3 maja 2015
Kucz & Klake: Kucz & Klake (Requiem Records, 2015)
Wielkiej urody kawałek popu światowej klasy.
Nazwiska obu panów, stanowiących trzon duetu (a w zasadzie duetu z zespołem, bo wspiera ich jeszcze czterech muzyków), nie powinny być stałym czytelnikom WAFP obce. Konrad Kucz to doświadczony producent i kompozytor mający na koncie już sporo muzyki, w tym świetnie przyjęty album nagrany z Gabą Kulką (Sleepwalk, 2009). Bartek Ujazdowski z kolei, występujący pod pseudonimem Klake, zabłysnął w 2012 roku zjawiskową EP-ką Replica, nagraną we współpracy z Krojcem. Jak widać obaj są wręcz stworzeni do takich przedsięwzięć.
Z Repliką album Kucza i Klake ma wspólny mianownik w balladowym, wyciszonym charakterze. Z twórczością Kucza – aranżacyjnym przepychu i produkcyjną starannością. Dodałbym jeszcze skojarzenie z twórczością Smolika i legendarnym projektem Play Sławomira Pietrzaka oraz – muzyką filmową Michała Lorenca. I już macie pełny obraz tego urokliwego wydawnictwa.
Bo jest to płyta – bez zbytniej przesady – śliczna, momentami wręcz zjawiskowa. Początek złożony z fantastycznego Still Pouring i I'm Not Ready, gdzie mamy i cudowne linie wokalne, i pełne słodyczy partie smyczków, robi niesamowite wrażenie. Oto luksusowy pop, stylowe ballady, które brzmią, jakby je produkował sam mistrz Beck Hansen. Delikatne dźwięki wibrafonu i gitary w Far Away, odrealnione pogłosy i krystalicznie czyste brzmienie akustyka w Still In Memory dopełniają poczucia szczęścia. Potem album trochę się rozłazi. Niewiele wnosząca miniatura Me And The Ocean, kojarzący się z muzyką do 300 mil do nieba Grand Dancer odwracają uwagę od tego co najlepsze we współpracy hiperwrażliwego wokalisty i wyczulonego na najmniejszy niuans kompozytora.
Na szczęście dobre piosenki powracają i do końca pojawia się jeszcze kilka cudowności, jak zmysłowe linie wokalne w Not This Time, powściągliwa rzewność w Lost City, cieplejsze, bardziej energetyczne brzmienia w Night Tea, fenomenalna, rozbuchana solówka na wiolonczeli w wykonaniu Mateusza Kwiatkowskiego w Happy Sequence, wreszcie cudnej urody smyczkowe outro w zamykającej album kołysance.
Rzecz dla wszelkiej maści wrażliwców, ale też po prostu wielbicieli dobrze napisanych melodii i łagodnych, eleganckich piosenek. Dodajmy do tego piękną oprawę plastyczną albumu – który warto mieć w swojej kolekcji. [m]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/kuczklake
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Jaki jest przepis na dobrą piosenkę pop? Bardzo prosty. Wystarczy wziąć dwie szklanki fajności The B-52's, kostkę wrażliwości Belle &...
-
Mietall Waluś to specyficzna postać. Udało mu się kilka lat temu wstrzelić w rynek całkiem przebojową płytą zespołu Negatyw, wziął udział w ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Za oknem słońce jeszcze świeci, po różnych pogodowych sensacjach niby jest nawet ciepło, ale każdy podskórnie czuje już nadchodzącą jesień....
-
Zespoły „rockowopodobne” lubią swoją muzykę podszywać pod „mocne, rockowe granie” przypominające ciężkością klątwę spalenia mieszkania bą...
-
Stardust Memories porzucają covery i debiutują z autorskim materiałem. To będzie bardzo dobra płyta!
-
Anita Lipnicka tłumaczy americanę na język polski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz