wściekłego. Na stronie B za mikrofonem staje Stróżniak mając zaplecze w postaci tekstów Jacka Skubikowskiego (również uznanego kompozytora). Druga część płyty jest znacznie łagodniejsza i stonowana. Przełożenie płyty z jednej strony na drugą w gramofonie jest odpowiednią czynnością, by „przełączyć” się na inny klimat, co nie ma miejsca podczas słuchania wydania CD.

Otwierająca część „Stróżniakową” Kryształowa jest przedstawicielem nielicznych utworów, w których zwrotka swą przebojowością o wiele przewyższa refren. Mimo szalejących syntezatorów połamana linia melodyczna wciąż nosi znamiona rockowego szlifu, a śpiew zawiera w sobie sporo emocji. Nie sposób przejść obojętnie, gdy z głośników wylewa się wyznanie Za jeden z tobą dzień/ Sprzedam się/ Podpiszę diabli kwit. Grupa, wówczas na szczycie popularności, mogła sobie pozwolić na profesjonalny teledysk z zalążkiem fabuły. Klip wyszedł dość nieszczęśliwie - ciągle zastanawiam się czy wyznanie miłosne dotyczyło kobiety, czy... motoru?

W 1999 roku Małgorzata Ostrowska podjęła decyzję o rozpoczęciu solowej kariery. Ta trwa do dziś. Podobnie jak Lombardu z nową wokalistką Martą Cugier. [avatar]




Marek Biliński: Dom w Dolinie Mgieł (singiel, Tonpress 1983)

Marek Biliński to weteran polskiej sceny elektronicznej, wielokrotnie uznawany za naszego najlepszego syntezatorowca i kompozytora muzyki elektronicznej. Wykształcony klasycznie na Akademii Muzycznej w Poznaniu w swej twórczości łączy klasyczne postrzeganie muzyki ze współczesnymi możliwościami obróbki dźwięku i kompozycji.

Sławę przyniósł mu też teledysk do utworu Ucieczka z tropiku, zmontowany ze scen kraks z filmów o Bondzie. W 1984 roku został on uznany przez telewidzów za najlepszy wideoklip.

Dom w Dolinie Mgieł do dziś zachwyca sprawnością kompozytorską Bilińskiego. Gęsty dźwiękowo i dobrze osadzony w miksie syntezatorowy bas, syntetyczna perkusja oraz dźwięczny temat przewodni, wzbogacone o elektroniczne smyczki i przemiatane wciąż w górę i w dół dźwięki, tworzą spójną, motoryczną całość. Brzmienia moogów i Rolanda podkreślają tylko bardzo charakterystyczny dla lat 80. styl.

Biliński jest artystą wciąż koncertującym i tworzącym. Jego ostatnia płyta Mały Książę była nominowana do Fryderyków. Zasłynął też pierwszymi w Polsce wielkimi show na kształt koncertów legendy sceny elektronicznej, Jean Michele’a Jarre’a. Ciekawostką jest fakt, że Biliński przez 5 lat był wykładowcą Akademii Muzycznej w Kuwejcie. Jego fantazja symfoniczna Twarze pustyni miała uczcić 30-lecie niepodległości tego kraju, jednak w wyniku irackiej inwazji ostatecznie do tego nie doszło. [jaszko]

Bajm: Wielka inwazja (Chroń mnie LP, Wifon 1986)


Już w 1978 roku zespół Bajm zdobył ogromną popularność za sprawą piosenki Piechotą do lata, która dała mu drugie miejsce w opolskich Debiutach. Później były pierwsze rotacje w składzie, debiutancka płyta Bajm (ponad pół miliona sprzedanych egzemplarzy!), kolejne przeboje, płyta Martwa woda... I tak dochodzimy do wydanego w 1986 r. albumu Chroń mnie.

Poza kolejnymi hitami nuconymi przez miliony, jak Płynie w nas gorąca krew, Dwa serca, dwa smutki czy Diament i sól, na krążku znalazła się też synthpopowa perełeczka – Wielka inwazja. Skomponowany prawie całkowicie przy pomocy elektroniki kawałek od początku uderza motoryczną perkusją (konkretniej talerzami) i szybko granymi, syntezatorowymi dźwiękami. Całość spaja świetny wokal Beaty Kozidrak. A w tle rozpływają się chórki – poezja! I tym tkwi siła tego numeru – bo nic więcej tu nie ma (może poza szumowymi efektami), a mimo to Wielka inwazja do dziś serwuje tanecznego kopa i brzmi wcale nie najgorzej w porównaniu do współczesnych kompozycji. Użyte środki idealnie spełniają swoją rolę.

Bajm do dziś ma się świetnie. Na ich koncerty w wielkich halach regularnie przychodzi kilka tysięcy widzów, nietrudno też zobaczyć ich na letnich festiwalach organizowanych przez rodzime media. Są popowi pełną gębą. [jaszko]

Urszula: Podwórkowa kalkomania (Malinowy król LP, Polton 1984)

Kto wie, jak potoczyłaby się kariera Urszuli (wł. Urszuli Kasprzak), gdyby na swej drodze nie spotkała pochodzących również z Lublina muzyków Budki Suflera? Główna nagroda na Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze, współpraca z przyszłym liderem zespołu Klincz czy terminowanie w chórkach Majki Jeżowskiej może nie przyniosło artystce rozgłosu, ale wystarczyło, by młodą dziewczyną zainteresował się Romuald Lipko i skomponował dla niej repertuar, który znalazł się na debiutanckiej płycie Urszula. Po sukcesie, jaki odniosła piosenka Dmuchawce, latawce, wiatr, było już z górki. Współpraca z Budką Suflera trwała do 1987 roku i zaowocowała czterema longplejami.

Rok 1984 to czas drugiej płyty. Malinowy Król zgodnie z obowiązującą modą odszedł od gitarowych brzmień na rzecz synthpopowego stylu. Na albumie pod numerem 2 znalazła się najbardziej energetyczna kompozycja – Podwórkowa kalkomania. 30 lat temu pewnie rozgrzewała wyobraźnię gitarowa solówka Krzysztofa Mandziara, dziś to najsłabsza część piosenki. Na uznanie zasługuje robota Romualda Lipko. Tło budują elektroniczne krople deszczu układające się z zachwycającą zwrotkę. A niektóre syntezatorowe wtręty są na poziomie nieosiągalnym dla dzisiejszych electro bandów. Również Urszula nieźle sobie radzi z tekstem Marka Dutkiewicza (spod jego pióra wyszły takie hity jak Chodź, pomaluj mój świat czy Jolka, Jolka, pamiętasz) - pogłosy, echa, dwugłos czynią z piosenki wciąż wywołujący emocje electro pop. Chyba nawet bardziej teraz, niż w 1984 roku, kiedy to dotarła zaledwie do 9 miejsca na Liście Przebojów Programu 3.

Obecnie studyjną dyskografią Urszuli zamyka pochodzący z 2010 roku soft-rockowy album Dziś już wiem. [avatar]




Budka Suflera: Noc komety (singiel, 1982)


Lubelska Budka Suflera większości słuchaczy kojarzy się przede wszystkim z Krzysztofem Cugowskim. I fakt, jest to postać dla tej grupy niezwykle ważna, jednak mało kto dziś pamięta, że był czas, kiedy Cugowski rozstał się z grupą (a właściwie został z niej wyrzucony). W tym okresie zastępowało go wielu wokalistów, z których interesuje nas najbardziej Felicjan Andrzejczak.

Polecony przez przyjaciela zespołu, dziennikarza Jerzego Janiszewskiego Andrzejczak od razu zmierzył się z trudnym (nagrywanym aż kilkanaście tygodni!) utworem Jolka Jolka, pamiętasz. Zaśpiewał też Noc komety.

Ten utwór jest swego rodzaju ewenementem w naszym zestawieniu. Po pierwsze dlatego, że jest to tak naprawdę cover – w oryginale nazywał się Time To Run Turn i wykonywał go niemiecki zespół Eloy (polski tekst napisał Marek Dutkiewicz). Po drugie zaś – jest to w dużej mierze utwór „klasyczny” brzmieniowo, w którym syntezatory pojawiają się sporadycznie. Jednak świetny wokal Andrzejczaka oraz sugestywnie zaśpiewane przez Urszulę chórki w zderzeniu z resztą utworu tworzą do dziś spore napięcie potęgowane przez najważniejsze w naszym zestawieniu syntezatory.

Utwór ze względu na duże zawirowania kadrowe na pozycji wokalisty w tamtym okresie nie pojawił się na żadnej regularnej płycie zespołu. W oryginalnym brzmieniu pojawia się on dopiero na wszelkiego rodzaju kompilacjach największych przebojów Budki Suflera, już w epoce płyt kompaktowych. [jaszko]




Zdzisława Sośnicka: Aleja gwiazd (Aleja gwiazd LP, Polskie Nagrania Muza 1987)

Jeden z tych utworów, które określa się mianem „monumentalne”. Rozpoczyna się od ostrego riffu gitary, lecz po chwili do głosu dochodzą triumfalne grzmiące syntezatory. Kompozycję napędza jednak tak naprawdę mocny, ciężki bas, który wyczuwa się każdym nerwem. Pod względem wokalnym piosenka składa się z trzech części; każda z nich została inaczej - i za każdym razem mistrzowsko - zaśpiewana. Zwrotka - konkretnie, mocno; łącznik - eterycznie, zmysłowo; refren - pełną piersią, z pasją i w natchnieniu.

Za muzykę odpowiada niezmordowany Romuald Lipko, zaś tekst – banalny, ale i uniwersalny – napisał Marek Dutkiewicz, autor kilkuset piosenek dla chyba wszystkich wokalistów, wokalistek i zespołów działających w latach 1970-90.

Z dzisiejszej perspektywy jest to właściwie jedyny dobry moment albumu o tym samym tytule. Wypełniają go utwory brzmiące pretensjonalnie i sztucznie. Ot, typowa sztampowa produkcja pop drugiej połowy lat 80. Ale jedna piosenka przetrwała próbę czasu – bo to jest jeden z przebojów dekady, bez dwóch zdań.

Ostatnim studyjnym albumem Zdzisławy Sośnickiej jest Magia serc z 1998 r. [m]

Pobierz składankę


Podsumowanie WAFP

Szacunek
Jako że jestem najmłodszym recenzentem w gronie WAFP, zaproponowane przez kolegów utwory w większości były dla mnie kompletnie nieznane. Słyszałem je pierwszy raz w życiu. Po pierwszym przesłuchaniu kilkudziesięciu piosenek miałem wrażenie, że słucham soundtracku z Seksmisji - wszystko brzmiało mi siermiężnie i staroświecko. Z czasem jednak niektóre kawałki przypadły mi do gustu i muszę powiedzieć, że kilka z nich wywarło na mnie duże wrażenie.

Inną sprawą jest, że mam bardzo duży podziw dla wszystkich artystów, którzy w latach 80. bawili się w elektronikę. Nie było wtedy wydajnych komputerów, kombajnów do obróbki dźwięku, a obsługa tego typu sprzętu wymagała wielu treningów i specjalistycznej wiedzy. Dziś każdy może zaprogramować pętlę perkusyjną, a niektóre programy umożliwiają wprost „składanie” numerów z dowolnych klocków.

To wszystko sprawiło, że ta muzyka jest po prostu prawdziwa. Nie ma w niej morderczej koalicji kompresji z limiterami i dostrajania każdego dźwięku. Zresztą, posłuchajcie tych wszystkich wokalistów. Można się śmiać z niektórych dokonań Bajmu, ale Beata Kozidrak ma głos i skalę, o której większość współczesnych piosenkarek może tylko pomarzyć. Może więc i jest to wszystko trochę archaiczne - ale szacunek tej twórczości bezwzględnie się należy. [jaszko]

Skarby
Współtworzenie powyższej składanki nie było dla mnie podróżą w nieznane. Z polską muzyką lat 80. ubiegłego wieku mam często do czynienia. Głównie w pracy i wśród przyjaciół, wśród których stacje radiowe z rodzimymi evergreenami mają największy posłuch.

Ukierunkowanie na synth pop doprowadziło mnie do ciekawych wniosków.

- tamta dekada ze względu na brak wznowień na nośnikach cyfrowych kryje w sobie wiele skarbów;
- dokonania niektórych artystów zostały wprasowane głęboko w białka naszej pamięci, ale dopiero świadome przesłuchanie tych nagrań po latach ujawnia ich ponadczasową świetność pozbawioną młodzieńczych uprzedzeń (w moim przypadku: Gayga);
- teksty były dalekie od współczesnej infantylności. Proszę posłuchać uważniej - ile razy pada wyświechtane „kocham cię”? A większość utworów na składance to piosenki o miłości;
- w głębokich czasach komunizmu głównymi składnikami diety (nawet artystów) były słonina i ziemniaki. Nic dziwnego, że ówczesne dziewczyny były w stanie ryknąć jak dzwon;
- minus za to, że dziesięć lat później syntezatory zawitały pod strzechy i zaczęła się era disco polo. [avatar]

Demony
Co wydało mi się najbardziej fascynujące, to zbieranie faktów o piosenkach i ich twórcach. Dziś może się to wydawać nienormalne, ale całą muzykę pop lat 80. w Polsce robiło kilku gości. Te same nazwiska kompozytorów i tekściarzy pojawiają się na okładkach setek płyt. Zawody takie jak aranżer czy autor tekstów oznaczały wielkie pieniądze, naprawdę wielkie pieniądze, o jakich żaden dzisiejszy twórca muzyki w tym kraju nawet nie śmie pomarzyć.

Dużym wyzwaniem było dla mnie zmierzenie się z demonami przeszłości – piosenkami zakodowanymi w pamięci w dzieciństwie, na siłę zapomnianymi w dorosłości. Teraz, na nowo odkryte, zaczęły błyszczeć innym, jaśniejszym blaskiem.

Najlepszy tekst: Chłopcy z Marsa znów odwołali lądowanie/ Kosmos nie porwie mnie (Urszula).

Największe zaskoczenie: jakość kompozycji i brzmienie pierwszego nagrania w historii Papa Dance (W 40 dni dookoła świata).

Szok: nowoczesność i świeżość tytułowego utworu składanki, które sprawiły, że zainteresowałem się twórczością 2 plus 1. [m]

27 komentarzy:

  1. bardzo dobry ficzur!

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę wspaniała praca została tutaj wykonana :D Podziwiam. Bardzo dobrze się czyta i można się sporo dowiedzieć. Dzięki za artykuł :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę świetna składanka, pokazuje cały przekrój przez polski synthpop lat 80. :)

    Poleciłbym jeszcze te kawałki (wykonawców, którzy nie znaleźli się na składance):
    http://www.youtube.com/watch?v=J6To15c1p0o
    http://www.youtube.com/watch?v=pT5wSZwoSzo
    http://www.youtube.com/watch?v=JoA2jRJfxy4

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mad Money. Dzięki Tobie dopiero teraz to odnalazłem po tylu latach. Ten utwór znałem z radia. Nie pamiętałem nawet słów, tyko muzyka tkwiła mi w pamięci.Jestem ogromnie wdzięczny:) Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. brak Klinczu zakrawa na skandal!! :)
    http://www.youtube.com/watch?v=7Rdf3ygEmNQ
    http://www.youtube.com/watch?v=zkGJqjCrm_0

    OdpowiedzUsuń
  5. Klincz był wśród propozycji, ale nie przeszedł do finału :)

    OdpowiedzUsuń
  6. będzie druga tura ? :)
    :i

    OdpowiedzUsuń
  7. Super pomysl i swietna muzyka! Dla takiego fana angielskiego new romantic jak ja mozliwosc uslyszenia polskich elektronicznych piosenek z tamtego okresu to duzy prezent muzyczny.Macie u mnie duzego plusa!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie pisz, że jedynym dobrym momentem "Alei Gwiazd" jest tylko utwór tytułowy, bo tracisz wiarygodność... "W kolorze krwi"? "Człowiek nie jest sam"? Słyszaleś kiedyś? :> Bo wychodzi na to, że nie. :) Ja rozumiem, że nie wszystko wszystkim się musi podobać, ale nie wprowadzaj ludzi w błąd. Sośnicka praktycznie nie ma słabych płyt. Chociażby z tego powodu, że jest na nich jej głos. Strach się bać co byś napisał o "Odcieniach samotności". :) Wiem, że tu chodzi o konkretną bajkę, ale... A składanka ok. Nie pobieram, bo wiele z tego mam i trafiłem tu raczej przypadkiem. Tak, tak - Sośnicka ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. słyszałem, nie podobają mi się :) [m]

    OdpowiedzUsuń
  10. A z tym, że Ci się nie podobają, to ja się ewentualnie zgodzę. ;) Ale z tm że " Wypełniają go utwory brzmiące pretensjonalnie i sztucznie. Ot, typowa sztampowa produkcja pop drugiej połowy lat 80", to już się zgodzić nie mogę. :) A masz za karę :) http://www.youtube.com/watch?v=Fx9qKY8KlVY
    http://www.youtube.com/watch?v=UfdwcZjh5-k
    Te wersje powiny Ci się spodobać...jeszcze mniej :) W moim przypadku "Aleja Gwiazd" była pierwsza, a później po kilku przesłuchaniach zostałem wessany właśnie przez "W kolorze krwi" i "Serce pali się raz" z następnej płyty. A potem to już poszło :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Te wszystkie próby były sztuczne i kompromitujące. Bo wychodziły odgórnie - od gwiazd, które chciały być modne. A new romantic był ruchem oddolnym - przynajmniej w Wielkiej Brytanii. Polskie dzieciaki nie mogły sobie pozwolić wtedy na syntezatory, dlatego u nas takie zespoły prawie nie zaistniały. Prawie - bo jedynym autentycznym zespołem new romantic w tamtym czasie był Dom Mody z Kielc, ktoremu udało się nawet nagrać singiel dla Tonpressu. I nic ponad to.

    Stinky.

    OdpowiedzUsuń
  12. Widać, że ten tekst pisał dzisiejszy dzieciak zafascynowany nostalgią za latami 80. Sensowni młodzi ludzie w tamtych czasach nienawidzili takiej muzyki - to był totalny kicz i obciach.
    I taki pozostaje do dzisiaj - przynajmniej w tym wykonaniu ówczesnych polskich gwiazd.

    Stary.

    OdpowiedzUsuń
  13. http://bilinski.pl/

    na stronie Marka Bilińskiego konkurs w którym można wygrać płyty z jego autografem!
    Wreszcie ktoś przypomniał sobie o Marku! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. ad. Marek Biliński

    "Sławę przyniósł mu też teledysk do utworu Ucieczka z tropiku, zmontowany ze scen kraks z filmów o Bondzie." - na pewno sa tam sceny z filmu "Mistrz kierownicy ucieka".

    OdpowiedzUsuń
  15. Zgadzam się z wypowiedzią "Stinky". Z tym tylko wyjątkiem, że starała się być modną Izabella Trojanowska swoimi strojami z zagranicy i fryzurami (oczywiście i muzyką). Natomiast uważam że poziom lat 80-tych zachowało De Mono na swoich pierwszych płytach mimo iż zaczynali na początku lat 90-tych i nie byli zbyt elektroniczni ;). Do listy wykonawców autora artykułu można jeszcze dołączyć Franka Kimono, Wanda i Banda...

    lucky eye

    OdpowiedzUsuń
  16. Co za bzdury tutaj kolega pisze, to brak słów. Made In google.
    A gdzie zespół Klincz, a gdzie Kombi, a gdzie inni, A gdzie radiowe przeboje?
    Bajm zespołem synth-popowym?

    "kończ waść wstydu oszczędź"

    OdpowiedzUsuń
  17. "Noc komety" to cover "Time to Turn" a nie "Time to Run".

    OdpowiedzUsuń
  18. Zabrakło jednego bardzo poważnego hitu do tego zestawienia:
    IZABELA TROJANOWSKA (+Budka Suflera naturalnie): "JESTEM TWOIM GRZECHEM" (oryginał: http://www.youtube.com/watch?v=WMBJ_RJXDBg ).
    Kiedyś było to dla mnie duzym odkryciem, że aż zrobiłem ze 3 wersje coverow (mimo, że w latach '80. znał na bieżąco dokonania rodzimych artystów, to ten kawałek byl tylko na singlu).
    Marcelo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ach! szkoda, że przegapiliśmy, to rzeczywiście świetny kawałek i idealnie pasuje do naszego zestawienia :)

      Usuń
    2. Mam propozycję dla WAFP. Podmiencie utwór Lombard na ten (dwa słowa, dwa światy)
      http://www.youtube.com/watch?v=WtnLbWOkJxc
      Kryształowa jest tylko surogatem synt popu, a ten numer to synthpopowy miód na uszy. Bardzo nie doceniony.

      Usuń
  19. a gdzie Klincz Roxa czy Bank











    OdpowiedzUsuń
  20. ...wpadłem tu przypadkiem, i cieszę się, że jeszcze ktoś pamięta o tych wykonawcach. Dla mnie AYA R.L. i "Czerwona" to kawał rewelacyjnego materiału. Idee trzymają się różnie, ale muzyka i teksty bronią się nawet dzisiaj.Brawo dla Igora, stworzył prostymi środkami niepowtarzalny klimat. Ja dodałbym do tego zestawienia troszkę zapomniany EXODUS, co prawda to art rock, ale bardzo "zelektryfikowany" za sprawą pewnego muzyka (może zrobicie quiz: o kogo tutaj chodzi?).Drugim zespołem , niezaprzeczalnie nurtu new romantic, polskiego Ultravox (i tutaj akurat nie nalezy wstydzić się wzorów)jest zespoł KLINCZ- kilka świetnie zrobionych kawałków (jeszcze na youtube do odsłuchania "dla ciebie staczam się","Dziś cofnąć się nie mogę"-świetny "kop", nawet dzisiaj). Niedawno wpadłem na te dwa kawałki i nie mogłem się od nich uwolnić przez kilka dni:). Jedyny ból związany z Klinczem, to forma graficzna okładek płyt...straszna:), ale zawartość wciąż świeża. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  21. Dobrze, że oni nie wiedzieli, że grają synthpop :-)

    OdpowiedzUsuń
  22. "Noc komety" nie trafiła w tamtym czasie na żadną płytę Budki ze względu na koszt licencji (piosenka zagraniczna). Gdyby nie kasa, mogłaby trafić na "Greatest Hits 74-84" razem z "Jolką" i "Czasem ołowiu".

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni