4 listopada 2010
The Black Tapes: Shipwreck (Antena Krzyku, 2010)
Z wiekiem chłopcy grzecznieją. Aha!
Z niedowierzaniem śledziłem newsy zespołu na Facebooku. 27 lipca pojawił się wpis, że chłopaki biorą się za rejestrację nowego albumu. 2 miesiące później było już po wszystkim. Płyta nagrana, pokazano okładkę i podano termin premiery. Ot, najzwyklejsza rzecz pod słońcem. Doświadczenie uczy, że Shipwreck powinien być wydawnictwem poważniejszym, pokazującym progres kapeli i odchodzącym od szczeniackiego łomotu znanego z debiutu. Aha!
Nie udało się. Odsłona druga to powtórka z rozrywki. Znów niecałe pół godziny muzyki. Zespół nie stracił nic z rock’n’rollowego pazura. Dalej hałasuje aż miło, dalej ze swadą żeni stare z nowym. Duchowo akuszeruje staromodnemu punk-rockowi, mentalnie korzysta z dobrodziejstw new garage revival. Dziesięć kawałków na płycie to proste riffy z gatunku tych „czemu ja na to nie wpadłem wcześniej” i paskudnie zaraźliwe melodie. Punkujących składów jest w Polsce na pęczki - Tapesi udowadniają, że bunt przede wszystkim rodzi się w głowie.
Instrukcja obsługi jest prosta: zapnij pas, włącz play i ściśnij pośladki, gdyż wentyl bezpieczeństwa jest tylko jeden. Otwierający płytę Noah's Ark to jedyna właściwa wizytówka zespołu. Motoryczny, energetyczny riff, od czapy klawisze i stadionowe zaśpiewy Hubbsa. Jest energia, są witaminy, jest melanż. Charm of the Bourgeousie pokazuje, jak chłopaki w zgrabny sposób potrafią na przestrzeni kilku sekund połączyć drapieżną melodię ze swojskimi zagrywkami. Life and Lie Differ With F Only to piosenka rodem z licealnych imprezek. Ale buja i powoduje bananowy uśmiech. Trzeba mieć odwagę, by w dzisiejszych czasach porywać się na takie oldskulowe, pozbawione napinki łomotanie. Shipwreck ma coś z glamrocka (te chórki!), w Future Is Yours to keyboard gra pierwsze skrzypce skrząc się zwichrowanym soundem.
Po kilku odsłuchach kręciłem trochę nosem. Brakowało mi klasycznych wydarć, takich przy których można na koncercie wspólnie zedrzeć gardło. Przy Celebration albo Plastic Dolls nie można spokojnie się ogolić; buzia sama wykrzywia się w znajome słowa. Na Shipwreck Hobbs nie daje wytchnienia, refreny są szybkie i często nie można za gościem nadążyć (Black Sheep). Ale to tylko pozory. Już widzę tłumy wrzeszczące wniebogłosy Monday Is Shit czy Broken Flower. Choć i tak uważam, że na debiucie „momentów” jest więcej.
I to nie tak, że kapela stanęła w miejscu skupiając się wyłącznie na pancurzeniu. Są dwa kawałki, które od pierwszych chwil zwracają uwagę swoją odmiennością. Come Come Culture of Death to przede wszystkim połamany refren. Chórki rodem z Bad Religion w połączeniu z gitarą rodem ze starego Deep Purple składają się na niestandardowy, gorzki kawałek, który ma zadatki na pokoleniowy hymn. I wreszcie Warsaw. Dawno nie słyszałem tak udanego hołdu dla The Clash. Stolica ma nowych pupilków. Sorry Paula, sorry Karol.
Ostatnio jakiś gość z Ukrainy na laście chciał ode mnie wysępić mp3 The Black Tapes. Cóż, Shipwreck jest może krótką, nieskomplikowaną i bałaganiarską płytą, ale powoli rozsadza granica naszego wesołego kraju. I o to chodzi! [avatar]
Przesłuchaj cały materiał:
Strona zespołu: http://www.myspace.com/theblacktapes
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Don't Panic We Are From Poland prezentuje / presents: 1. The Mothers Night Life In Big City [PL] Tytuł mówi wszystko. Kawałek na roz...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Zapraszamy do głosowania na płytę roku 2008! Zasady drugiej edycji zostały zmienione, aby umożliwić aktywność wyborczą również leniuchom, kt...
-
Kiedy czytam niektóre komentarze dotyczace drugiej płyty Marii Peszek, mózg mi się lasuje, a resztki włosów na głowie stają dęba. Część nasz...
-
Jakbyście nie wiedzieli, to informuję, że od paru lat blog WAFP wydaje wirtualne składanki z muzyką. My je składamy, wy ściągacie. Albo i ni...
-
...i z tej okazji nie będzie żadnego kazania, podziękowań, pozdrowień czy imponujących statystyk. Będą dwie niespodzianki. Z pierwszej...
-
Gliwicka Fabryka Drutu to miejsce bliskie mi geograficznie, a mimo to do tej pory nie miałem okazji do niej zajrzeć. Powodem był mało i...
Świetny zespół, trzymam za nich kciuki. mam kilka ale - np do wokalu (czasem mam wrażenie ze wcześniej bardziej mi się podobał) al ejestem całym sercem za tym zespołem. na żywo petarda!!!
OdpowiedzUsuń