22 czerwca 2015

Seasalt: Seasalt EP (wyd. własne, 2015)


Garść morskiej soli na nasze rany.

Jest ich dwóch, działają w Warszawie, debiutanci pod tą nazwą – choć nie za młodzi. Określają swoją muzykę jako mid-fi, czyli gdzieś pomiędzy prymitywnym home recordingiem a profesjonalnym studiem. Jak piszą o sobie: „zespołowo gramy głównie pioseneczki - ot, proste i niezobowiązujące. Wiem, że to mało oryginalne, ale chyba kochamy Pixies, którzy tę formę dopracowali do perfekcji. Podobnie jak Mclusky, stare GBV, formowanie pojedyńczych dźwięków jak na starym Wire.... żadne The White Stripes, jak duet to Royal Trux lub Ween. Trochę zgrzytu, trochę melodii, trochę szaleństwa i trochę odpoczynku na rozgrzanym piasku”.

EP-ka Seasalt to nie jest żadne odkrycie roku, ale na pewno odkrycie przyjemne dla tych, którzy lubią brudnawe gitarowe brzmienia z odrobiną melodii. Takie jak w chwytliwym Sugar Strike, rokendrolowym Sixteen, czy zagranym z towarzyszeniem automatu perkusyjnego Dying, w którym ujawniają wręcz popowe skłonności, a partie gitary mogły wyjść równie dobrze spod palców Joeya Santiago, jak Grahama Coxona. W przypadku Like Lizard moje skojarzenia zwracają się w stronę Jona Spencera – słychać tu podobne bezkompromisowe, ale też pełne humoru i dobrej zabawy podejście do bluesa.

I tyle. Jak wspomniałem – żadne to odkrycie roku, ale na tyle ciekawe, że warto czekać na kolejne nagrania. A te mają się ponoć pojawić jeszcze w tym roku. To czekam. [m]



Strona zespołu: https://www.facebook.com/seasaltpl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni