5 maja 2013

Dlaczego warto śpiewać piosenki po polsku?



Zapewne wielokrotnie zadawaliście sobie takie lub podobnie brzmiące pytanie. Czy warto się męczyć i pisać po polsku? A może postawić na spadające z nieba rymy w języku Szekspira? I do tego podbić świat ze swoim prostym, nie zawsze gramatycznie poprawnie wyrażonym, przekazem? A może jednak się pomęczyć i po polsku sklecić te „się – cię – źle”?

Spokojnie, nie będzie to żadne pseudofilozoficzne (czy też filologiczne) pitu-pitu. Bardziej kalkulacja: co się bardziej opłaca. Na czym wam, artystom, twórcom, zależy.

Niech przemówi internet, niech głos mają fakty, cytaty i linki.

I. Przypadek pierwszy

Asia i Koty. Projekt Joanny Kuźmy z zespołu Folder. Asia wydała w ubiegłym roku płytę Miserable Miaow, ocenioną bardzo dobrze przez większość serwisów i blogów. Po angielsku. Zobaczmy, co recenzenci napisali o tekstach napisanych przez artystkę.

Screenagers (ocena 7/10): autor, Piotr Szwed, żongluje nazwiskami i porównaniami, rozpływa się nad dopieszczonym brzmieniem, głosem wokalistki, klimatem kompozycji itd. O tekstach ani jednego zdania. Podsumowując: płyta jest piękna, ale nie wiem, o co w niej chodzi, więc lepiej nie będę się wypowiadać.

Podobnie Jakub Knera z Pop Up, nawet nie zadaje sobie trudu, by wspomnieć o istnieniu warstwy tekstowej albumu. Dowiadujemy się za to, że „Kuźma nagrała płytę melancholijną, trochę ospałą, ale zwartą, z chwytliwymi kompozycjami”. Ale skąd ta melancholia wypływa, nie wiadomo. 

Daniel Kiełbasa z Tego Słucham również nie pochyla się nadtekstami, choć wartością dodaną jego tekstu jest tłumaczenie tytułu płyty („nędzne miauknięcie”). Zawsze coś, reszty możemy się domyślić. 

Dawid Zielonka z Laboratorium Muzycznych Fuzji, w swoim przetykanym cytatami z notki promocyjnej tekście ani razu nie zahacza o teksty Joanny. Kurczę, a może to płyta instrumentalna z jakimiś pozbawionymi treści wokalizami? Przynajmniej opakowanie ładne, na półce dobrze wygląda. 

Nikt nie jarzy moich tekstów, więc czuję się jak wyalienowana nastolatka

Gwoli sprawiedliwości – w swojej recenzji Miserable Miaow również nie wspominam o tekstach. Kto by tam się wsłuchiwał w angielskie teksty, prawda?

Przerywnik muzyczny: Asia gra smutną piosenkę swoim kotom, które również niczego nie kumają

Okej, powiecie, jedna płyta nie dowodzi jeszcze prawidłowości. No to sprawdźmy, co recenzenci napisali o tekstach z wyczekiwanej przez lata debiutanckiej płyty Kamp!

Screenagers dał albumowi aż 8/10, co temu serwisowi zdarza się niezmiernie rzadko, zwłaszcza w przypadku polskiej muzyki. Kuba Ambrożewski w recenzji liczącej 5880 znaków (ze spacjami) poświęca wiele miejsca całej otoczce związanej z kultem Kamp!, przeżyciom pokoleniowym, wreszcie dokładnej analizie poszczególnych utworów. I ani słowa o tekstach, jakby ich nie było. Kubo Ambrożewski, zaczynam podejrzewać, że po prostu nie znasz angielskiego!

Dla porządku zerknijmy jeszcze do recenzji tej samej płyty autorstwa Marii Grudowskiej z Uwolnij Muzykę. I tu również nawet nie wspomniano o zawartości tekstowej albumu. 

Przykro wam, chłopaki? O czym wy tam właściwie śpiewacie? A może jakieś nieodpowiednie treści zawieracie w swych piosenkach, a może to nie powinno lecieć w radiu?


II. Przypadek drugi

UL/KR, Ament lub UL/KR. Duet elektroniczny z Gorzowa. Za teksty odpowiada znany wcześniej z Kawałka Kulki Błażej Król. Teksty są po polsku. Reakcje recenzentów?

Bartek Chaciński swoją recenzję Ament rozpoczyna od zacytowania fragmentów tekstów: „UL/KR są mistrzami znaków przestankowych w muzyce”, dodaje.

Recenzent WAFP, czyli „mua”, poświęca tekstom z UL/KR niemal cały obszerny akapit. Są cytaty, jest realizm magiczny, pojawia się nawet Bułhakow. Ewidentnie jest o czym pisać, żeby się popisać. 

Nawet tak oszczędny pod tym względem serwis Screenagers (w tym przypadku Michał Weicher) przełamuje niechęć do analizy tekstów. Pada jedno znaczące zdanie na ich temat: „Lepiej to na pewno służy tekstom piosenek, które zwykle ciężko wchodzą, ze względu na ich enigmatyczny (z serii „co poeta miał na myśli?”) charakter”. Wiemy już przynajmniej, o co chodzi z tą niechęcią – konieczność domyślania się co autor miał na myśli wyraźnie odrzuca recenzentów Scr, być może poprzez traumatyczne skojarzenie z lekcjami języka polskiego w liceum. 

Nieważne, czy rozumieją, byle o nich pisali

Sprawdźmy mniej oczywisty przykład. Niedawno wydana płyta zespołu Bezsensu Co tam myślisz? nie doczekała się jeszcze tylu recenzji co UL/KR, ale już na ich podstawie można stwierdzić jedną rzecz: krytycy zauważają teksty piosenek – bo są po polsku.

I tak w recenzji serwisu Słyszy Mi Się o tekstach jest w kilku miejscach, choć obyło się bez ich analizy – autor ogranicza się do stwierdzenia, że wpadają w ucho i – o dziwo – mają sens.

Zajrzyjmy jeszcze do recenzji płyty Lewych Łokci Niewiele się zmienia autorstwa Jacka Świądera, który już w pierwszych słowach sygnalizuje, że warstwa liryczna albumu leży w zasięgu jego zainteresowań: „(...) do tego śpie­wają po pol­sku. I to cał­kiem do rze­czy, bez obcia­chu, szczerze”. Recenzent nie brzydzi się zacytowań, wplatając je w tok wywodu. Znaczy poświęcił im trochę czasu. 

Można by tak długo grzebać w różnych recenzjach, nie tylko płyt polskich wykonawców. Czas zatem na wnioski.

Wnioski

1. Recenzenci nie poświęcają uwagi angielskim (i w każdym innym od polskiego języku) tekstom, a tym samym nie piszą o nich w swoich recenzjach. Najprawdopodobniej dlatego, że ich znajomość języka obcego jest niewystarczająca, by - wersja minimum - choćby tylko nakreślić tło fabularne utworów (artysta śpiewa o rozdzierającej mu duszę melancholii, cierpienia swe porównując do samotnego wieloryba szukającego samicy), czy - wersja wypas - ocenić ich kunszt literacki, porównać do utworów wybitnych autorów, względnie poezji twórców z danego kręgu kulturowego (wyczuwam nawiązania do Chaucera).

2. Artyści powinni pisać piosenki po polsku. Wtedy recenzent może się wykazać i wspomnieć o nich w swojej analizie, błysnąć porównaniami do Nosowskiej, Osieckiej, a nawet poetów z grupy literackiej Skamander. Zauważmy, że taka piosenka zyskuje też na tym, że podpada pod definicję „utworów słowno-muzycznych w języku polskim”, a tym samym może wystąpić w „dniu polskiej piosenki” w Trójce, obok Centrali Brygady Kryzys i Gdy nie ma dzieci Kultu.

3. Jeśli punkt 2, to: twórcy tekstów w rodzimej mowie poczują się docenieni. Bo choć czasem tekst jest na samym końcu tego łańcucha ogniw składającego się na piosenkę, to przecież właśnie te chwytliwe „szlagworty” nucimy sobie przy goleniu i goniąc poranny tramwaj. Czyż nie każdy autor marzy o tym, by w recenzji padło zdanie w rodzaju: Teksty miażdżą! Całkowicie się z nimi identyfikuję! Słowa tej piosenki głęboko zapadają w pamięć? [m]

5 komentarzy:

  1. Szukanie troche problemu mimo ze nie trzeba. Wartosciowanie w przypadku odbioru muzyki moze sprowadzic na na spore manowce.
    Ale moze od poczatku...
    Teksty na wydanej plycie to co innego niz tresc pojedynczych utworow. Z czysto praktycznego punktu widzenia problemu nie ma kiedy przy kontakcie z plytą angielskie teksty sa czytelnie wydrukowane a nawet przetlumaczone. Podobna zasada obowiazuje w druga strone kiedy wokalista spiewa po polsku a plyta dostanie sie na drugi koniec kuli ziemskiej.

    Tresc utworu w przypadku AiK to jak sadze, nastroj tworzony przez muzyke (barwe glosu) i krotkiego ledwie zarysowanego zapisu emocji. Komus moze tu czegos brakowac. Jednak nie robilbym zarzutu z tego ze odbiorca/krytyk nie analizuje warstwy tekstowej jak wierszy na maturze (inna sprawa ze poziom recenzentow jest bardzo rozny) Do wyczulonych jak koty tresc dotrze.

    Piosenką mozna malowac obraz i mozna prezentowac filozofie.
    Z tworcami jest jak z kobietami. Jesli chcesz zobaczyc co ma Ci do pokazania nie mozesz patrzec na kazda tą samą optyką.

    p.s. Odnoszenie sie do ladnego opakowania mozna uznac za zakamuflowany komplement. Ciekawe co sama Asia o tym sądzi? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No dobra, i co z tego? Po co pisac utwory pod recenzentow? Ktos w dzisiejszych czasach ma jeszcze ochote na czytanie recenzji? Chyba tylko jakis promil ludzi mocno zakreconych na punkcie muzyki. Czasy Niedzwiedzkich, Kaczkowskich juz sie dawno skonczyly.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z Anonimem. Zanlizujmy (ulubione słowo autora) fragmencik podsumowania: "Artyści powinni pisać piosenki po polsku. Wtedy recenzent może się wykazać i wspomnieć o nich w swojej analizie".
    SRSLY? O to chodzi w pisaniu tekstów? Żeby mnie mógł recenzent poklepać po plecach i wspomnieć o tym fragmencie utworu? Czy to moja wina, że polacy sluchający chociażby bandów, o których wspomnia się w tym serwise co chwila ( Sonic Y, Pixies), nie mają pojęcia o czym te bandy śpiewają.

    Smuteczek.

    A przecież użycie języka angielskiego - nawet zdając sobię sprawę z poziomu wsłuchiwania się w angielski tekst w polsce - może być zabiegiem formalnym.
    Być może artysta ukrywa się pod tym kapturem obcości, dystansuje od swojej publiczności. Chce uniknąć tak dosłownej ekspresji o jaką łatwo w rodzimym języku.
    A może po prostu ma ambicje pojeździć po europie tourbusem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. słyszałeś takie pojęcie jak "ironia"? wszędzie trzeba wstawiać uśmieszki, żeby czytelnik pojął, że coś jest z przymrużeniem oka?

      Usuń
    2. No spoko, kumam.
      Trzymając się klimatu ironii - to dajmy muzkom "schować" te teksty. Typi siędzący przecież po kilka godzin w sypialni z gitarą w ręku nie będą pisać tekstów jak Jędrek Mogielnicki.

      Usuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni