14 maja 2013

Łagodna Pianka: Najmniejsze przeboje (Wytwórnia Krajowa, 2013)


Uwaga, to nie jedzie tramwaj. Nikt nie zrobi ci krzywdy, a mama magicznie znajdzie zgubioną piłeczkę.

Jak dzieciństwo w polskiej alternatywie, to oczywiście Lenny Valentino. Trauma, mrok, niepokój, trujące kwiaty. Na szczęście nie wszyscy pamiętają z tego etapu swojego życia tylko te przykre rzeczy. Zespół z Sędziszowa Małopolskiego przypomina, że to czas beztroski i tak powinniśmy go wspominać – z uśmiechem, sentymentem. Najmniejsze przeboje to płyta z przymrużeniem oka, o czym świadczą zdjęcia chłopaków grających na zabawkowych instrumentach. To wycieczka w przeszłość, kiedy człowiek marzył o tym, by być silnym jak słoń, budował amatorskie akwarium, polował na piłeczki w automacie z prezentami, bawił się latarką i zdobywał poziomy w grach obsługiwanych dżojstikiem. Świat dorosłych krył się za migającym ekranem telewizora, a znacznie ciekawsze od dziennika było obserwowanie ócz w rosole. 

Tematyka płyty byłaby całkiem spójna, gdyby nie wyłamujące się z niej dwie pierwsze piosenki. O kobietach i Łagodną pianką są dorosłe, frywolne i jakoś nie bardzo komponują się z resztą. Byłby to zarzut wobec konceptualności płyty, gdyby nie fakt, że są to akurat wybijające się muzycznie nagrania. O kobietach atakuje zdecydowanym, tanecznym rytmem i elektroniką, w singlowej Piance mamy już zwiewny funk i disco. Poza nimi wyróżniłbym kapitalny przebój (mam nadzieję, że to singiel nr 2) Pogromcy smoków. Znowu bardzo taneczna, rozrywkowa kompozycja z dyskotekowym finałem (silne wrażenie czegoś znajomego, ale nie mogę znaleźć w głowie właściwej nazwy). Pozostałe już tak nie ruszają – sporo tu standardowej indie-dance-rockowej konfekcji znanej z wielu drugoligowych kapel (30 minut wieczorynki, O latarce, Oka w rosole). O zgrozo, w Lodach huśtawkowych zespół pogrąża się w odmętach kiczu tak głębokich (solo na gitarze, klawisze), że trudno się z tego otrząsnąć. Szkoda, że stosunkowo mało tak zjawiskowych fragmentów, jak w Akwarium, kiedy kompozycja gubi prostą rytmikę i wkracza w tropikalny klimat rodem z Vampire Weekend (akordeon, chórki).

Najmniejszych przebojów słucha się miło. Piosenki są bezpretensjonalne i mało odkrywcze, czasem człowiek się uśmiechnie, czasem zanuci pod nosem. Mam nadzieję, że chłopaki na następnym albumie dorosną i zagrają z większą świadomością, że mogą brzmieć jeszcze bardziej popowo, tanecznie, funky. Bo kolejnej indierockowej kapeli naprawdę nam już nie potrzeba. [m]

 

Strona zespołu: http://www.facebook.com/lagodnapiannka

2 komentarze:

  1. "O zgrozo, w Lodach huśtawkowych zespół pogrąża się w odmętach kiczu tak głębokich (solo na gitarze, klawisze), że trudno się z tego otrząsnąć." Toż to cała ich muzyka tak brzmi. Byłam na koncercie, na którym byli supportem - o ile na płycie ich nie widać, a dźwięk można poprawić, to na scenie tak się nie da. Fatalnie brzmią na żywo (a nie był to ich pierwszy koncert), emocji nie ma żadnych. Ostatnio pisaliście o tekstach. Chyba lepiej byłoby, gdyby były po angielsku, może można byłoby jakoś słuchać ich muzyki. Gimnazjalistkom cieknie ślina na widok wokalisty, bawią się niesamowicie przy ich graniu, jeśli chcą nadal uderzać w te kategorie wiekowe, niech sobie zostaną przy tym co robią. Ale niech mnie, to są dorośli faceci, którzy mogą grać dobrze, dla dorosłych ludzi i tak, żeby za 10 lat nie wstydzić się tego, co zrobili.

    OdpowiedzUsuń
  2. Potwierdzam Słowa lu. Niby wszystko ładnie w tym graniu a energii w tym za grosz. Na żywo nie ma nawet za bardzo do czego potupać nóżką. Tak jak na Muchach, niby to wszystko żre ale takie braki w powerze jakieś.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni