17 stycznia 2015

Cosovel: Cosovel (wyd. własne, 2015)


Po obiecującej ubiegłorocznej EP-ce zespół Izoldy Sorenson swoim  pierwszym albumem wstrzeliwuje się do czołówki najbardziej gorących debiutów tego roku.

Słuchając Live in Studio miałem pewne obawy, czy minimalistyczne trio będzie w stanie nagrać dłuższy materiał, który nie znuży, czy muzykom wystarczy pomysłów na „pełny metraż”. Nic z tych rzeczy! Charyzmatyczna wokalistka i keyboardzistka ciągnie kolektyw, narzucając kompozycjom swoją wizję, ale bez Aleksa Polaka grającego na basie i Jose Manuela Albana Juareza na perkusji muzyka Cosovel nie miałaby tej intensywności i pełni. A płyty słucha się naprawdę z zapartym tchem. Indywidualne podejście do każdej piosenki sprawiło, że mimo skromnego instrumentarium, każda ma własne, specyficzne brzmienie. Druga sprawa – choć wszystkie opierają się na klawiszach, to brzmienie jest bardzo żywe, organiczne, wręcz „rockowe” -  mimo braku gitarzysty w składzie.

Album otwiera promujący EP-kę utwór Detektyw nr 16, który ma już status przeboju. Energetyczny i ekscentryczny wokalnie – na pewno zrobił wiele dla zespołu Sorenson. Ale nie tylko piosenki znane z EP-ki stanowią o sile albumu. Świetne wrażenie robią też pozostałe. Jak Above a Madhouse, który za sprawą intymnego wstępu z ukulele i łagodnego śpiewu Izoldy może kojarzyć się z piosenkami Julii Marcell, a który rozwija się kapitalnie za sprawą potężnego walnięcia bębnów.  Jak urokliwe Psy Kwiaty Lokomotywy, muzycznie zanurzone w eterycznych klimatach new romantic (charakterystyczne plamy klawiszy, klangujący bas) – zaśpiewany zupełnie inaczej od Detektywa. Jak zaskakujący Sorbetowy, w którym zimna elektronika stanowi tło dla frenetycznych, nibyfolkowych zaśpiewów – no i ten refren! Popowy, chwytliwy w najlepszym znaczeniu.

A tu jeszcze koniecznie trzeba jeszcze wspomnieć o On The Right Side, który jest niczym innym jak ultraprzebojowym dyskotekowym kawałkiem... bez bitu. Wystarczył bas, by nogi same rwały się do tańca. I jeszcze o Cons XY, w którym oprócz niebanalnej rytmiki znalazło się miejsce na niepokojące partie saksofonu. I jeszcze czysto hedonistycznym, dyskotekowym Souless Object, w którym z minimalizmu nagiego rytmu wybucha ekstaza. Czy wreszcie zamykającym album, ślicznym Dead Man.

Izolda dwoi się i troi, by w niebanalny sposób zaśpiewać teksty swoje i słoweńskiego poety Screcko Kosovela. I praktycznie zawsze wychodzi obronną ręką. Nieuzasadnione okazały się obawy o zbytni manieryzm – wokalistka nigdy nie przesadza, nie szarżuje, trzyma swoje umiejętności na wodzy.

Debiut Cosovela nie ma słabych punktów. To poważny kandydat do czołówki wielu plebiscytów. Mimo że na ich ogłoszenie musimy poczekać cały rok! [m]



Strona zespołu: https://www.facebook.com/cosovel

1 komentarz:

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni