20 grudnia 2012
1926: 1926 (Music Is The Weapon, 2012)
Stalowy kolos pruje fale ku chwale miasta Gdyni.
1926 to swego rodzaju supergrupa, złożona z członków bardziej lub mniej znanych trójmiejskich zespołów, jak Kiev Office, Pomelo Taxi czy Karol Schwarz All Stars, która przywraca nadzieję w sens długich postrockowych instrumentali. Niedawno narzekałem na debiutancką EP-kę The Sky Is, która choć solidna technicznie, nie rozpaliła we mnie nawet jednej iskierki zainteresowania. Z 1926 jest lepiej, choć także w przypadku tej płyty nie obyło się bez (drobnych) rozczarowań.
Album zawiera zaledwie dwa tracki, z tym, że pierwsza kompozycja trwa ponad 27 minut i składa się z trzech wyróżnionych części. Początek jest trudny. Z ciszy wydobywają się surowe, monotonne dźwięki She Knows Yr Name. Męczący taniec repetowanych motywów kojarzy się z miarowym falowaniem ołowianej wody w portowym doku. Ciekawiej robi się dopiero około ósmej minuty. Ciężko rozszyfrować zastosowany przez zespół podział, ponieważ momentów przełomowych jest więcej niż wymienionych części. Nie wiem zatem, czy Calling Her zaczyna się w dwunastej minucie, czy nieco później, gdy muzyka 1926 cichnie i niemal zamiera, jak morze przed sztormem. Najciekawsza dla mnie jest zdecydowanie końcówka w postaci Alexandrii, kiedy gitarzyści się rozkręcają i topią kompozycję w pianie altrockowo jęczących gitar, a w samym finale – apokaliptycznego zgrzytu rozdzieranej blachy. Z cyklu „rozczarowało mnie to” – cytat z kroniki filmowej, wspominający przyjacielską wizytę okrętów wojennych bratnich krajów sąsiedzkich ZSRR i NRD, psuje mi odbiór tych najlepszych momentów. Jakoś nie mogę strawić głupkowato radosnego głosu ówczesnego naczelnego lektora PRL.
I Don’t Want To Be With U to już samodzielna kompozycja o czasie trwania zupełnie przyswajalnym – zaledwie 7:40. 1926 znowu serwuje huśtawkę nastrojów, od łagodnej hipnozy wstępu po ogień-i-zgliszcza epilogu. Muzyka nabiera psychodeliczno-kosmicznej barwy, pojawiają się dziwne efekty i trudne do rozszyfrowania wokalizy. Rakieta z loga zespołu nabiera sensu.
Choć trafiają się tu momenty zakłopotania (np. perkusiście) i drobne mielizny kompozycyjne, jest to solidna dawka postrockowego tripu. Warto również wspomnieć o ładnie wydanej książeczce, w której znalazły się zdjęcia Izabeli Łodzińskiej przedstawiające Gdynię i okolice. Dobrze, że miasto wsparło rasowy alternatywny projekt, a nie kolejną kiczowatą laurkę. [m]
Strona zespołu: http://www.facebook.com/1926band
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Jaki jest przepis na dobrą piosenkę pop? Bardzo prosty. Wystarczy wziąć dwie szklanki fajności The B-52's, kostkę wrażliwości Belle &...
-
Mietall Waluś to specyficzna postać. Udało mu się kilka lat temu wstrzelić w rynek całkiem przebojową płytą zespołu Negatyw, wziął udział w ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Za oknem słońce jeszcze świeci, po różnych pogodowych sensacjach niby jest nawet ciepło, ale każdy podskórnie czuje już nadchodzącą jesień....
-
Zespoły „rockowopodobne” lubią swoją muzykę podszywać pod „mocne, rockowe granie” przypominające ciężkością klątwę spalenia mieszkania bą...
-
Stardust Memories porzucają covery i debiutują z autorskim materiałem. To będzie bardzo dobra płyta!
-
Anita Lipnicka tłumaczy americanę na język polski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz