11 lipca 2011

Muzyka Końca Lata: PKP Anielina (Thin Man Records, 2011)


Trzecia płyta MKL – i co? I nic. Większość po staremu. A to dobrze czy źle? Sam już nie wiem...

Grupa z Mińska Mazowieckiego zabiła mi niezłego ćwieka. Ich specyficzny, nawiązujący jawnie do bigbitu styl, balansujące na granicy stylu i kiczu teksty czy wreszcie wręcz niechlujny wokal Bartka Chmielewskiego są mieszanką ciężką do rozgryzienia. Z jednej strony ich muzyka wypełnia serce nostalgią, tęsknotą za beztroskimi letnimi pobytami na wsi i czasami, kiedy nietrudno było sobie wyobrazić, że – cytując Joannę Kulmową – Ta drabina to schody do nieba/ a ta miska nad schodami to księżyc/ Tamten miecz to zwyczajny pogrzebacz/ a z garnków są hełmy rycerzy. Jednak z innego punktu widzenia – ile można „smęcić” o szczenięcych miłostkach, krówkach, wiśniach i innych „błahostkach”, słuchać śpiewów rodem z harcerskiego ogniska czy też rzewnych chórków?

Każde kolejne spotkanie z MKL – a w tym przypadku ich ostatnią płytą – to dla mnie dość ambiwalentne doświadczenie. Jeden człowieczek w środku mnie woła: „Hej, czego Ty słuchasz, to jest przecież ciągle na to samo kopyto, nic ciekawego już w tym nie będzie, daj sobie spokój!”. A drugi zaraz ripostuje: „Ale taka muzyka po prostu mi się podoba! Nawet jeśli jest nieskomplikowana, wokal nie zawsze idealnie czysty, a tekst mocno grafomański...”

No dobra. Ale co my w sumie mamy na tej płycie? To co zawsze u MKL. Wokal Bartka, który często sprawia wrażenie wymruczanego od niechcenia. Nowością jest za to większa, stała już obecność Oli Bilińskiej, która swoim ciepłym głosem kreuje chórki i niektóre melodie piosenek. Po staremu mamy melodyczne, gitarowe motywy – grzeczne, proste, często całkiem chwytliwe. No i teksty, których literacką jakość ciężko jednoznacznie zdefiniować. Chyba na większość z nich zaczytane w romansach nastolatki zawołałyby po prostu coś w stylu: „ooooo, jakie to słodkie...”. Co nie zmienia faktu, że niektóre z nich są po prostu wdzięczne, na przykład fragment z 2001-2007: Czasem jeszcze się przyśnisz/ I ciężko z łóżka potem wstać/ Bo wiem że to już za nami/ Dziś pora innym swe ciepło dać. Albo Tuż obok niej zajęte jest miejsce/ Innego już nie chcę z Całowania.

MKL nawiązuje zdecydowanie do starego sznytu rocka. Są tu dęciaki, smyki, fajnie przesunięte akcenty rytmiczne, drobne perkusjonalia... Jest nawet kończący płytę urokliwy walczyk Zima. I jest jeszcze jedno: pamiętacie jak [m] przy recenzji poprzedniej płyty chciał więcej gitarowych, przesterowanych, bardziej mięsistych fragmentów? No to z pewnością jego głód został choć trochę zaspokojony. Już Cielak i wiśnia jest zdecydowanie niesztampowy, pełen modulacji, cięższych gitar i kontrastowy harmonicznie. Ciekawy jest też rozmyty, przywołujący skandynawskie przestrzenie (może trochę nawet New Century Classics?) Johnny – choć tutaj akurat tekst woła o pomstę do nieba... Świetny finał, z dęciakami, smykami i perkusyjnym szaleństwem na talerzach ma Całowanie, nie mówiąc już o brudnych, momentami wręcz stonerowych barwach gitar w Wiośnie. Jest jeszcze Szkoda czasu z miłą uchu gitarową solówką na końcu. Taki pazur MKL zdecydowanie mi się podoba!

MKL to z pewnością zespół, który kolejnymi płytami potwierdza, że jest jednym z ciekawszych przedstawicieli „klasycznego poprocka” na naszej scenie. Podobnie jednak jak [m] parę lat temu, postulowałbym o więcej drapieżnego brzmienia. Bo to, które jest na nowej płycie, zdecydowanie zaostrza apetyt! [jaszko]



Strona zespołu: http://www.mkl.art.pl

Przeczytaj też 2:1 dla dziewczyn, Jedno wesele, dwa pogrzeby

6 komentarzy:

  1. Moim zdaniem to całościowo najgorsza płyta MKL , ale co z tego kiedy najgorsza oznacza i tak dobrą z + . Początek Johnyego to jakis tekstowy koszmarek , ale mam jakies dziwne wrazenie ze to tak po prostu mialo byc i jakis byl w tym cel . Singlowe "Dokąd" to chyba jedyny tak piosenkowy utwor w stylu "Żabiego" czy "Ja wiem mała" z pierwszej płyty. Cieszą ucho na pewno rozbudowane melodie , wspomniany Johny mimo tekstu bardzo podoba mi sie muzycznie , ale zarazem to wszystko zwiastuje chyba nadejscie innego MKL-u , czy lepszego ?? przekonamy sie mam nadzieje jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  2. jak łatwo zdyskredytować stan zakochania, że krówki, że romanse, że nastolatki, życzę wam przeżycia równie pieszczotliwej sytuacji jak z dżonego bo to bardzo przyjemna i na szczęscie przydarzająca się niezależnie od wieku sytuacja:)

    OdpowiedzUsuń
  3. nie rozumiem pojawiającej się już nie pierwszy raz w recenzji uwagi o grafomanii tekstów - styl Bartka jest, moim zdaniem, lekki i bezpretensjonalny właśnie - z powodzeniem żongluje obrazami, bardzo świadomymi skojarzeniami i kliszami tworząc ujmujący klimat... no i jest nie do podrobienia, Wątpiącym naprawdę polecam spróbować napisać kiedyś tekst do piosenki po polsku... to bardzo bardzo trudne zadanie. Bartek jest chyba jednym z niewielu polskich tekściarzy, którym udaje się bardzo zgrabnie grafomanii właśnie uniknąć.

    A także, uważam, jednym z niewielu polskich wokalistów o ciekawej, rozpoznawalnej barwie głosu. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ależ nikt nie wątpi, a recenzja jest napisana z większą dozą sympatii niż krytyki.

    można jednak mieć w pewnym momencie dość tej słodkości przerysowanej, prawda? :)
    [m]

    OdpowiedzUsuń
  5. Na marginesie...niektórzy dziennikarze stawiają muzyczną wypowiedź MKL w ideologicznej kontrze do kosmopolitów czyli zespołów śpiewających po angielsku. Sądzę ,że piosenka w języku nie polskim jest niepełna, nie do końca szczera, lękliwa. Zdradzanie myśli obnaża kondycję intelektualną autora i przychodzi z większym trudem niż komponowanie w jakiejś indie konwencji. Dla tego chylę czoła przed nimi i z zaciekawieniem podążam drogą którą wytyczają. Nota bene cała ta banda spółdzielni „Daleko od Szosy” z Kawałkiem Kulki, Płynami, Przepraszam, Makami i Żołtymi Kalendarzami gra lokalnie, szczerze ,czyli w sposób „światowy” tzn. własnym językiem i bez kompleksów. Zaściankowe wydają się rozpaczliwe próby wkraczania na cudze podwórka podejmowane przez „kosmopolitów”.

    OdpowiedzUsuń
  6. liczy sie piosenka jako calosc
    jesli cos nie gra to nie wazne co to jest bo i tak po zmianie tego odbior bedzie bardzo podobny
    liczy sie pierwsza mysl i w tym przypadku jest pozytywna tak samo jak w prsypadku innych polskich kapel nie spiewajacych po polsku i tyle
    jakby skaldowie spiewali po angielsku to bylaby szmira na maxa, tak samo jest z mklem,w numerze johny slyszymy ja by to brzmialo - okropnie banalniei plytko, po polsku brzmi az tak banalnie ze prawie nieslyszalnie..wiec lykam to.
    traktujmy piosenki jako calosc i nie bedzie problemu co ja bym u zmienil aby bylo lepsze...
    bezsensu

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni