23 lipca 2012
The October Leaves: The October Leaves (wyd. własne, 2012)
Pisaliśmy o nich już w 2008 roku. Wydawało się, zespół trafił wtedy w swój czas i radosne gitarowe granie w stylu Oasis szybko zaowocuje płytą i regularnymi koncertami. Tak jednak się nie stało. Grupa z Rybnika przeszła w stan uśpienia, nie dając za bardzo znaku życia. Aż tu nagle, po czterech latach - pełnoprawny debiut!
Płytę najłatwiej określić mianem sympatycznej, co ma swoje dobre i złe strony. Dobrze się jej słucha. Wokalista ma przyjemną, chłopięcą barwę głosu, ładnie śpiewa i szybko przywołuje u słuchacza miłe wspomnienia z dzieciństwa. Pozostali muzycy dość umiejętnie czerpią z lat 60. ubiegłego wieku, biorą od The Beatles to co najlepsze i sprawnie wplatają te motywy w swoje brytyjsko-poprockowe piosenki. Dzięki temu dostajemy czternaście nie najgorszych kompozycji, z fajnymi refrenami, o ciepłym soundzie. Niektóre wpadają w ucho szybciej (Bones, Live Waves, Diamonds), inne wolniej, aczkolwiek nie ma na tyle słabej piosenki, którą chciałoby się automatycznie skipować. Można się rozmarzyć przy gustownych balladach (najlepsza na płycie Childhood Trust), bądź podkręcić potencjometr w samochodowym odtwarzaczu przy żywszych riffach (Better Man).
Ale album jest też zaledwie sympatyczny. Zespół odkrywa wszystkie karty już w pierwszych dwóch kawałkach. Słysząc Juicy Juice wiemy o grupie praktycznie wszystko. Większych zaskoczeń raczej nie uświadczymy. Fajne jest tekstowe nawiązanie (choć nie wiem czy świadome) do Drugs Don't Work The Verve w Golden Shot. Niezły ukryty bonusowy utwór Red Light City - wystarczy odłożyć na chwilę elektryczne gitary, lekko się zasmucić i wychodzą rzeczy zatrzymuące uwagę na dłużej. Zwraca uwagę All Of The Stars ze względu na zawarty w nim spory ładunek pompatyczności. Poza tymi przykłądami Październikowe Liście są dość przewidywalne. No, ale mają przecież kilka niezłych piosenek!
Podsumowując album rybniczan dochodzę do paradoksalnego wniosku. Podobnie granie słyszałem wiele razy. Ale gdy zastanowić się dłużej, okazuje się, że dawno nikt już nie nagrał tak bezpretensjonalniej oasisowo-travisowej płyty. Znaczy - zdążyłem się stęsknić za takimi dźwiękami. I mimo że trochę wyubrzydzam, czas spędzony z The October Leaves nie uważam za stracony. Tym bardziej czekam na zapowiadany drugi longplay Wilson Square. Zobaczymy, kto zwycięży! [avatar]
Płyta do ściągnięcia na stronie zespołu: http://www.theoctoberleaves.net
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Jaki jest przepis na dobrą piosenkę pop? Bardzo prosty. Wystarczy wziąć dwie szklanki fajności The B-52's, kostkę wrażliwości Belle &...
-
Ledwo skończył się tegoroczny, a my już myślimy o następnym. Pomarzyć zawsze można, dlatego wspólnie stwórzmy listę wykonawców, których chci...
-
Co by było, gdyby punk rock wymyślono na długo przed Sex Pistols. Na przykład w międzywojennej Polsce.
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Płonie ognisko i szumią knieje – z tą harcerską sekwencją kojarzy się Księżycówka , która biletu podróżnego na Księżyc nie jest w stanie ...
-
Anita Lipnicka tłumaczy americanę na język polski.
-
Ma pecha Marcin Płatek ukrywający się pod pseudonimem PCTV. Z okazji wydania nowej EP-ki napisał sobie tak dobre CV, że... przyniosło mu wi...
Zaledwie sympatyczny???? Co to w ogóle ma znaczyć? Rewelacja chłopaki. Zgadzam się, że podobnej muzyki jest całe mnóstwo na rynku muzycznym, ale tylko podobnej. Każdy zespół jest niepowtarzalny. Wy także... Trzeba przyjść choć na jeden Wasz koncert żeby się o tym przekonać. Płyta jest świetna, a koncerty na żywo o niebo lepsze....
OdpowiedzUsuń