22 czerwca 2017

Nagrobki: Granit (BDTA, 2017)


Tematy ostateczne w barokowo-punkowej formule, w żartobliwych, „żywych” aranżacjach.

Nie przepadam za typowym polskim punkiem, czyli „dwa akordy, darcie mordy”. Nie przeszkadzają mi te dwa akordy, a bardziej darcie mordy, które zwykle jest najsłabszym punktem tegoż punku. Ten wstęp jest po to, żeby skonstatować, że choć Nagrobki to jak najbardziej polski punk (sam zespół odżegnuje się od określenia punk w ogóle, serwując własne: nekropolo), to darcie mordy mi nie przeszkadza.

A zasługa w tym panów Adama Witkowskiego i Macieja Salamona, którzy stanowią stały trzon Nagrobków. Na płycie skład uzupełniają uznani muzycy, jak Olo Walicki, Mikołaj Trzaska, Tomasz Ziętek, Bunio Skrok. Tacy goście mieli oczywiście gigantyczny wpływ na brzmienie i barwę Granitu, ale trzeba powiedzieć, że nie zostali puszczeni samopas; zagrali dokładnie to, czego od nich chcieli Witkowski i Salamon. W związku z tym, trzecia płyta Nagrobków mieni się fantastycznymi kolorami, balansując stylami i stylizacjami jak nie przymierzając P.O.L.O.V.I.R.U.S. (choć bez takiego parodystycznego sznytu), ale kompozycje wciąż brzmią spójnie i nie ma na nich wybryków improwizatorskich, do których goście z pewnością byliby zdolni.

Od strony realizatorskiej Granit jest znacznym krokiem naprzód w stosunku do poprzedniego albumu Stan prac. Brzmienie dopracowano, dodano głębi i smaczków w tle. Moc i swawola dęciaków, a także stopniowe odchodzenie od rockowej, gitarowej formuły, pokazują jak elastyczny i pozagatunkowy staje się duet.

Początek jest fenomenalny. Co z nami będzie rozwala system zderzeniem punkowego, depresyjnego zaśpiewu z szalejącymi instrumentami dętymi, które raz wybuchają ekstatycznym, swawolnym forte, by za chwilę zagrać skoncentrowaną, zdyscyplinowaną końcówkę. Matka jedyna z kolei za sprawą melancholijnego klarnetu basowego i wibrafonu wprowadza ciemniejszy, melancholijny nastrój – jednocześnie udowadniając, że można zagrać mocno i wyraziście praktycznie pozbywając się gitar (które schowano gdzieś w głębokie tło). Kolejny krok w urnie to mój zdecydowany numer jeden Granitu: piosenka wprost genialnie przebojowa, w której specyficznie, „punkowo” psuty tekst (wstawiane słowa niepasujące pod względem rytmicznym do reszty) kontrastuje z gładko napisanym, chwytliwym refrenem. Jeśli ta piosenka nie wywinduje Nagrobków na listach przebojów, to ja już nie wiem, co mogłoby to zrobić.

No i jeszcze To był tylko cień. Ojej, tu się dopiero dzieje. Frapująca gitara akustyczna, mocno zaznaczony bas i charcząca gitara przechodzące płynnie w syntezatorowy, fenomenalnie pomyślany trip. Do tego dołożono niepokojące akordy postpunkowej gitary i radosne „handclpasy” – a nawet nie doszliśmy do tekstu!

Nie to, żeby reszta albumu była gorsza, ale ta pierwsza część zwyczajnie powala. Dodam więc tylko, że Testament mój ciekawie nawiązuje do London Calling (a może to tylko przypadek?) i zawiera coś na kształt mini improwizacji, a właściwie dekonstrukcji kompozycji. Że Nie chcę myśleć o śmierci urzeka motywem flamenco (really?) i uderzeniem dęciaków. Że Nie będzie już nic to najbardziej radiowa i popowa piosenka Nagrobków, która powinna latać non stop we wszystkich „radiach” Polski.

Powinienem napisać jeszcze coś mądrego o tekstach, o nawiązaniach do klasyki, o oswajaniu śmierci przez żart – ale znacznie lepiej zrobił to Piotr Szwed w swojej recenzji Granitu dla Screenagers.

Tak, Granit to naprawdę dobra płyta, nawet jeśli nie przepadacie za punkową manierą wokalną. Nagrobki wykształciły swój niepowtarzalny styl i na trwałe zapisują się na mapie polskiej sceny muzycznej. [m]



Strona zespołu: https://www.facebook.com/zespolnagrobki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni