Zapewne wielokrotnie zadawaliście sobie takie lub podobnie
brzmiące pytanie. Czy warto się męczyć i pisać po polsku? A może postawić na
spadające z nieba rymy w języku Szekspira? I do tego podbić świat ze swoim prostym,
nie zawsze gramatycznie poprawnie wyrażonym, przekazem? A może jednak się
pomęczyć i po polsku sklecić te „się – cię – źle”?
Spokojnie, nie będzie to żadne pseudofilozoficzne (czy też
filologiczne) pitu-pitu. Bardziej kalkulacja: co się bardziej opłaca. Na czym
wam, artystom, twórcom, zależy.
Niech przemówi internet, niech głos mają fakty, cytaty i
linki.
I. Przypadek pierwszy
Asia i Koty. Projekt Joanny Kuźmy z zespołu Folder. Asia
wydała w ubiegłym roku płytę Miserable Miaow, ocenioną bardzo dobrze przez
większość serwisów i blogów. Po angielsku. Zobaczmy, co recenzenci napisali o
tekstach napisanych przez artystkę.
Screenagers (ocena 7/10): autor, Piotr Szwed, żongluje
nazwiskami i porównaniami, rozpływa się nad dopieszczonym brzmieniem, głosem
wokalistki, klimatem kompozycji itd. O tekstach ani jednego zdania.
Podsumowując: płyta jest piękna, ale nie wiem, o co w niej chodzi, więc lepiej
nie będę się wypowiadać.
Podobnie Jakub Knera z Pop Up, nawet nie zadaje sobie trudu,
by wspomnieć o istnieniu warstwy tekstowej albumu. Dowiadujemy się za to, że „Kuźma nagrała płytę melancholijną, trochę ospałą, ale zwartą, z chwytliwymi kompozycjami”. Ale skąd
ta melancholia wypływa, nie wiadomo.
Daniel Kiełbasa z Tego Słucham również nie pochyla się nadtekstami, choć wartością dodaną jego tekstu jest tłumaczenie tytułu płyty
(„nędzne miauknięcie”). Zawsze coś, reszty możemy się domyślić.
Dawid Zielonka z Laboratorium Muzycznych Fuzji, w swoim
przetykanym cytatami z notki promocyjnej tekście ani razu nie zahacza o teksty
Joanny. Kurczę, a może to płyta instrumentalna z jakimiś pozbawionymi treści
wokalizami? Przynajmniej opakowanie ładne, na półce dobrze wygląda.
Nikt nie jarzy moich tekstów, więc czuję się jak wyalienowana nastolatka
Gwoli sprawiedliwości – w swojej recenzji Miserable Miaow
również nie wspominam o tekstach. Kto by tam się wsłuchiwał w angielskie
teksty, prawda?
Przerywnik muzyczny: Asia gra smutną piosenkę swoim kotom,
które również niczego nie kumają
Okej, powiecie, jedna płyta nie dowodzi jeszcze
prawidłowości. No to sprawdźmy, co recenzenci napisali o tekstach z
wyczekiwanej przez lata debiutanckiej płyty Kamp!
Screenagers dał albumowi aż 8/10, co temu serwisowi zdarza
się niezmiernie rzadko, zwłaszcza w przypadku polskiej muzyki. Kuba Ambrożewski
w recenzji liczącej 5880 znaków (ze spacjami) poświęca wiele miejsca całej
otoczce związanej z kultem Kamp!, przeżyciom pokoleniowym, wreszcie dokładnej
analizie poszczególnych utworów. I ani słowa o tekstach, jakby ich nie było.
Kubo Ambrożewski, zaczynam podejrzewać, że po prostu nie znasz angielskiego!
Dla porządku zerknijmy jeszcze do recenzji tej samej płyty autorstwa Marii Grudowskiej z Uwolnij Muzykę. I tu również nawet nie wspomniano
o zawartości tekstowej albumu.
Przykro wam, chłopaki? O czym wy tam właściwie śpiewacie? A
może jakieś nieodpowiednie treści zawieracie w swych piosenkach, a może to nie
powinno lecieć w radiu?
II. Przypadek drugi
UL/KR, Ament lub UL/KR. Duet elektroniczny z Gorzowa. Za
teksty odpowiada znany wcześniej z Kawałka Kulki Błażej Król. Teksty są po
polsku. Reakcje recenzentów?
Bartek Chaciński swoją recenzję Ament rozpoczyna od
zacytowania fragmentów tekstów: „UL/KR są mistrzami znaków przestankowych w
muzyce”, dodaje.
Recenzent WAFP, czyli „mua”, poświęca tekstom z UL/KR niemal cały obszerny akapit. Są cytaty, jest realizm magiczny, pojawia się nawet
Bułhakow. Ewidentnie jest o czym pisać, żeby się popisać.
Nawet tak oszczędny pod tym względem serwis Screenagers (w
tym przypadku Michał Weicher) przełamuje niechęć do analizy tekstów. Pada jedno znaczące zdanie na ich temat: „Lepiej to na pewno służy tekstom piosenek, które
zwykle ciężko wchodzą, ze
względu na ich enigmatyczny (z serii „co poeta miał na myśli?”) charakter”. Wiemy już przynajmniej, o co chodzi z tą
niechęcią – konieczność domyślania się co autor miał na myśli wyraźnie odrzuca
recenzentów Scr, być może poprzez traumatyczne skojarzenie z lekcjami języka
polskiego w liceum.
Nieważne, czy rozumieją, byle o nich pisali
Sprawdźmy mniej oczywisty przykład. Niedawno wydana płyta
zespołu Bezsensu Co tam myślisz? nie doczekała się jeszcze tylu recenzji co
UL/KR, ale już na ich podstawie można stwierdzić jedną rzecz: krytycy zauważają
teksty piosenek – bo są po polsku.
I tak w recenzji serwisu Słyszy Mi Się o tekstach jest w kilku miejscach, choć obyło się bez ich analizy – autor
ogranicza się do stwierdzenia, że wpadają w ucho i – o dziwo – mają sens.
Zajrzyjmy jeszcze do recenzji płyty Lewych Łokci Niewiele
się zmienia autorstwa Jacka Świądera, który już w pierwszych słowach sygnalizuje, że
warstwa liryczna albumu leży w zasięgu jego zainteresowań: „(...) do tego śpiewają
po polsku. I to całkiem do rzeczy, bez obciachu, szczerze”. Recenzent nie brzydzi
się zacytowań, wplatając je w tok wywodu. Znaczy poświęcił im trochę czasu.
Można by tak długo grzebać w różnych recenzjach, nie tylko
płyt polskich wykonawców. Czas zatem na wnioski.
Wnioski
1. Recenzenci nie poświęcają uwagi angielskim (i w każdym
innym od polskiego języku) tekstom, a tym samym nie piszą o nich w swoich
recenzjach. Najprawdopodobniej dlatego, że ich znajomość języka obcego jest
niewystarczająca, by - wersja minimum - choćby tylko nakreślić tło fabularne
utworów (artysta śpiewa o rozdzierającej mu duszę melancholii, cierpienia swe
porównując do samotnego wieloryba szukającego samicy), czy - wersja wypas -
ocenić ich kunszt literacki, porównać do utworów wybitnych autorów, względnie
poezji twórców z danego kręgu kulturowego (wyczuwam nawiązania do Chaucera).
2. Artyści powinni pisać piosenki po polsku. Wtedy recenzent
może się wykazać i wspomnieć o nich w swojej analizie, błysnąć porównaniami do
Nosowskiej, Osieckiej, a nawet poetów z grupy literackiej Skamander. Zauważmy,
że taka piosenka zyskuje też na tym, że podpada pod definicję „utworów
słowno-muzycznych w języku polskim”, a tym samym może wystąpić w „dniu polskiej
piosenki” w Trójce, obok Centrali Brygady Kryzys i Gdy nie ma dzieci Kultu.
3. Jeśli punkt 2, to: twórcy tekstów w rodzimej mowie
poczują się docenieni. Bo choć czasem tekst jest na samym końcu tego łańcucha
ogniw składającego się na piosenkę, to przecież właśnie te chwytliwe
„szlagworty” nucimy sobie przy goleniu i goniąc poranny tramwaj. Czyż nie każdy
autor marzy o tym, by w recenzji padło zdanie w rodzaju: Teksty miażdżą!
Całkowicie się z nimi identyfikuję! Słowa tej piosenki głęboko zapadają w
pamięć? [m]
Szukanie troche problemu mimo ze nie trzeba. Wartosciowanie w przypadku odbioru muzyki moze sprowadzic na na spore manowce.
OdpowiedzUsuńAle moze od poczatku...
Teksty na wydanej plycie to co innego niz tresc pojedynczych utworow. Z czysto praktycznego punktu widzenia problemu nie ma kiedy przy kontakcie z plytą angielskie teksty sa czytelnie wydrukowane a nawet przetlumaczone. Podobna zasada obowiazuje w druga strone kiedy wokalista spiewa po polsku a plyta dostanie sie na drugi koniec kuli ziemskiej.
Tresc utworu w przypadku AiK to jak sadze, nastroj tworzony przez muzyke (barwe glosu) i krotkiego ledwie zarysowanego zapisu emocji. Komus moze tu czegos brakowac. Jednak nie robilbym zarzutu z tego ze odbiorca/krytyk nie analizuje warstwy tekstowej jak wierszy na maturze (inna sprawa ze poziom recenzentow jest bardzo rozny) Do wyczulonych jak koty tresc dotrze.
Piosenką mozna malowac obraz i mozna prezentowac filozofie.
Z tworcami jest jak z kobietami. Jesli chcesz zobaczyc co ma Ci do pokazania nie mozesz patrzec na kazda tą samą optyką.
p.s. Odnoszenie sie do ladnego opakowania mozna uznac za zakamuflowany komplement. Ciekawe co sama Asia o tym sądzi? ;)
No dobra, i co z tego? Po co pisac utwory pod recenzentow? Ktos w dzisiejszych czasach ma jeszcze ochote na czytanie recenzji? Chyba tylko jakis promil ludzi mocno zakreconych na punkcie muzyki. Czasy Niedzwiedzkich, Kaczkowskich juz sie dawno skonczyly.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Anonimem. Zanlizujmy (ulubione słowo autora) fragmencik podsumowania: "Artyści powinni pisać piosenki po polsku. Wtedy recenzent może się wykazać i wspomnieć o nich w swojej analizie".
OdpowiedzUsuńSRSLY? O to chodzi w pisaniu tekstów? Żeby mnie mógł recenzent poklepać po plecach i wspomnieć o tym fragmencie utworu? Czy to moja wina, że polacy sluchający chociażby bandów, o których wspomnia się w tym serwise co chwila ( Sonic Y, Pixies), nie mają pojęcia o czym te bandy śpiewają.
Smuteczek.
A przecież użycie języka angielskiego - nawet zdając sobię sprawę z poziomu wsłuchiwania się w angielski tekst w polsce - może być zabiegiem formalnym.
Być może artysta ukrywa się pod tym kapturem obcości, dystansuje od swojej publiczności. Chce uniknąć tak dosłownej ekspresji o jaką łatwo w rodzimym języku.
A może po prostu ma ambicje pojeździć po europie tourbusem?
słyszałeś takie pojęcie jak "ironia"? wszędzie trzeba wstawiać uśmieszki, żeby czytelnik pojął, że coś jest z przymrużeniem oka?
UsuńNo spoko, kumam.
UsuńTrzymając się klimatu ironii - to dajmy muzkom "schować" te teksty. Typi siędzący przecież po kilka godzin w sypialni z gitarą w ręku nie będą pisać tekstów jak Jędrek Mogielnicki.