Zespoły kultowe
mają to do siebie, że ich publiczność potrafi być jednocześnie wierna i
nadmiernie krytyczna. Wiernopoddańcze przywiązanie do ukochanej grupy może się
wydawać śmieszne, przekłada się to jednak na realne finansowe i emocjonalne
wsparcie dla samych muzyków. Drugą stroną tego medalu pozostaje wspomniana
krytyka, która nie dopuszcza jakiejkolwiek zmiany w brzmieniu, stylu gry czy
formie twórczości ulubionego wykonawcy. Na polskiej scenie black metalowej
Furia pozostaje bez wątpienia zjawiskiem
kultowym. Dochrapanie się takiego tytułu w czasach internetowego hejtu naprawdę
o czymś świadczy. Zespół ten, będący kołem napędowym śląskiej grupy
artystycznej Let The World Burn, wydał do tej pory trzy
- przyjęte na kolanach - albumy. Aż nagle postanowił dokonać intrygującego
zwrotu, nagrywając EP-kę W melancholii i tak oto wybuchła bomba.
Do tej pory
black metal w wykonaniu Furii był klimatyczną kanonadą szesnastkowych riffów,
inteligentnie pomieszaną z delikatnymi partiami gitary prowadzącej. Mały
majstersztyk, w którym nie brakowało ani agresji, ani też subtelności. Dorzućmy
do tego frapujące, polskojęzyczne teksty Nihila i mamy obraz bardzo ciekawej,
na swój sposób wyjątkowej grupy. W melancholii zupełnie nijak ma się do tego
opisu. To psychodeliczna, gitarowo-perkusyjna podróż w duchu kraut rocka,
mająca w sobie coś z muzyki ilustracyjnej. Panowie z Furii nie oszczędzili
swoim fanom także brzmień fletu i akordeonu. Przesteru jest tu jak na
lekarstwo, wokalu ani grama. Nic więc dziwnego, że słuchaczom poopadały
szczęki, a internet spłynął potokami frustracji.
Po wielokrotnym
przesłuchaniu tych 17 minut zawartych w dwóch utworach, zastanawiam się: po co
to wszystko? Żaden nie ma w sobie nic szczególnego. Ani nie są specjalnie nowatorskie, ani złe, ani jakiekolwiek inne. Po
prostu melancholijne. Być może zespół popełnił błąd wydając tę EP-kę pod
szyldem Furii, a nie projektu FDS, eksplorującego tego typu brzmienia, ale od
tego właśnie jest mały format, aby bawić się w eksperymenty. Grupa Let The
World Burn znana jest zresztą z dziwacznych posunięć i, jak sądzę, sami muzycy
mają fanowskie opinie tam gdzie plecy tracą swoją piękną nazwę. Jednakże
wątpię, aby czwarty album Ślązaków miał się nagle okazać poezją śpiewaną.
Moglibyśmy tak
jeszcze długo dyskutować na temat artystycznych
posunięć różnych zespołów, internetowych trolli i idei wydawania EP-ek. Tylko
po co? Kto ciekawski, ten w czeluściach Youtube’a znajdzie zawartość tego mini
albumu. Całej reszcie polecam zapoznać się raczej z regularnymi albumami Furii.
Tam dopiero można znaleźć coś naprawdę wyjątkowego. [zeno]
Furia w internecie: http://www.let-the-world-burn.org
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz