W swojej kategorii Ted Nemeth idealnie wstrzeliwuje się pomiędzy Happysad i Strachy na Lachy. Już niedługo mogą się stać gwiazdami juwenaliowych koncertów w całej Polsce. Klaskać czy buczeć?
To, na co Happysad potrzebowali kilku lat, Ted Nemeth osiąga już na swoim debiucie. Prezentuje materiał przemyślany, urozmaicony i – co tu dużo gadać – kapitalnie brzmiący. Paweł Cieślak jako producent to doświadczony gracz i w przypadku Teda sięgnął po wszystkie swoje najlepsze patenty. Dzięki temu Ostatni krzyk mody jest zarówno nowoczesny, jak i odrobinę vintage, zaawansowany technicznie, jak i ciut garażowy. A do tego piekielnie chwytliwy.
Są tu naprawdę porywające momenty. Weźmy taką Czarownicę. Trudno zliczyć wszystkie chytre sztuczki zastosowane w studiu. Pogłosy na wokalu, mnóstwo efektów na gitarach, ekspozycja basu, podkręcenie gitar elektroniką, ściana dźwięku itd., itp. W tych kawałkach dzieje się mnóstwo ciekawych rzeczy. Nie jest to oczywiście tylko zasługa producenta, oddajmy też co należne samym muzykom, którzy kombinują z formą kompozycji, tempami, ekspresją. Świetnie wypada połączenie technologicznego brzmienia elektroniki z garażowymi riffami w Jonaszu, akordeonu z bitem i syntetycznym basem w Kocie, smyczkowy motyw w Nożowniku, przetworzona gitara i partie smyczków w Psie. Właściwie każda piosenka oferuje coś do odkrycia i zaskakuje bogactwem zawartości. Bywa piosenkowo i przebojowo (Liście, Retrocukiernia, Umówiony znak), kiedy indziej mocniej, z tąpnięciem riffów (Mali ludzie w żółtych płaszczach, Wahania nastroju). Gitarzyści kombinują na różne sposoby, serwując zarówno ciężkie i brudne akordy czy sprzężenia, ale też lekkie i zwiewne motywy. Jeśli solówka, to taka niebanalna jak w Liściach – aż brewka skacze z zachwytu. Ja wiem, czasy kiedy wszyscy zachwycali się podejściem do formy prezentowanym przez Blur (etap Blur i 13) już dawno minęły, ale kurcze, czasem dobrze posłuchać muzyki rockowej przetwarzanej w taki sposób, z tak wielką radością kombinowania i rzeźbienia w podatnym skalnym tworzywie.
Nad tekstami nie będę się rozwodzić; są ok. Fani Happysadu będą wniebowzięci, pozostali trochę mniej. Na szczęście wstydu nie ma, a niektóre frazy wyszły bardzo zgrabnie. Nie można im odmówić pewnej poetyki, zalążka własnego stylu.
Płyta wdarła się przebojem do moich słuchawek i choć zdaję sobie sprawę, że może to być chwilowe zauroczenie, to jednak uważam, że na tę chwilę Ted Nemeth i jego Ostatni krzyk mody to jeden z najbardziej udanych gitarowych debiutów ubiegłego roku w tzw. rocku środka. [m]
Strona zespołu:
https://www.facebook.com/Tednemeth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz