11 września 2007

Digit All Love: Digit All Love (Open Source/Rockers Publishing, 2007)

Wśród opisów tej płyty bardzo często pojawia się termin trip-hop, co należy uznać raczej za wprowadzanie w błąd niż wskazówkę dla potencjalnych słuchaczy. Choć Digit All Love często buduje nastrój za pomocą mrocznych, basowych dźwięków, a muzyka narzuca odbiorcy wyciszenie i pełne skupienie, to jednak porównania z takimi tuzami trip-hopu jak Portishead czy Massive Attack nie wydają mi się właściwe. DAL zdecydowanie bliżej do Lamb czy Hooverphonic. To raczej elegancki electro pop, o umiarkowanie melancholijnym klimacie, niż ponure dołowanie charakterystyczne dla przedstawicieli trip-hopu.

Zespół pochodzi z Wrocławia, który staje się powoli stolicą polskiej elektroniki i easy listening, a jego trzon tworzą trzej muzycy Miloopy i Natalia Grosiak, wokalistka Mikromusic. Ważną rolę odgrywa też stała sekcja smyczkowa (daleko jej jednak do efektu, jaki osiągała orkiestra Hooverphonic). Połączenie sporej dawki elektroniki, bitów, instrumentów akustycznych i partii smyczkowych daje wysmakowany, elegancki wręcz efekt. Nie zdziwiłbym się, gdyby zespół zaczął być zapraszany na gale biznesowe; ta muzyka świetnie pasuje do drogich garniturów, jeszcze droższych sukien i francuskiego szampana w wysokich kieliszkach. Na szczęście Sieć jest egalitarna i tę odrobinę luksusu każdy może sobie zafundować w zaciszu swego – eleganckiego – mieszkania w bloku z wielkiej płyty.

Album podawany w całości jest nieco nużący. Ale kilka utworów to prawdziwe perełki. Candy Castle zachwyca leniwym soundem, brzemieniem kontrabasu i delikatnymi zagrywkami gitary. Wystarczy zamknąć oczy, by wyobrazić sobie pogrążony w mroku i dymie z cygar klub, i dziewczynę w długiej czarnej sukni przyklejoną z kocim wdziękiem do mikrofonu... Następujący zaraz potem utwór Skinflower – również ścisła czołówka – zniewala bardzo technicznym, chciałoby się powiedzieć triphopowym, podkładem i oszałamiającym jak zapach orchidei refrenem, w którym główną nutę stanowi zapętlona linia smyczków. Pięknie. Pierwsza połowa płyty dostarcza najwięcej wrażeń, bo jest jeszcze Matulu – zaskakujący, zaśpiewany po polsku, mroczny utwór. Niespotykane połączenie chłodnego egzotycznego brzmienia z tekstem napisanym na wzór piosenki ludowej wywołuje dreszcz niepokoju i fascynacji. Ciekawie jest też w Don’t X-pect 2 Much – a to za sprawą zadziornego wokalu Natalii, który kojarzy się ze stylem Allison Goldfrapp, oraz tanecznego rytmu. Równie wyrazisty, wręcz prowokujący, jest też kawałek I Learn 2 Be.

Ciekawy, doskonale zrealizowany album. Choć, jak napisałem na wstępie, odrobinę monotonny w większych dawkach. Nie podobają mi się też – co prawda nieliczne – solowe popisy gitarzysty. Takie nibyprogresywne frazy po prostu nie pasują do tej muzyki. Podobno na żywo Digit All Love brzmią jeszcze lepiej i potężniej. Chyba warto sprawdzić.

Band site:
http://digit-all-love.com/
ver.: english
media: video

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni