24 listopada 2011
NAO: Deprywacja sensoryczna (NiemaSówka, 2011)
Miałem okazję uczestniczyć w koncercie NAO w Sopocie podczas ich występu obok Tides From Nebula. Nie zachwyciłem się. Niknący i niezrozumiały wokal, gitarowe granie bez jakiegoś większego sensu – takie odczucia towarzyszyły mi podczas pierwszego zetknięcia z ich twórczością. Kiedy coś zaczęło do mnie dochodzić – tekst okazał się bełkotem, a koncert jakoś szybko skończył. Z debiutancką płytą jest nieco inaczej…
PR zespół ma świetny – same dobre recenzje, wypowiedzi znanych i uznanych postaci ze środowiska muzycznego, w tym Zbigniewa Hołdysa i Tomasza Kasprzyka, ale… Zespół, który niemal od razu uderza na salony, wydaje płytę i ma ponoć tak wiele do zaoferowania, nie powinien zbierać tylu pozytywnych opinii. Pamiętam jak debiutowała Coma, która na swoją pozycję ciężko pracowała i była pierwszym od lat zespołem, który tak mocno wstrząsnął polską sceną muzyczną, pamiętam negatywne stwierdzenia dotyczące tej grupy, a dziś proszę – jeden z najważniejszych i najsłynniejszych polskich zespołów. Wspominam o Comie nie bez powodu – NAO ma wiele z nią wspólnego. Stylistycznie debiutancka płyta warszawiaków przypomina bowiem debiut Comy. Gitarowe, przebojowe granie z pogranicza rocka i popu z polskim, „ambitniejszym” tekstem o rozbuchanej, metaforycznej i mocno zagmatwanej budowie.
NAO uderza jednak w nieco inną stronę – to już nie tylko eksperyment z kondycją polskiej muzyki rozrywkowej, ale także muzyczny przekładaniec – gdzieś przemyka granie progresywne, gdzieś alternatywa, tu i ówdzie elementy elektroniki. Skojarzenia można mnożyć i wynajdywać co nie miara. Nie zawsze jednak jest to konieczne. NAO niewątpliwie ma własny pomysł na muzykę i styl. Bardzo przyjemnie nagrany materiał jest na przemian spokojny i szybki, raz płynący, a innym razem odpowiednio mocny i energetyczny. Muzycy mają bardzo dobry warsztat, a kompozycje zawarte na płycie to kawał świetnej, bardzo klimatycznej roboty.
Są dwie wady, które skutecznie powstrzymują mnie od zakochania się w muzyce NAO: teksty i wokal. Pretensjonalne tytuły (Wykres lęku z placu zabaw, Stacja tranzytowa między bytem a zapomnieniem) i niezrozumiałe metafory odrzucają. Wokal Edyty Glińskiej nie sprawdza się tak jak charyzmatyczny głos Roguckiego. Nadałby się do alternatywy, ale do takiego grania średnio. Nie pociąga i brakuje w nim czegoś świeżego, zadziornego. Dziewczyna usiłuje grać na emocjach, nieznośnie zaciąga i piszczy. Nie zaprzeczę, że głos ma ciekawy, ale wydał mi się nużący i zwyczajnie nudny. I właściwie, czemu akurat wybrali damski wokal do tego typu muzyki?
Mam problem z NAO i ich debiutancką płytą. Muzycznie jest bardzo dobrze i słucha się tego z nieskrywaną przyjemnością, mimo że nie ma w tym graniu absolutnie niczego nowego. Denerwuje maniera wokalna Glińskiej i słowa piosenek. Słuchając albumu zastanawiałem się czy zespół nie zyskałby na braku wokalistki. Gdyby był tylko instrumental jak w Tides From Nebula. I czy w ogóle jest nam potrzebna nowa Coma z Roguckim w spódnicy? Nie jestem pewien. Niewątpliwie jednak, jest to jeden z ciekawszych debiutów tego roku i sądzę, że NAO, zupełnie jak kilka lat temu Coma, może jeszcze całkiem nieźle namieszać. [lupus]
Strona zespołu: http://www.myspace.com/naotheband
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Lol, jak można namecheckować Comę i przedstawiać to jako "atut" recenzowanego bandu.
OdpowiedzUsuńNależy tutaj dodać, że na płycie NAO gra też Jan Krzysztof Sokołowski - gitarzysta z Warszawy, który zespół NAO w 2005r. założył. Był pomysłodawcą i głównym mózgiem całego projektu, napisał połowę repertuaru, był też pierwszym wokalistą, zanim pojawiła się Edyta.
OdpowiedzUsuńPrzed samą premierą płyty został z NAO po prostu wykopany. Wykopany bez żadnego oficjalnego komentarza ze strony, bez podziękowania za tyle lat harówy, informacji w Internecie, na stronie zespołu, nic ... Jakby nigdy nie istniał.
Bardzo niskie zachowanie ze strony bandu z takimi aspiracjami. Drogi artystyczne się rozchodzą, zrozumiałe. Nie traktuje się jednak założyciela grupy tak, jakby nie istniał, przywłaszczając jego zasługi.
Anonimowy z góry,
OdpowiedzUsuńCzy przypadkiem nie jesteś tym Janem Sokołowskim lub jego kochankiem?
"Są dwie wady, które skutecznie powstrzymują mnie od zakochania się w muzyce NAO: teksty i wokal. Pretensjonalne tytuły (Wykres lęku z placu zabaw, Stacja tranzytowa między bytem a zapomnieniem) i niezrozumiałe metafory odrzucają"
OdpowiedzUsuńJakby Autor czytał więcej mądrych książek a mniej komiksów i brukowców to teksty NAO wydały by się bliższe.
Autorem tytułu "Stacja tranzytowa między bytem a zapomnieniem" jest sam Milian Kundera. Gratuluję obycia!
OdpowiedzUsuńNAO - nie dla onanicznych fanów Comy :)
OdpowiedzUsuńBTW, Jan nie napisał połowy materiału i nie założył tego zespołu zamodzielnie - warto o tym pamietać.
Czy to jest kochanek Jana - http://www.facebook.com/lukasz.kuc ?
OdpowiedzUsuńNo niezłe ciacho! wcale się Janowi nie dziwię ;)
OdpowiedzUsuńNiepotrzebnie się schylacie do niebezpiecznie niskiego poziomu... Recenzji komentować nie zamierzam - nikogo nie można zmusić do wrażliwości artystycznej ani znajomości klasyki, a każdy ma prawo oceniać wg własnego uznania. Co do komentarza pierwszego "anonimowego" - oficjalny ton, w jakim został wyrażony, wymagałby jeszcze podpisu autora. Ale łatwiej rzucić kamieniem w okno i zwiewać...
OdpowiedzUsuńLubię to! :)
OdpowiedzUsuńNie rzucam kamieniem w okno, nie jestem kochankiem Jana :) Jestem obserwatorem dokonań zespołu NAO, rozczarowanym po ludzku tym jednym incydentem i zachowaniem muzyków zespołu, co nie wpływa na ogólną ocenę ich muzyki czy ich jako ludzi.
OdpowiedzUsuńzmiana składu to bardzo dobry ruch, słyszałem nao na jednym koncercie rok temu i teraz na dwóch. ogromny postęp, świetne występy! dobrze mieć takich artystów w polsce!
OdpowiedzUsuńNie czytam (ani nie czytałem nigdy) komiksów i brukowców, nie jestem onanicznym fanem Comy, a fakt, że Kundera napisał taką książkę najwyraźniej mi umknął - nie da się przeczytać wszystkich książek wszystkich wielkich pisarzy (nie zmienia to też faktu, że zgrzytem tytuł na płycie pozostaje. A to co się dzieje w relacjach zespół - byli cżłonkowie i z jakego powodu to tze. sfera poza muzyczna. Poza tym to tylko recencja - tekst, który zawiera opinię i ocenę subiektywną. Nikt nie musi się ze mną zgadzać. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńW mojej ocenie bardzo trafna recenzja.
OdpowiedzUsuńKundera nie napisał takiej książki, kolejna wtopa...nikt nie spodziewa się, że będziesz czytać wszystko .Ale jesli nawet po uświadomieniu sobie swojej niewiedzy nadal tego nie sprawdzasz, to lepiej przestań wypowiadać się publicznie.nie musisz nawet iść do biblioteki, wujek google też wie. Jesli chcesz oceniać rzetelnie i wygłaszasz opinie o tym, ze coś jest pretensjonalne, podajesz cytat, nie mając swiadomości czym jest to jak to nazwać?
OdpowiedzUsuńEmmo, umówmy się, że jesteśmy nieobyci literacko, ale mimo to wykorzystanie cytatu z Kundery w roli tytułu jest dość pretensjonalne zważywszy na "dyskusyjny" poziom tekstów grupy NAO.
OdpowiedzUsuńBTW ja np. kompletnie nie mam pamięci do cytatów i nigdy nie potrafię ich rozpoznać w czyjejś wypowiedzi (no chyba że chodzi o teksty z Misia czy Alternatywy 4). [m]
I takie zdanie powinno się pojawić, że wykorzystanie cytatu w roli tutułu jest nieadekwatne, a tak recenzent nieświadomie jedzie po jednym z bardziej znanych i wykorzystywanych cytatów. Kundera napisał, że kicz jest stacją tranzytową między bytem a zapomnieniem w książce "nieznośna lekkość bytu". Nosowska nazwała swoją audycję "tranzytem do niebytu", grabaż śpiewał "nieznośna lekkość butów", ostatnio powstał klub w warszawie "znośna lekkość bytu" itp.
OdpowiedzUsuńSkoro rozmawiamy ciekawi mnie jakich współcześnie tworzących wokalistów, autorów polskich tekstów lubi autor tej recenzji. to dla mnie bardzo ciekawy temat.
To już wiem czemu nie dotarłem do tego cytatu - ominąłem zajęcia na literaturze współczesnej na której mieliśmy tę straszną książkę. Co do wokalistów: Kiedyś bardzo lubiłem Roguckiego (dziś raczej sentyment), aktualnie cenię bardzo Mariusza Dudę, Macieja Taffa i Piotra Cugowskiego oraz człowieka, którego na pewno nie znasz - Tomka Bessera. A tak w ogóle to mało jest polskich grup i artystów, którzy byliby w stanie czymś mnie zaskoczyć czy porazić. Na co dzień siedzę w płytach zagranicznych, zwłaszcza tych nie pochodzących z mainstreamu. Pisanie dla WAFP to dla mnie coś w rodzaju odskoczni, możliwości poznania polskiej muzyki, raz lepszej, raz gorszej, ale na pewno takiej, która nie jest radiową sieczką i kolejną odsłoną jednomiesięcznej gwiazdki.
OdpowiedzUsuńchodziło mi o autorów polskich tekstów, którzy współcześnie piszą. o polskie teksty chodzi.
OdpowiedzUsuńPytania do autora recenzji:
OdpowiedzUsuń- Ile Ty masz w ogóle lat? Jakie doświadczenia masz z muzyką ogólnie, czy kiedykolwiek coś stworzyłeś, czy umiesz na czymkolwiek grać, śpiewać. Bo nie mogę zrozumieć jednej rzeczy. Na jakiej podstawie w taki sposób oceniasz taką muzykę. Co Ty o tym w ogóle wiesz? Coś mi się wydaje, że obiektywnej oceny tu brak i jest to kwestia jedynie manifestu Twojego gustu ;] Tak czy inaczej radzę "panu krytykowi" wrzucić na luz i odstawić na pewien okres pyty COMY bo wypalają Ci gdzieś w głębi jakąś dziurę chyba.
Pozdrawiam
Wojtek
Nie ważne ile mam lat. To nie ma tu nic do rzeczy. Doświadczenia z muzyką mam takie, że słucham dużo różnej muzyki. W polskiej muzyce razi mnie schematyczne podejście, w którym bierze się to, co już było albo to, co jest obok. Nie tworzy się nic własnego. Co do tworzenia, grania czy śpiewania, wiem jak trudno jest coś stworzyć bo miałem kilka epizodów w swoim życiu z "graniem w zespole". Płytę oceniam na tej podstawie co słyszę na niej, poza tym każda recenzja to manifestacja gustu, subiektywne spojrzenie, być obiektywnym, czyli takim, żeby zadowolić każdego, się nie zawsze udaje - a malkontenci i tacy co kręcą nosem na muzykę czy czyjeś zdanie znajdzie się cała masa. A Comy słuchałem dawno, dawno temu w liceum i pozostał jedynie sentyment, a jeśli są skojarzenia ewidentne, to miejsce skojarzeń jest w takim właśnie tekście i nikt nie musi popierać mojego zdania. Dodam też, że strasznie nie lubię jak ktoś podważa opinię i rzuca błotem, jeśli masz inne zdanie odnośnie opisywanej muzyki warto napisać to, co się samemu słyszy i czuje w takowej, a nie atakować innych, zwłaszcza tych, którzy dzierżą "pióro".
OdpowiedzUsuńNie atakuję tylko wyrażam swoje zdanie, które nie musi przecież wszystkich zadowolić, jak wcześniej wspomniałeś :)
OdpowiedzUsuńWojtek
Pan "Lupus" pisze, że zespołu Coma słuchał dawno temu i pozostał mu tylko sentyment. Jednak w niemal każdej recenzji odwołuje się do tego zespołu, uzupełniając zespołem Riverside ;) Jego zdaniem niemal każdy zespół ma brzmienie wczesnej Comy. Myślę, że owy pan mija się z powołaniem pisząc recenzje wszelakim zespołom i powinien pisać recenzje zespołowi Coma ;) Panie Lupus czy nie uważa pan, że teraźniejsza Coma nie brzmi o dziwo jak Coma wczesna? Komercja psuje muzykę. Recenzje które nie są pisane przez ludzi kochających muzykę i znających się na tym także.
OdpowiedzUsuń