12 grudnia 2009

Jacek Lachowicz: Pigs, Joys And Organs (Mystic, 2009)

Spotkałem się z opinią, że Pigs, Joys And Organs to najlepsza płyta Lachowicza i jedna z najlepszych tego roku. Hmm, zastanówmy się. Prawie się zgadzam. Jak zwykle jestem gdzieś pośrodku w wydawaniu opinii. Jedno jest pewne – to kawał dobrej alternatywy. Ups. Jest problem: pan Jacek nie lubi tego określenia. Ale zostawmy na chwilę Lachowicza i wejdźmy na Wikipedię EN, hasło "Beck Hansen". Napisali mu, że gra alternatywny rock. Beck Hansen, kolo, który nagrał już z milion płyt i puszczają go wszystkie telewizje. Więc na miejscu Jacka Lachowicza bym się nie upierał: to jest alternatywa, zwłaszcza w Polsce. Ale niech się artysta nie martwi: coraz więcej ludzi słucha takiej muzyki, wręcz to określenie ich przyciąga.

W stosunku do ostatniej „śpiewanej” (było jeszcze instrumentalne Runo) płyty Lachowicza zmieniło się parę rzeczy. Pigs... są z wyjątkiem jednej piosenki w całości po angielsku. Szkoda, bo teksty po polsku były bardzo dobre. Jest to płyta prostsza muzycznie od Za morzami, mniej eksperymentująca z brzmieniami, ale też znacznie głośniejsza, bardziej wyrazista. I jeszcze coś: artysta zaczął trochę inaczej wykorzystywać swój głos. Potrafi go wysilić do krzyku, a czasem (nieco nienaturalnie) obniżyć.

Dominują kompozycje rytmiczne, zgiełkliwe, wręcz majestatyczne. Grind My Soul to przesterowana gitara jako baza, zniekształcony wokal, industrialne hałasy i potężny bit perkusji. W końcówce ciekawe przejście i przyśpieszenie – numer zmienia się w coś w rodzaju electro punka. Anticipate od pierwszych sekund atakuje pompatycznym, wręcz orkiestrowym tematem i elektronicznym rytmem. Lachowicz śpiewa w nim z prawdziwą pasją, desperacko. Jeszcze bardziej złowieszczo wypada Joy, w którym obniża głos aż do granicy jego wytrzymałości. Słychać ten wysiłek, ale on tam świetnie pasuje. A to powtarzane wielokrotnie Dance, dance, dance with me w otoczeniu dramatycznych organów wypada naprawdę przejmująco. W Dumb’n’Deaf uszy atakuje brutalna kanonada elektronicznej perkusji i toporny riff przetworzonej gitary, ale zgiełk równoważy wyciszony środek. Są też piosenki o mniejszym ciężarze gatunkowym (kojarzące się z nowoczesnym bluesem Gomeza Like A Pig, bardzo melodyjny i radiowy Pax), a także ballady, z których przecież Lachowicz słynie od zawsze. Beck Hansen nie został przywołany przypadkowo – To Be Strong ma klimat jego najlepszych piosenek o miłości. Płytę zamyka śliczny utwór All The People – trochę tu Becka, trochę Beatlesów. Wyróżnia się mroczna Bajka, która swoją psychodeliczną nostalgią odwołuje się do czasów Ścianki – kiedy jeszcze Lachowicz był jej członkiem. Słyszę tu też trochę starego poczciwego rocka progresywnego – klimaty King Crimson z przełomu lat 60. i 70.

Dobra płyta – krótka, konkretna, do połknięcia za jednym zamachem. [m]

Joy:




Strona artysty:
http://www.myspace.com/jaceklachowicz

2 komentarze:

  1. będzie szansa sprawdzić jego koncertową formę - 7 stycznia wystąpi w katowickim 'cogitaturze', pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  2. 05 sty 2010, 20:00 - KAFE DELFIN
    , GDANSK, -

    06 sty 2010, 20:00 PIWNICA POD ANIOŁEM
    , TORUŃ, -

    07 sty 2010, 20:00 COGITATUR
    , KATOWICE, -

    08 sty 2010, 21:00 Bugsy
    , Pszczyna, -

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni