Gliwicka Fabryka Drutu to miejsce bliskie mi geograficznie,
a mimo to do tej pory nie miałem okazji do niej zajrzeć. Powodem był mało
interesujący repertuar odbywających się tam koncertów. Tym razem jednak w
ramach Spotkań Alternatywnych (mam nadzieję, że impreza nabierze charakteru
cyklicznego!) do Gliwic zawitali artyści, których z przyjemnością posłuchałbym
na żywo.
Scena mieści się, zgodnie z nazwą, w starej fabrycznej hali. Surowe wnętrze ocieplają zwisające na ścianach i pod sufitem tkaniny, zaś pozostawione tu i ówdzie elementy wyposażenia nadają jej ciekawy, industrialny styl. Niestety, w kwestii nagłośnienia przed organizatorami jeszcze sporo nauki i pracy.
Wieczór rozpoczął przedstawiciel „lokalnej sceny” – zespół
Tatapali, o którego istnieniu chciałbym jak najszybciej zapomnieć.
Juwenaliowo-jajowy rock z elementami reggae, grany przez podstarzałych facetów
z młodą wokalistką disco polo, to zdecydowanie nie jest coś, czego poszukuję na
„Spotkaniach Alternatywnych”.
BiFF dwa tygodnie temu wydali nową płytę Attenzione Bambino
i to główne w celu jej nabycia i posłuchania na żywo udałem się na ich występ. No
i na szczęście grali nowe piosenki – cała reszta to stare zagrania, czyli
pogaduszki cioteczki Ani Brachaczek z publicznością i czasem irytujące
kabaretowe zagrywki pozostałych muzyków. Ogólnie było całkiem przyjemnie,
zespół zagrał stare hity (Jesienne drzewa, Ślązak, Pies 2, Kokoszone, Moja
dziewczyno, Monday), jak i większość nowego materiału, który wypadł całkiem
udanie. Niepoważna, Terapeuta, Na pomoc, Chłopak, Alleluja, Jeżeli kochać to
nie indywidualnie (z tekstem Jeremiego Przybory) – te kawałki usłyszycie na
Attenzione Bambino, pewnie wspomnę też o nich w nieodległej recenzji. Na uwagę
zwraca wyraźniejszy udział wokalny Hrabiego Fochmanna, który pojawia się w
kilku piosenkach w roli głównego śpiewaka.
Okazało się, że Paula i Karol to rzeczywiście Paula i Karol
– ich zespół towarzyszący do Gliwic nie przyjechał, ponieważ większa jego część
jako Eric Shoves Them In His Pockets jest właśnie w trasie promującej debiutancką
płytę Walk It Off. Nie było to jednak żadnym problemem ani dla artystów –
przecież zaczynali jako duet, ani dla publiczności, która szybko złapała
kontakt z tą bezpretensjonalną, radosną dwójką (przykładem wspólne śpiewanie
Calling). Bo też styl bycia Pauli Bialskiej i Karola Strzemiecznego jest w
stanie rozchmurzyć największego ponuraka. Oni się bez przerwy uśmiechają!
Radość z życia wylewa się z nich strumieniami i sprawia, że piosenki – choć
przecież niezbyt odkrywcze – pożera się jak pyszne lody.
Ze sceny popłynęły najstarsze utwory, jeszcze z
debiutanckiej EP-ki: Mother’s Stew, Good Bye Warsaw i radosna wyliczanka 1, 2,
3, 4, 5, 6, 7, 8, oraz oczywiście co fajniejsze numery z obu płyt
długogrających: Love Someone, Calling, Blackbird czy July. Duet zagrał też
świeżo napisaną - w pociągu do Gliwic! - piosenkę, zatytułowaną bodajże
Somebody (poprawcie mnie, jeśli coś źle zapamiętałem). Był też zabawny cover
Can I Kick It – podobno w Gliwicach rap i hip-hop mają się świetnie (nie
potwierdzam ani nie zaprzeczam). Było wesoło!
Po 23-ej na scenie zainstalował się wrocławski Mikromusic.
Od razu dało się poznać, że to oni są gwiazdą wieczoru – mimo spartańskich
warunków dźwiękowcom udało się uzyskać bardzo selektywne brzmienie, a
wirtuozeria samych muzyków i Natalii Grosiak (świetna dyspozycja wokalna!)
budziły ogromny respekt. Mimo braku jednego z członków (trębacz Adam Lepka
dotarł z Krakowa dopiero w drugiej części występu), zespół szybko wskoczył we
właściwy rytm.
Bezbłędnie wypadły utwory z ostatniej, najbardziej
przebojowej płyty Mikromusic: Za mało, Sopot, Śmierć pięknych saren, Zostań tak
i – oczywiście – Takiego chłopaka (na bis zagrany w nieco innej wersji). Były
też wspominki z poprzednich albumów (np. Oczko i Chmurka z Sovy), ale najlepiej
zapamiętanym przeze mnie momentem koncertu było przejmujące, podniosłe
wykonanie Świat oddala się ode mnie z Sennika. Ależ z tego zrobił się potężny
postrockowy song!
Każdy z muzyków miał okazję się wykazać,
najbardziej jednak rzucał się w uszy szalejący na klawiszach Robert Jarmuszek,
a także – last but not least – fenomenalnie bębniący Łukasz Sobolak. Fajne było
to, jak spóźniony Adam Lepka cichaczem zakradł się na scenę i zaczął grać na
swoich dęciakach – utwory Mikromusic nagle nabrały zupełnie innego wymiaru.
Ponad półtoragodzinny koncert zakończył się późną nocą i
zostawił widzów całkowicie usatysfakcjonowanych. Nachodzi mnie taka refleksja:
gdyby wszystkie polskie zespoły, alternatywne i mainstreamowe, podchodziły do
swojej pracy (tak, pracy) w tak profesjonalny i rzetelny sposób, mielibyśmy
jedną z najmocniejszych scen w Europie.
I jeszcze coś do obejrzenia i posłuchania. Może i w
Gliwicach nie było tak ładnie, jak na poniższym fragmencie koncertu wrocławskiego,
który ukazał się na płycie Mikromusic w eterze, ale wykonawczo równie dobrze:
Tekst i zdjęcia [m]
"mało interesujący repertuar odbywających się tam koncertów"... plisss. Odkąd Fabryka działa, a to już będzie dobre parę lat, odbyło się tam mnóstwo interesujących koncertów, szczególnie na tle reszty muzycznej oferty okolicy. Nie spać - zwiedzać!
OdpowiedzUsuńplisss, możesz wymienić choć dwa z nich?
UsuńDo usług: ruta, the car is on fire, pustki, łąki łan, czesław, fisz emade - jak dla mnie dość interesujące przykłady. Oczywiście spodziewam się teraz srogiego zganienia za gust drogi m, ale pokaż mi w mieście gliwice miejsce z lepszą ofertą plisss... ;)
OdpowiedzUsuńoch tak, ale z tego co pamiętam to te koncerty odbywały się na przestrzeni kilku lat. gdyby to był plon jednego roku, można by mówić, że coś się tam dzieje. to miejsce powinno żyć non stop, a nie od wielkiego dzwonu ;)
Usuńpytanie co to znaczy 'powinno'? pewnie wiele osób (w tym organizatorzy) by chciało aby takie koncerty odbywały się tam znacznie częściej. niestety artyści nie grają za darmo, a ludzie wolą siedzieć w domu. im ciekawszy repertuar tym mniej osób pojawia się na koncertach. wydaje mi się, że w Fabryce starają się prezentować ciekawą muzę w miarę możliwości. dla mnie pamiętne koncerty z niewymienionych wcześniej to m.in: George Dorn Screams, Ścianka, Sensorry, NP, Kim Nowak, The Washing Machine, Bajzel, L.Stadt, Igor Boxx, czy Mitch & Mitch.
Usuńa kto mówi, że koncerty mają być za darmo? niech będą biletowane, niech będą często, wtedy ludzie się przyzwyczają do wychodzenia z domu i będą chodzić. na piwo też chodzą do knajpy, chociaż w domu jest taniej :)
Usuńjak wiesz one nie są za darmo, żeby robić je często, po to żeby ludzie się przyzwyczaili trzeba by mieć bogatego wujka który do tych koncertów by dokładał,albo sponsorów,, albo granty - ale o to nie jest łatwo, łagodnie rzecz ujmując. często nawet posiadając pieniądze z zewnętrznych źródeł koncerty nie są w stanie na siebie zarobić a co dopiero jeśli ich nie ma :].
Usuńłukasz z fabryki
poprzedni anonim to milena - moja dziewczyna, więc mogła nie być obiektywna ;]
nie twierdzę, że to jest łatwy biznes... kultura nie jest łatwym biznesem. można próbować się w to bawić lub od razu otworzyć piwiarnię w dobrej lokalizacji. ;)
Usuńtu się w pełni zgadzamy :) swoją drogą, skoro jesteśmy w tym samym mieście może warto byłoby się spotkać i pogadać, może coś kiedyś razem byśmy zrobili? już kiedyś miałem się w tym temacie odzywać, ale jakoś się rozeszło... może mejlowo będziemy kontynuować ten wątek? gdzie napisać? pozdrawiam łukasz
Usuńłukasz
pewnie, napisz na wearefrompoland@gmail.com
OdpowiedzUsuń