5 maja 2016

aiodine: lp02 (wyd. własne, 2016)


O ile debiut duetu aiodine był misz-maszem, próbującym upchać w kilkadziesiąt minut szerokie spektrum zainteresowań trójmiejskich muzyków, to album nr 2 jest już bardziej przemyślany i zwarty.

Jak można wyczytać w materiałach promocyjnych, praca przy obydwu płytach wyglądała podobnie: punktem zero zawsze była linia basu, na szkielecie której wykluwały się kolejne faktury kompozycji. Z tą różnicą, że utwory na LP02 układają się w dość zgrabną całość, tworząc obraz filmowej podróży (obecnie do duetu Juliusz Kapka i Kacper Graczyk dołączył odpowiedzialny za oprawę audiowizualną Oskar Zamek-Gliszczyński). Wadą płyty jest to, że muzycy wzięli sobie ową podróż zbyt dosłownie i uwzględnili czas na postój, posiłek i toaletę. Znaczy - LP02 miejscami drepcze w miejscu.

Dźwięki wypełniające album są powściągliwe. To nieinwazyjna płyta, bez  wyraźnych, przebojowych linii melodycznych. Ciężko przy niej potupać nogą w rytm. Z drugiej strony zbyt wyrafinowana na ambient, zbyt melodyczna. Osadzona gdzieś pomiędzy click-elektroniką, glitchami i organicznym slow-jazzowym mrokiem. Panowie Kapka i Graczyk z coraz większą swobodą kreują kolejne pejzaże pełne modularowego wiatru i wypełniają dostępną przestrzeń rozsądną gęstością dźwięków (w tej szufladce bardzo łatwo wpaść w samozachwyt i dokładać bez logiki kolejne ścieżki). Dobrym przykładem jest numer 040, gdzie początkowe plamy dźwięków bez pośpiechu i stylowo ubierają się w kokon syntezatorowo-akustycznych ozdobników.

LP02 jest ciekawie skonstruowaną opowieścią podzieloną na dziewięć obszarów. Każdy autonomicznie różny, aczkolwiek kompozycje mają na tyle wspólnych elementów, że przejścia między utworami są łagodne, co daje uczucie obcowania z większą opowieścią. Z tego powodu dość energiczne i chropowate 037 wcale nie gryzie się post-rockowym 036. Perkusyjny noise na początku 038 przechodzi w przyjemną, wiosenną mruczankę. I to ma sens. Ale są też numery, gdzie patent na melodię jest zwykłym recyclingiem wcześniejszych pomysłów, bez specjalnych uniesień, jak to ma miejsce w 039 czy 042. Na szczęście najbardziej zapamiętywalne rzeczy na płycie są pod koniec albumu. W 043 pojawia się wokal i lekko znudzony do tej pory odbiór zmienia się radykalnie. A to i tak dopiero smaczek przed ostatnią kompozycją, gdzie śpiew - duszny, emocjonalny, przygaszony pozostawia słuchacza z przemożną potrzebą włączenia przycisku „repeat:. Nie, nie chciałbym, aby aiodine postawiło całkowicie na śpiew - doceniam fakt, że taką petardę zostawili na koniec!

Cóż, to nigdy nie będzie popularna muzyka rozpalająca umysły młodych i przewijająca się przez blogosferę z impetem. Aiodine skazani są na niszowość. LP02 jest płytą koncepcyjnie lepszą niż debiut ale w szufladce „dziwna elektronika” ukazało się ostatnio wiele albumów, które posiadają o wiele większy faktor „zapuszczę to sobie jeszcze raz”. LP03 posłucham na pewno, jednak nie mogę obiecać, że do chwili jej ukazania się będę powracał często do „dwójki”. Ot, „uroki” świata, w którym człowiek potrzebuje do egzystencji coraz mocniejszych bodźców. [avatar]



Strona zespołu: https://www.facebook.com/aiodine

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni