29 grudnia 2009

Dajnia czy nie dajnia? Testujemy Muzodajnię


Przez blisko dwa miesiące testowaliśmy polski sklep z muzyką – muzodajnia.pl. Dostaliśmy specjalne konta ze sporym limitem piosenek do ściągnięcia. Zryliśmy serwis wzdłuż i wszerz. Poniżej nasze uwagi – głównie krytyczne. Bo jesteśmy bardzo wymagający.


Na początek strona główna sklepu – dość schludna i estetyczna, wszystko jest na swoim miejscu. W centralnym punkcie wyszukiwarka, niestety, do czego dojdziemy później, daleka od doskonałości. Poniżej polecany aktualnie album. Po lewej stronie informacje na temat sklepu. I od tego zacznijmy.

Nie jest żadną tajemnicą, że muzodajnia.pl należy do operatora telefonii komórkowej Plus GSM. I to głownie dla klientów tej sieci powstał ten sklep, i to głównie oni najwięcej zyskują korzystając z oferty połączonej z usługami komórkowymi. Nie zagłębiając się w szczegóły, bo nie interesują nas karty-zdrapki, mixplusy i inne komórkowe perwersje – w zależności od wybranego wariantu dostajesz pakiet 25, 100 lub 250 utworów na miesiąc, co w przeliczeniu oznacza koszt piosenki 20, 10 lub 8 gr. Niekiepsko. Jeśli jesteś inny i nie chcesz należeć do sekty Plusa, też możesz korzystać z Muzodajni, ale już na nieco trudniejszych warunkach. Do dyspozycji są trzy abonamenty w wariancie 25, 100, 250 utworów do pobrania miesięcznie. Ceny rocznych abonamentów to odpowiednio: 96, 192 i 288 zł. Ktoś jest w stanie przeliczyć to na pojedynczy utwór?

Rejestracja

Najpierw trzeba założyć konto – na Plusie. Tu było trochę problemów. Avatar, powiedz im. Po wklepaniu wszystkich danych dotyczących konta - loginy, imię (po co?), nr telefonu oraz e-mail - przychodzi czas na potwierdzenie konta. Tu już się pogubiłem trochę, gdyż w jednym oknie każą potwierdzać email oraz numer telefonu. Pytanie - czemu to jest w jednym oknie? Trochę się zastanawiałem, jak potwierdzić obie rzeczy jednocześnie. Obawiałem się, że jak np. kliknę by potwierdzić email to zniknie mi ta część z potwierdzeniem telefonu i nie będę mógł wrócić. Rzeczywistość okazała się nie taka straszna, jednak był mały zgrzyt z brakiem odpowiedniej informacji dotyczącej procedury. Potwierdzenie emaila standardowe i bez problemu. O wiele więcej problemu miałem z weryfikacją numeru telefonu. Dostałem sms z kodem, który miałem wpisać w odpowiednie okienko. Pod tym okienkiem był przycisk „Zmień”. Myślałem, że służy do generowania nowego kodu sms. Tak więc wpisałem kod i kliknąłem przycisk na dole strony „zapisz zmiany”, żeby potwierdzić kod sms-owy. A tu zonk. Na telefon przychodzi nowy kod, a rejestracja numeru dalej nie potwierdzona. Kilkanaście dobrych prób trwało zanim zrozumiałem, że przycisk „zmień” to POTWIERDZENIE kodu sms-owego. No, ale w końcu się udało. Mam nadzieję, że to tylko dla mnie było mało logiczne. [No pewnie, Avatarku, mnie to poszło tak sprawnie, że nawet nie pamiętam, co robiłem – m]

Interfejs, wyszukiwarka, wybór itepe

A więc jesteśmy już w środku, zalogowani, zwarci i gotowi do przetrzebienia zasobów Muzodajni. O mój Boże, legalne ściąganie, czuję się jakoś nieswojo. W lewym górnym rogu mamy okienko z podziałem na gatunki muzyczne – główne i podrzędne. Oto ten podział: pop, dance (disco, muzyka klubowa, disco polo), hip-hop & r’n’b (hip-hop, r’n’b, reggae), rock (rock hits, alternatywa, metal, punk, blues), klasyka i jazz (klasyka, jazz), inne (filmowa, elektroniczna, ludowa, muzyka świata, dla dzieci, country). Strasznie chaotycznie i nielogicznie ułożone. Dlaczego blues należy do rocka, skoro historycznie rzecz biorąc to rock powstał z ewolucji bluesa? Dlaczego alternatywa dotyczy tylko rocka, a elektronika już nie? Do tego układu lepiej się przyzwyczaić niż nim walczyć, jeśli chcemy cokolwiek znaleźć...

Wyszukiwanie zaawansowane

...ponieważ wyszukiwarka jest piętą achillesową Muzodajni. Wpisywanie wykonawcy nie ma sensu, bo zazwyczaj się okazuje, że danego artysty w zasobach nie ma (ale może kiedyś będzie?). Wyszukiwanie zaawansowane – tu można już wpisać tytuł poszukiwanej piosenki lub albumu, wybrać gatunek (ale to też nie ma sensu, bo wykonawcy często przypisani są do danego gatunku w sposób zupełnie nielogiczny), czy rok wydania. Brak filtrowania – co nas najbardziej interesuje – pochodzenia artysty. Bardzo chciałbym, żeby dało się łatwo wyselekcjonować tylko polskich wykonawców. Inny kwiatek: jeśli damy wyszukiwanie zaawansowane i chcemy szukać płyt tylko z roku 2009 lub tylko po kategorii „rock”, wyszukiwarka nie zadziała bądź niczego nie znajdzie. A więc musimy wiedzieć, czego chcemy. Jeśli nie wiemy, jak się pisze nazwę czy tytuł – wyszukiwarka nic nie podpowie. Witajcie w ciężkich czasach.

Najlepszym sposobem na znalezienie czegokolwiek, jest użycie spisu alfabetycznego. Do każdego gatunku jest dołączony spis płyt. Po wejściu np. na alternatywę widzimy listę płyt polecanych (w domyśle: najnowszych). Potem zaczyna się żmudne przeglądanie każdej literki. Jeśli dana literka ma kilka stron, za każdym razem trzeba klikać przycisk „następna”, potem znowu „następna” – nie wiedząc absolutnie ile tych stron jeszcze jest do przeklikania. Zdarzają się lapsusy - jest na ten przykład artysta Maniasiku z albumem Edycja Specjalna (a powinno być Maria Peszek: Maniasiku Edycja Specjalna).

Wybór. Cóż, nie oszukujmy się, Muzodajnia to sklep dla dysko..., to jest chciałem powiedzieć – dla fanów muzyki dęs. W kategorii Dance i Pop płyt jest zatrzęsienie i o ile się orientuję, znajdzie się tam wszystkie najnowsze hiciory. Z tą nieszczęsną alternatywą jest różnie, choć zdarzyły mi się chwile prawdziwego osłupienia, gdy trafiłem na CSU, Citizen Woman There czy New York Crasnals (widać mają umowę z Kuka Records, ale dlaczego w takim razie nie ma Organizmu?). Muzodajnia stara się być na bieżąco; w okresie naszego testowania pojawiły się płyty Saluminesii, Andy, Kucza i Kulki czy Tymona & The Transistors – czyli zupełnie świeży towar.

Jednak dotarcie do informacji, że pojawiła się interesująca nas płyta, jest trudne. Powiedzmy – nie byłem przez tydzień na Muzodajni i chciałbym szybko dowiedzieć się, co nowego pojawiło się przez ten czas w ofercie sklepu. Zapomnijcie. Jest tylko flashowa reklama kilku ostatnio dodanych albumów. Za mało i trzeba odczekać kilkanaście sekund, by przejrzeć wszystkie slajdy. Są też polecane utwory - nie chcę polecanych, chcę mieć historię ostatnio dodanych płyt. Owszem, jest w opcjach możliwość zapisania się do newslettera przez MMS. Ale nie wiem jak to działa, poza tym nie chcę spamu na telefon.

Okienko artystów ulubionych

Dodawanie artystów do ulubionych, by kiedy indziej do nich wrócić. Po kliknięciu tej opcji... zwykle nic się nie dzieje. Trzeba się naklikać, aby okienko „ulubieni artyści” się zaktualizowało.

Dużą wadą jest prędkość działania Muzodajni. A w zasadzie jej powolność. Serwis strasznie się muli, strony otwierają się powoli, co jest okropnie frustrujące, gdy trzeba „ręcznie” przejrzeć cały katalog. Oddać należy jednak sprawiedliwość – samo ściąganie przebiega błyskawicznie. O tym już za chwilę.

Mamo, tato, ściągam legalnie

Esencją sklepu jest pobieranie muzyki. Można to zrobić tradycyjnie – na komputer – lub mobilnie, bezpośrednio na komórkę. Pliki nie mają DRM-u (wyjątkiem jest darmowy pakiet próbny), można więc je kopiować gdzie się chce i ile razy się chce. Oferowane przez Muzodajnię formaty to – i tu się zaczyna zabawa – mp3 128 kb/s (!!!), wma 128 lub 256 kb/s i mp4 128 kb/s. Bez jaj, to żart jakiś? Rozumiem sens pobierania mp3 w najniższej jakości na telefon – mało miejsca, kwestia transferu przez GPRS itepe. Ale dlaczego nie udostępnia się wyższej jakości mp3, a jest wma? W efekcie procedura wygląda następująco – klikam na przycisk „pobierz”, wybieram wma 256 kb/s i zapisuję plik na dysku. Za każdym razem ta sama procedura wyboru formatu! Nie można było tego jakoś zautomatyzować, zapisać w preferencjach? Oczywiście po ściągnięciu wma przerabiam je na mp3 odpowiedniej jakości i dopiero wówczas utwór jest gotowy do użycia w przenośnym odtwarzaczu. Do tego kolejna wada Muzodajni – każdy utwór trzeba pobierać osobno. Nie ma opcji pobrania całego albumu za jednym kliknięciem. Dlaczego?

Samo ściąganie przebiega szybko – serwer Plusa wykorzystuje pełną prędkość łącza. Ściągnięcie kilkumegowego pliku trwa 2-3 sekundy (przy łączu 8 Mb/s). Świetnie, ale dlaczego nie mogę zrobić tego jednym kliknięciem, tylko pobierać każdy utwór osobno? Koszmar! Mamy też dla Muzodajni inną radę: pobrane utwory powinny się podświetlać w innym kolorze. Często zdarzyło mi się, że kliknąlem download na tej samej piosence, bo nie wiedziałem, że już ją ściągnąłem. To jest naprawdę żmudna robota i za to wielka krecha dla muzodajnia.pl.

Strona główna

Utwory są otagowane, opisane z polskimi znakami, choć brakuje niektórych informacji - ale to już detal.

Sporym atutem Muzodajni jest możliwość ściągania piosenek bezpośrednio na telefon. Można to zrobić na dwa sposoby: poprzez stronę w Internecie lub wersję WAP serwisu. W pierwszym przypadku wystarczy kliknąć ikonkę telefonu przy piosence, a na komórkę zostaje wysłany bezpośredni link. Kilka kliknięć i piosenka jest w pamięci telefonu. Z pozycji telefonu można wejść na stronę WAP Muzodajni i tam przeglądać i pobierać zasoby serwisu. Wszystko to bez żadnych opłat za transfer. Oczywiście tylko dla klientów Plusa. To chyba największa siła Muzodajni jako serwisu nastawionego na usługi mobilne.

Co jeszcze? Trafiają się różne mniejsze lub większe babolki: a to wyskoczy jakiś error przy pobieraniu, a to strona nie chce się otworzyć, a to w albumie brak jakiegoś utworu, który okazuje się jest w zupełnie innym miejscu...

Muzodajni daleko do doskonałości. Jeśli chce być poważnym i popularnym sklepem z muzyką, musi naprawić wiele błędów, usprawnić interfejs i komunikację z użytkownikiem. Jej największym atutem jest w tej chwili fakt, że istnieje i działa. Teraz trzeba to tylko ulepszać, poprawiać i jeszcze raz ulepszać, poprawiać...

Testowali: [avatar] i [m]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni