1 lutego 2010
George Dorn Screams: The Large Glass EP (wyd. własne, 2009)
Wydana w listopadzie własnym sumptem EP-ka przynosi cztery niepublikowane wcześniej kompozycje. Nie są nowe, gdyż powstały gdzieś w 2008 roku. Pierwotnie miały znaleźć się na albumie pod nazwą George Dorn meets Girth McGarth, jednak praca nad drugim longplayem spowodowała, że zespół postanowił odłożyć je na bliżej nieokreślony czas. Utwory powstały niejako przy okazji. Bez stresu, założeń i wyznaczników stylistycznych. Taka odskocznia przed daniem głównym. Ten nietypowy materiał nie miał trafić na półki sklepowe, będąc rozprowadzanym jedynie na koncertach.
Materiał zawarty na EP-ce to ukłon w stronę Douga Scharina, perkusisty wielu ważnych zespołów slow-corowych. Tak, tęskimy czasami za Codeine, przypominamy sobie zakurzone płyty Slowdive. George Dorn Screams przywołuje tamtą atmosferę lat dziewięćdziesiątych, pełną melancholijnych, zdołowanych wrażliwców, którzy pozostawili po sobie kilka niezłych shoegaze’owych płyt. Utwory na małej płycie Dżordżów to snujące się, lepkie niczym miód, gitarowe pejzaże. Pełne melancholii, szlachetnego smutku, usypiające i urzekające delikatnością. Początkowe takty The Terrace są reprezentatywne dla całości. Gitary wręcz łkają, próbując zmiękczyć uszy. Przenikają się, wzmacniają, starają przykuć uwagę. Ta jest potrzebna. Bez przymknięcia oczu nie da rady wysłuchać jedenastominutowego Another Day. Pierwszy odsłuch - zbyt długie, nudne i usypiające. Ale ten gatunek nigdy nie był nastawiony na widowiskowość. Należało do niego dotrzeć i niczym poszukiwacz skarbów trochę się namęczyć, by odkryć ukryte struktury. Są warte zachodu, choć i u Dżordżów trafia się tombak (Sprigs And Branches, w który zakradła się zgubna mechaniczność). Interesującym novum w muzyce zespołu są partie trąbki Wojciecha Jaszno. Dodają nieco pompatyczności, ale i świeżego powietrza kompozycjom zespołu.
Największą dla mnie niespodzianką jest męski wokal. Obok Magdy Powalisz przy mikrofonie udziela się Girth McGarth, śpiewający gitarzysta noise-rockowego Ed Wood (a ostatnio także Tin Pan Alley). Wniósł nową jakość do zespołu, ma w głosie coś przejmującego, jakąś nienazwaną elegancję, która przykuwa uwagę. Daje radę, gdy sam w The Terrace doprowadza utwór do finału, ale najbardziej lubię duet z Magdą w Field Close. Magda jest wciąż sobą - ciepła, skromna, ujmująca. Kiedy krzykną w którymś momencie w refrenie, uczucie jest wręcz przeszywające!
Dobrze się stało, że zespół zdecydował się wydać tę EP-kę po O’Malley's Bar. Druga płyta udowodniła, że muzycy nie odcinają kuponów od genialnego debiutu i pozostają na fali wznoszącej. The Large Glass nie spełniłoby takiego zadania. To 25 minut odprężającej muzycznej terapii, ale widzę Dżordżów raczej jako kapelę poszukującą, a nie brzdąkającą do snu. [avatar]
Strona zespołu: http://www.myspace.com/georgedornscreams
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Zawsze gdy śpiewa wokalistka George Dorn.. to jej nie słychać, ma bardzo cichą emisję wokalu?, to już nie pierwszy i zapewne nie ostatni zarzut w jej stronę. Jej barwa wokalu to totalnie podwórkowe śpiewanie jakich wiele, oczywiście grają poprawnie bez obciachu, ale bez żadnej rewelacji. I też tu zastanowiłbym się nad tą recenzją czy faktycznie jest czym się zachwycać, ponieważ takiej muzyki chociażby w Polsce jest od groma. Ich płytę dołączyłbym do nocnego sennika. Dla mnie nigdy nie byli odkrywczym zespołem a to chyba za sprawą słabego wokalu. Już nie wspomnę o jej wizerunku, ktory wygląda jak prosto ze szkolnego boiska. Dlatego też jestem zaskoczony i zdziwiony, że na wafp napisaliście tak ciepłe słowa o tej epce czy też debiucie. Bo co w niej jest aż tak powalającego?. Gitarzysta Radek jeszcze daje radę i wnosi najwięcej na scenie, to słychać i widać. Na offie zabrzmieli jak typowy garażowy z bloku zespół, a myślę że od takiego zespołu już powinno sie chcieć więcej niż tylko takie tam: pitu - pitu.
OdpowiedzUsuń"Już nie wspomnę o jej wizerunku, ktory wygląda jak prosto ze szkolnego boiska."
OdpowiedzUsuń- nie ma to jak rzeczowy argument :)