Romantyk z keyboardem w jednej i gitarą w drugiej ręce wraca z drugim albumem, który w sumie niczym nie zaskakuje. Ale to nie musi być wada, to może być potwierdzenie jakości.
Piosenki zbudowane są na tej samej zasadzie – bit, na który nałożono warstwy gitar i niski, melancholijny wokal Daniela. Płyty słucha się świetnie, ale brakuje na niej przeboju na miarę My Name Is Wind z debiutu sprzed dwóch lat. Ciekawym pomysłem było zaproszenie do współzaśpiewania jednego utworu Katarzyny Kowalczyk z duetu Coals, jednak nieco, hm, celtycki klimat tego nagrania (Dolores O’Riordan?) nijak się ma do reszty albumu. A jest to właśnie singiel go promujący…
Całość, począwszy od krystalicznie czystego, chłodnego intro, przez ponuro snujące się Dear Love Of Mine czy My Friend, rozwibrowane Liar’s Blues, knajpiane, osowiałe Yes I Think This Is The End, klasycznie balladowe Moment Of Myself, przez bardziej dynamiczne (ale bez przesady, nigdzie się nie spieszymy), skłaniające do ospałego tańca Take A Walk And Never Come Back i tytułowe, przeciągłe Back Home, aż po prześwietne – tak, najlepsze Daniel zostawił na sam koniec – Night, w którym to utworze zawarł chyba najwięcej smutku i melodii ze wszystkich swoich dotychczasowych kompozycji; całość Back Home to naprawdę zgrabnie ukręcona, hipnotyczna ścieżka dźwiękowa dla powolnych kadrów płynących przez majestatyczne, opustoszałe krajobrazy dzikiej przyrody. Wiem, to zdanie było zdecydowanie zbyt długie. Dlatego podsumowanie będzie znacznie bardziej zwięzłe.
Z pewnością nie jest to płyta, która w jakiś sposób przerosłaby debiut. Daniel trzyma się obranej dwa lata temu ścieżki wyjątkowo konsekwentnie. A jeśli coś wychodzi tak dobrze, to po co to zmieniać? [m]
Strona artysty: https://www.facebook.com/danielspaleniakmusic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz