Niezłe z nich łobuzy!
Warszawiacy o słodkiej nazwie Lukier określają swoją muzykę
jako dream punk - to intryguje, choć również niepokoi, a nuż to taki przerost
kreatywnej formy nad treścią. Do tego terminu wrócimy później, ponieważ
początek EP-ki z ubiegłego roku to zupełnie inna bajka. Moja bajka! Class B to bowiem rasowy postpunkowy wymiatacz
z niechlujnym, ale budzącym natychmiastową sympatię wokalem (jeśli ktoś lubi
taki sposób śpiewo-krzyku), wielowarstwową strukturą kompozycji, na którą składają
się wyjące, jazgoczące, bombardujące przesterem gitary i chóralne zaśpiewy - w efekcie
mamy kapitalny opener, który od razu zaczepia się w głowie, a z racji
wspomnianej wielowarstwowości, chce się do niego często wracać.
Off The Dusk nie
zostawia chwili na oddech. Nieco bardziej klimatyczny, wolniejszy wstęp z
jękliwą gitarą, wyrazisty bas i manieryczny wokal Marcina Kornackiego, który w
refrenie przeradza się w krzyk i piosenka od razu nabiera totalnie neurotycznego
charakteru. Stylistycznie jest tu blisko tych lepszych współczesnych numerów
Pixies. Za to następujący chwilę później Bleed
to już całkowita dominacja Katarzyny Nowakowskiej, która czaruje onirycznym
śpiewem, a gitarzyści skręcają w stronę określenia „dream” aż nadto wyraźnie. Ładnie,
na szczęście bez przesładzania – udało im się naprawdę nieźle wyważyć proporcje
między smakami. Nie brakuje tu przecież hałasu, dotkliwego, ale rozsądnie
schowanego w warstwach pozostałych instrumentów. O Autophobii nie trzeba długo opowiadać, to ta sama kategoria co Off The Dusk, z bałaganiarskim chóralnym
zaśpiewem, który cholernie wpada w ucho. Za to dziwacznym eksperymentem wydaje
się Words, w którym wokal jest tak
przegięty, że - przepraszam - trudno mi go znieść. Ale może ma to sens, na
pewno gdy wznosi się do wrzasku wypada całkiem złowieszczo.
Natomiast tegoroczny singiel Fairies/Pixie Dust wyraźnie stawia na zdefiniowany przez zespół
styl z naciskiem na ową senność, marzycielskość. Obie piosenki śpiewa Katarzyna
i są… cóż, trochę zbyt grzeczne. Wprawdzie w Fairies pojawia się głośny chóralny refren, ale już Pixie Dust to taki leniwy snuj bez
żadnego przełamania. Śliczny, ale sprawdziłby się lepiej jako przerywnik od
solidnego łojenia.
Liczę, że Lukier nie skręci całkowicie w stronę ładnego
dreamowego brzdąkania i zachowa sympatię do jazgotania i wrzeszczenia. Jeśli
tak - będę czekał na kolejne nagrania! [m]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz