Nie poddamy się, do cholery!
Podchodziłem do drugiej płyty Der Father trochę jak pies do jeża. Bałem się jej irracjonalnie, mając w pamięci to co zrobił mi z głową debiutancki Wake Up oraz jego koncertowe wydanie z Offa 2015. Bałem się rozczarowania, zwłaszcza że album zapowiadał się trochę zbyt… tanecznie. By nie powiedzieć popowo.
Jak zwykle w takich przypadkach nie warto ulegać przesądom,
warto zaufać ludziom. Bo przecież za Der Father stoją pomysłowy mistrz
elektronik Daniel Pigoński i fenomenalna wokalistka Joanna Sokołowska, a oni
nigdy nie zawodzą. I wystarczyło zapuścić album raz i drugi, by całkowicie
wsiąknąć. I przekonać się, że obawy trzeba jak najszybciej odrzucić precz. A
nie po roku od premiery (emotikon, uśmiechnięta buźka, emoji).
Rzeczywiście zaczyna się tanecznie i rytmicznie. Surrender i przede wszystkim Control to zaskakująco „zwykłe”
piosenki. Owszem, słychać w nich sporo sympatii do industrialnych zgrzytów i
brzęków, ale wszystko utrzymane jest w dość prostej formule, rytmiczne i z
łatwo zapamiętywalnymi refrenami. Do tego Sokołowska nie szarżuje wokalnie,
choć głos ma jak dzwon i gdy go uruchomi na pełnej, ciary człowiekowi chodzą
jak armia czerwonych mrówek. Na szczęście już w Control słyszymy, że zespół nie porzucił idei kombinowania i w
elektronikę wplata żywe brzmienie perkusji i gitary. A im dalej a las, tym tego
więcej.
A czeka nas jeszcze transowy Run z odjechanymi wokalizami Joanny, prześliczne Gold kojarzące się z filmami Davida
Lyncha i muzycznie nawiązujące do retro piosenek z zadymionych amerykańskich
knajp, niepokojący George, gdzie
szepty łączą się z deklamacjami i onirycznym śpiewem, by zakończyć chóralnym
występem. W Heart usłyszymy otwartą
fascynację śpiewem gospel czy nawet… bluesem. Cover z kolei to wyczekany powrót do ciężkawego gitarowego grania,
gdzie wyczuwa się nieustającą miłość do PJ Harvey (no dobrze, ja ją wyczuwam,
bo PJ wciąż kocham bezgranicznie). Rzecz kończy 16-minutowy kolos o tytule… Start, rozpoczynający się od prostego, ale
pełnego nabrzmiałego cierpienia śpiewu doskonałym altem Sokołowskiej, by
przerodzić się w „szkaradny” elektroniczny noise, wystawiający słuchacza na
naprawdę ciężką próbę.
Okazało się, że Surrender
nie ma nic wspólnego z poddaniem się, chyba że mamy na myśli poddanie się
rytmowi. Płyta ma moc i jest zdumiewająco chwytliwa. Nieodmiennie uważam Joannę
Sokołowską za jedną z najmocniejszych wokalistek polskiej alternatywy. Szkoda,
że tak rzadko mam okazję ją usłyszeć w muzyce – nazwijmy ją tak bez fałszywego
wstydu – prostej i przystępnej. Z mojego szybkiego researchu wynika, że
poświęca się zdecydowanie bardziej muzyce poważnej, eksperymentalnej oraz
teatralnej.
Z tą płytą wiąże się też smutna historia. Miała zostać
wydana, jak i debiut, przez zasłużony dla polskiego niezalu label Lado ABC,
jednak wydawnictwo nie wytrzymało trudów rynkowych i po 15 latach dostarczania na
rynek muzyczny znakomitych artystów i ich dzieł zakończyło działalność. Wielka
szkoda. [m]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/DerFather
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz