Mietall Waluś to specyficzna postać. Udało mu się kilka lat temu wstrzelić w rynek całkiem przebojową płytą zespołu Negatyw, wziął udział w wyjątkowym projekcie pod nazwą Lenny Valentino, z którym nagrał płytę wybitną. Potem niestety zaczął się zjazd. Kolejne nieudane produkcje Negatywu, porażkowy skok w bok pt. Penny Lane. Mimo złych recenzji w większości niezależnych mediów (przy jednoczesnym usilnym piarze służb marketingowych wytwórni), Mietall nie złożył broni i znowu atakuje rynek płodami swego umysłu. Tym razem niemal całkowicie zmienił stylistykę, zatrudnił markowego producenta i twórcę modnego elektronicznego brzmienia – ale czy również zmienił swoje podejście do tworzenia muzyki? Czy nadal pozostaje tym samym nudzącym, pozbawionym talentu wokalnego Mietallem Walusiem z Mysłowic?
Sam pomysł wydaje się trafiony. Oto lider rockowego bandu łączy siły z cenionym, młodym twórcą z pogranicza electro i jazzu – Stealpotem. Całkowita zmiana orientacji. „Nostalgiczne dźwięki mieszają się z fortepianem. Na płycie jest również miejsce na popowe akcenty, jak również instrumentalne improwizacje, w których z IDM'owych klików wyłania się hiphopowa motoryka, żeby wkrótce zamienić się w ostry, mocno przesterowany breakbeat. MWM to potężna dawka emocji, połączenie rockowej duszy z klubowymi inspiracjami i domieszką wysmakowanego jazzu”. Brzmi pięknie, prawda? Nie ma to jak marketingowa gadka-szmatka. Naprawdę można ulec i szarpnąć się na zakup płyty. Po takiej dawce rekomendacji i obietnic spodziewamy się czegoś rewolucyjnego i rewelacyjnego. Dostajemy niestety to co zwykle – kilka obiecujących momentów zagubionych pośród masy wypełniającej, czyli zwykłego kitu. Stealpot to dobra firma, jednak jego aranżacje Mietallowych songów są nijakie. Ani to nowoczesne, ani stylowe vintage. Ot miałka papka łatwo przyswajalnych bitów dla mało wymagającego słuchacza. Owszem, niektóre fragmenty potrafią zatrzymać na chwilę uwagę. Chociażby Jesień, łącząca przestrzenne electro a la Air z przyjemnie brzmiącą gitarą akustyczną i syntetycznymi wokalizami. Nawet śpiew Walusia nie drażni tak mocno. Trochę więcej elektronicznego brudu i połamanych rytmów jest w niezłym To nie ty, to nie ja. Stealpot ma też okazję zaszaleć w instrumentalnych Ultradźwiękach. Przyjemny muzycznie – za sprawą akustycznych brzmień żywych instrumentów - jest też Nadejdzie taki dzień. Co z tego, kiedy kompozycję kładzie kiepski wokal. O tym, że Mietall Waluś jest złym wokalistą napisano już bardzo wiele zdań. Ta płyta niczego nie zmieni. Można go posłuchać, kiedy w procesie produkcji jego głos zostaje poddany elektronicznej obróbce (Szczur-Król, To nie ty, to nie ja), jednak w większości piosenek mamy do czynienia ze specyficzną – dla mnie nie do zniesienia – manierą wokalną znaną z Negatywu. Piosenki: niby zróżnicowane, bo są tu i ballady jak Zazdrość, nagrania szybsze, wręcz agresywne (Król-Szczur, Psheyebane), a nawet popowy przeboik (Słońce). Na przykładzie tego ostatniego można się przekonać, jak cienka w muzyce pop jest granica między dobrym smakiem a kiczem i tandetą. Słońce zdecydowanie tę granicę przekroczyło. Kiedyś nazywało się takie coś disco polo. Ponoć ten interesujący z socjologicznego punktu widzenia gatunek wraca do łask, nie powinno więc dziwić, że artyści tacy jak Mietall Waluś szukają publiczności także w tym obszarze. Ja chyba jednak wolę klasyczną Shazzę. Ona przynajmniej niczego nie udaje.
Podsumowując: ten projekt miał szansę powodzenia, ale nie udało się. O porażce zadecydowała zachowawczość i próba stworzenia czegoś dla wszystkich. Gdyby Mietall i Stelapot zdecydowali się nagrać coś radykalnego, pozbawionego denerwujących umizgów do masowej publiczności, może byłoby się czym emocjonować. A tak wyszedł produkt, o którym szybko zapomnimy, bo tyle jest lepszej muzyki wokół nas...
Strona artysty: http://www.mietallwalus.pl/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
witam. nie będę komentował Albumu Mietalla, bo jestem z tych co go kupili, podobnie jak Penny Lane - i nie żałuję! chciałem wyrazić swoje zdanie na temat sondy. 3 możliwości są lekko tendencyjne wg mnie. wybieram odp4: ściągam muzę z sieci i w miarę możliwości finansowych kupuję legalne albumy.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
sie nie podpisałem, brzydko z mojej strony. imeehow
OdpowiedzUsuńLubię Negatyw. Szczególnie drugą płytę. I głos Mietalla też - uważam że w muzyce alternatywnej głosy również powinny być alternatywne. Jednak z bólem serca ale ciężki mi znaleźć jakieś pozytywy o MWM...
OdpowiedzUsuńImo:
OdpowiedzUsuńPaczatarez - klasyk, jeden z najlepszych debiutów polskich w XXI Wieku. Klimatyczny, Psychoschizodialny, świetne aranże plus wykonania tych utworów na koncertach. Plus bardzo silne wspomnienia osobiste związane z tą płytą. Okolice 5+, kiedyś 6. (skala szkolna)
Pamiętaj - piosenkowa, "płyta dla dziewczynek". Ale dobre aranże, dobra produkcja i kilka mocnych kawałków. Ogólnie 4+
Manchaster - konkretne, mocne brzmienie, dobra muzyka, ale CZASAMI żenujące teksty. Terroryści dla mnie jednym z najważniejszych utworów roku 2005. generalnie album okolice 4
Penny Lane - BDB+, teksty naiwne czasami, ale do mnie trafiają, są komunikatywne. Plus wielogłosy i postać Bartka Słatyńskiego z Avalanache - dla mnie 50% tej płyty to on. Brzmienie jego głosu, świewtne interpretacje. Ostatnie 3 numery genialne (te dłuższe)
MWM - nie słyszałem i jakoś mnie nie ciągnie do tego
Pozdrawiam :)
Jedna z największych wpadek na WAFP. Chyba.
OdpowiedzUsuń