4 maja 2013

Furia: W melancholii EP (Pagan Records, 2013)


Zespoły kultowe mają to do siebie, że ich publiczność potrafi być jednocześnie wierna i nadmiernie krytyczna. Wiernopoddańcze przywiązanie do ukochanej grupy może się wydawać śmieszne, przekłada się to jednak na realne finansowe i emocjonalne wsparcie dla samych muzyków. Drugą stroną tego medalu pozostaje wspomniana krytyka, która nie dopuszcza jakiejkolwiek zmiany w brzmieniu, stylu gry czy formie twórczości ulubionego wykonawcy. Na polskiej scenie black metalowej Furia pozostaje bez wątpienia zjawiskiem kultowym. Dochrapanie się takiego tytułu w czasach internetowego hejtu naprawdę o czymś świadczy. Zespół ten, będący kołem napędowym śląskiej grupy artystycznej Let The World Burn, wydał do tej pory trzy - przyjęte na kolanach - albumy. Aż nagle postanowił dokonać intrygującego zwrotu, nagrywając EP-kę W melancholii i tak oto wybuchła bomba.

Do tej pory black metal w wykonaniu Furii był klimatyczną kanonadą szesnastkowych riffów, inteligentnie pomieszaną z delikatnymi partiami gitary prowadzącej. Mały majstersztyk, w którym nie brakowało ani agresji, ani też subtelności. Dorzućmy do tego frapujące, polskojęzyczne teksty Nihila i mamy obraz bardzo ciekawej, na swój sposób wyjątkowej grupy. W melancholii zupełnie nijak ma się do tego opisu. To psychodeliczna, gitarowo-perkusyjna podróż w duchu kraut rocka, mająca w sobie coś z muzyki ilustracyjnej. Panowie z Furii nie oszczędzili swoim fanom także brzmień fletu i akordeonu. Przesteru jest tu jak na lekarstwo, wokalu ani grama. Nic więc dziwnego, że słuchaczom poopadały szczęki, a internet spłynął potokami frustracji.

Po wielokrotnym przesłuchaniu tych 17 minut zawartych w dwóch utworach, zastanawiam się: po co to wszystko? Żaden nie ma w sobie nic szczególnego. Ani nie są specjalnie nowatorskie, ani złe, ani jakiekolwiek inne. Po prostu melancholijne. Być może zespół popełnił błąd wydając tę EP-kę pod szyldem Furii, a nie projektu FDS, eksplorującego tego typu brzmienia, ale od tego właśnie jest mały format, aby bawić się w eksperymenty. Grupa Let The World Burn znana jest zresztą z dziwacznych posunięć i, jak sądzę, sami muzycy mają fanowskie opinie tam gdzie plecy tracą swoją piękną nazwę. Jednakże wątpię, aby czwarty album Ślązaków miał się nagle okazać poezją śpiewaną.

Moglibyśmy tak jeszcze długo dyskutować na temat artystycznych posunięć różnych zespołów, internetowych trolli i idei wydawania EP-ek. Tylko po co? Kto ciekawski, ten w czeluściach Youtube’a znajdzie zawartość tego mini albumu. Całej reszcie polecam zapoznać się raczej z regularnymi albumami Furii. Tam dopiero można znaleźć coś naprawdę wyjątkowego. [zeno]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni