31 lipca 2011

Joan As Police Woman + Loco Star – Katowice, TAKK Rondo Sztuki, 29.07.2011


Joan Wasser kontra Marsija – na taki pojedynek nie trzeba było mnie długo zapraszać. Koncert polskiego Loco Star i gwiazdy amerykańskiego niezalu otworzył nowy interdyscyplinarny festiwal Tymczasowa Akcja Kulturalna Katowice. Inauguracja odbyła się w sali koncertowej katowickiego Ronda Sztuki. Były koreczki i wino...

...ale przede wszystkim kobiety i śpiew.

Loco Star sprawiali wrażenie albo mocno stremowanych, albo bardzo zmęczonych. Być może obie te rzeczy na raz sprawiły, że ich występ, choć poprawnie zagrany, nie porwał. Grali dość beznamiętnie, nawet Marsija nie wysilała się zbytnio. Może to tylko mylne wrażenie spowodowane kontrastem z późniejszym koncertem Joan Wasser, być może muzycy Loco Star naprawdę się starali.


Zagrali głównie ostatnią płytę Herbs. Był utwór tytułowy, nieźle wypadło Steppin’ oraz In Music We Trust. Były bodajże dwa nowe kawałki, w tym jeden dość dynamiczny, taneczny ze słowem ID w tytule. Pod koniec dość krótkiego gigu (nie dłuższego niż 50 minut) zespół trochę się rozkręcił i udało mu się poderwać publikę do żwawszych podrygiwań.

Gwiazdą wieczoru był bezapelacyjnie zespół Joan As Police Woman w trzyosobowym składzie: Joan Wasser (klawisze, gitara, śpiew), Tyler Wood (klawisze, śpiew) oraz Parker Kindred (perkusja, śpiew). Magnetyczna osobowość wokalistki sprawiała, że trudno było oderwać od niej oczy. Zaczęli od świeżego materiału z płyty The Deep Field. The Magic zagrany na dwa zestawy klawiszy, z fajnymi chórkami w wykonaniu kolegów Joan, porwał wszystkich. I tak już było do końca. Gdy zagrali Save Me z Real Life, nikt już nie pozostał obojętny. Charyzma Joan i świetnie „ustawieni” muzycy towarzyszący wytworzyli brzmienie totalne. Rytmiczny biały soul idealnie współgrał ze starym amerykańskim popem spod znaku Fleetwood Mac i zgiełkliwym rockiem alternatywnym, kiedy liderka sięgała po gitarę i wykorzystywała drugi, zniekształcający głos mikrofon (brzmiała wtedy trochę jak wkurzona PJ Harvey).

Facet od "fotografowanie zabronione" mnie nie powstrzymał!

Brzmienie bębnów zmiażdżyło mnie totalnie. Miękkie, basowe, z czasem, gdy emocje narastały, stało się ostre i drażniące. Gra Parkera Kindreda niesamowicie czujna, gość był całkowicie skupiony na wybijaniu rytmu. Co innego Tyler Wood, który mimo że obsługiwał basowego mooga, wciskał różne pedały na podłodze, przełączał przełączniki na tajemniczej kostce i grał solówki na drugim syntezatorze, nie spuszczał wzroku z szalejącej Joan. Która w końcu zagrała wyczekiwaną przeze mnie najbardziej Christobel, z tą nieziemską hałaśliwą partią gitary (jedna z najlepszych antysolówek ever).

Udało się wywołać zespół na jeden, bardzo głośny, bis. Widać było, że dali z siebie wszystko i podobało im się to. Tak jak publiczności.


Nie wszystko było idealne w tym pierwszym wydarzeniu TAKK-a. Podczas koncertu Joan z kawiarni na piętrze dobiegało wieśniackie disco, choć miała obowiązywać cisza do 23. A jedna toaleta na 300 osób to lekka przesada. Ale i tak przyjadę znowu! [m]

2 komentarze:

  1. Dzień później na Mariackiej grali Newest Zealand oraz Baaba i też było znakomicie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bębniarz grający z Joan rządził!

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni