8 października 2010

Vladimirska: Blich Street (wyd. własne, 2010)


Kraków od wieków przyciągał cyganerię, wszelakiej maści lekkoduchów i cyrkowców. Wcale więc nie dziwi, że międzynarodowy tabor pod nazwą Vladmirska postanowił osiąść właśnie w tym średniowiecznym mieście.

Akordeon w Polsce przeżywa mały renesans. Druga edycja Mam talent wykreowała Marcina Wyrostka, z Danii nadciągnął kataklizm pod nazwą Czesław Śpiewa. Nagle okazało się, że ten instrument, dotychczas kojarzony z wiejskością i przaśnością doskonale odnajduje się w kosmopolitycznej muzyce rozrywkowej. Co prawda już wcześniej był obecny na niezalowym podwórku (vide Something Like Elvis), jednak jego rola była zarezerwowana głównie dla wielbicieli etnofolku, próbujących ocalić od zapomnienia dokonania naszych przodków. W międzyczasie dorosło nowe pokolenie, wychowane na punku czy hip-hopie, które odkryło, że leciwe instrumentarium doskonale nadaje się do wykreowania zupełnie nowych przestrzeni. Stąd sukces Kapeli Ze Wsi Warszawa czy zainteresowanie towarzyszące krakowskiemu festiwalowi Szalom na Szerokiej.

Vladimirska pod tym względem jest grupą totalną. Co prawda w składzie jest gitarzysta, jednak prym wiedzie wspomniany akordeon, a także trąbka i saksofon barytonowy. Muzycy upodobali sobie klimaty cyrkowe, paryskie kawiarenki i filmy Emira Kusturicy. Zespół na własne potrzeby ukuł slogan „muzyka retro-cyrkowo-folkowa”, który bardzo dobrze oddaje zawartość Blich Street, z drugiej strony bardzo często czuć w kompozycjach współczesny pazur. Takie Spectacolo może się podobać naszym babciom, jednak w kawałku tkwi spora doza harmidru i typowo młodzieńczej galopady. Inną zauważalną cechą twórczości grupy jest jej „filmowość”. Jedną z kompozycji nazwano nawet Muzyką do filmu (zespół kilkakrotnie komponował ścieżki do niemych filmów). Słuchając Hali Targowej przed oczami mam obraz jakiegoś XIX-wiecznego bazaru, który z każdą sekundą zapełnia się różnokolorowymi straganami i gwarliwą klientelą. Ujmujący jest oparty na tradycyjnej rosyjsko-ukraińskiej melodii Zakochany kozak. Jakby został skomponowany dla samego Jerzego Kawalerowicza! A druga część utworu wręcz prowokuje do tupania nogą!

Najciekawsze są jednak rzeczy z wokalem. Śpiew Scotii Gilroy w Godziku dodaje całości zmysłowości i powabu. Cały ten cyrkowy sztafaż doskonale uzupełnia się z francuskimi inklinacjami wokalistki (mimo że śpiewa w języku Szekspira). Zupełnie rozwalający jest cover The Funz kończący płytę. The Dancing Bear jest szelmowski, groteskowy, pełen humoru i przywołujący skojarzenia z szalonymi dziełami twórcy Undergroundu.

Blich Street jest dla mnie ciekawostką, odskocznią od typowo gitarowo-elektronicznych propozycji. Nie jest to płyta, która będzie gościła za często w moim odtwarzaczu, ale czasami warto udać się na muzyczne wakacje i posłuchać czegoś zupełnie odmiennego. Vladimirska za niewielką cenę proponuje pakiet all inclusive w klasie biznes. [avatar]

Przesłuchaj całą płytę:



Strona zespołu: http://www.myspace.com/vladimirska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni