28 października 2018
Nagrobki - Katowice, 21.10.2018
Niedzielny wieczór w pięknych okolicznościach katowickiego Kinoteatru Rialto, do tego jesienna pora zadumy, do tego zespół Nagrobki, dla którego temat śmierci i odchodzenia jest bliższy niż koszula plecom biznesmena. To się nie miało prawa nie udać.
Dodajmy – był to wieczór wyborczy, więc nie mogło się obyć bez suchych żartów na temat spotkania przy urnie. Ha, ha, haaa.
To może jeszcze o okolicznościach. Rialto – jeśli nie byliście (a ja byłem lata, lata temu), to zachęcam do wybrania się – to imponująca instytucja, składająca się z sali zastawionej stolikami i sceny (trochę jak w hotelach w Las Vegas – na szczęście Elvisa nie zauważyłem) oraz balkonów, z których zapewne ogląda się filmy na ekranie ukrytym za Lynchowską czerwoną kotarą. Oczekujący na występ może raczyć się przysmakami z baru (dajmy na to – serniczkiem) albo obserwować pracę realizatora dźwięku, gdyż jego stanowisko znajduje się tuż przy wejściu na salę.
Zespół pojawił się w minimalistycznym, „trzonowym” składzie: Maciej Salamon – Adam Witkowski, co z jednej strony budziło niepokój (jak oni zagrają te rozbudowane aranże?), a z drugiej dreszcz ekscytacji (będzie punk w tym dystyngowanym wnętrzu!). Obawy okazały się płonne, a nadzieje zaspokojone w dość szerokim zakresie. Duet bez problemu dawał radę zapełnić przestrzeń kinoteatru w taki sposób, że nie miało się odczucia, jakby czegoś tu brakowało. Pamiętamy modę na raw-rockowe duety (Whitestripesi dostali nawet kilkusekundowy hołd w postaci riffu z 7 Nation Army) – pamiętamy, że dwóch dobrze dogadujących się muzyków jest w stanie wytworzyć równie intensywną i bogatą warstwę dźwiękową co trio czy kwartet. A jeśli dodamy do tego pudełko odtwarzające w pętli nagrany chwilę wcześniej riff (pamiętacie co wyprawiał z nim Bajzel?), to możemy być spokojni o to, co się będzie na scenie działo. Tym bardziej, że do gitary i perkusji dołączało dwóch wokalistów, którzy świetnie się nawzajem uzupełniali.
Występ w Katowicach rozpoczynał trasę Nagrobków złożoną z dziewięciu koncertów w całej Polsce (jak miło, że zespół znad morza zdecydował się zahaczyć o Katowice – czyli jednak da się, Michale Miegoniu?) i był ich rozgrzewką, do czego Maciej Salamon przyznał się bez krępacji, sugerując, że najlepiej gra im się gdzieś tak w połowie trasy. Ale w Katowicach też chyba grało się nie najgorzej, co?
Zaczęli od kilku nieznanych piosenek, zapowiedzi nowej płyty szykowanej na październik… przyszłego roku. Piosenki brzmiały bardzo chwytliwie i zastanawiam się, czy pozostaną w takich surowych, grandżowych wręcz aranżacjach, czy również zostaną wzbogacone o barokowe dodatki. Potem poleciały już same hity, zarówno ze Stanu prac (Zaraza – uwielbiam ten numer, Na śmierć zapomniałem itd.), jak i z promowanego obecną trasą Granitu. Trzeba przyznać, że takie piosenki jak Co z nami będzie, Kolejny rok w urnie, To był tylko cień, Nie chcę myśleć o śmierci wypadają rewelacyjnie zarówno w wersjach studyjnych, pełnych szalejących dęciaków i klawiszowego vibe’u, jak i w pluszowej przestrzeni sali kinowej, zagrane z punkową werwą i modyfikowane postrockowymi mostkami. Zabrzmiał też jeden numer wspominkowy z repertuaru zespołu Gówno (ale tytułu nie pamiętam, fanem Gówna nigdy nie byłem).
Jeśli chcecie się jeszcze załapać na tę trasę – dziś Wrocław, 31.10 Gdańsk – zapewniam, że warto. [m]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
...a wszyscy, którzy podnieśli kradzione, to kurwy. Tak jest, również ci wierni, kochani fani chodzący na każdy koncert, każde juwenalia, w ...
Nagrobki i urny w wieczór wyborczy. :D :D :D
OdpowiedzUsuńBardzo ale to bardzo chcieliśmy wziąć rodzinnie udział w ich trasie, ale niestety czas i urlopy na to nie pozwoliły... Czekamy na następne spotkania z tym zespołem
OdpowiedzUsuń