16 lutego 2010

CNC: No Mood (DRAW, 2009)


Naczelny bufon polskiego indie-światka i introwertyczna szara eminencja kilku ciekawych projektów. Ze spotkania tych dwóch osobowości musiało wyjść coś niebanalnego. I wyszło, ale dopiero po użyciu nożyczek.


Ci dwaj panowie to Borys Dejnarowicz i Piotr Maciejewski. Pierwszy to typowy megaloman, przekonany o nieomylności swoich działań fetyszysta słowa i formy, drugi – skryty, zamknięty w sobie (przynajmniej tak wynika z jego artystycznego wizerunku) twórca-rzemieślnik, taki co to (wybaczcie!) potrafi z gówna bicz ukręcić. No Mood to pierwszy efekt ich współpracy. Materiał niesamowicie perspektywiczny, ale niestety mocno niedopracowany. Całości przyświeca przez nikogo niedoceniana (może warto wyciągnąć wnioski?) obsesyjna idea Dejnarowicza polegająca na powtarzaniu w nieskończoność tych samych motywów – mądrzy lub chcący za takich uchodzić nazywają to repetycją. Koncept ten mógł przejść w ramach solowego albumu Borysa Divertimento, a kto go nie akceptował po prostu rezygnował ze słuchania. W przypadku No Mood potrafi zepsuć odbiór naprawdę fajnych kompozycji. Najbardziej dokucza w Magenta Ants, która jest przesympatyczną piosenką opartą na dosłownie dwóch motywach. I wystarczyłoby, gdyby te dwa motywy nie powtarzały się przez ponad siedem minut - właściwie po co? Czy są aż tak genialne? Nie. Nadają się na krótką popową piosenkę, która doskonale by się obroniła bez pretensji do bycia wielką sztuką. Podobnie jest z tytułowym No Mood – ciekawie połączono w nim elektronikę z naturalnym brzmieniem gitar, ale te siedem minut „repetycji” zwyczajnie do niczego nie prowadzi. Kolejne pytanie o sens dotyczy bucząco-szumiących łączników o wspólnym tytule Plot Device. Cóż to jest? Medytacja? Próba stworzenia concept-albumu bez wyraźnej myśli przewodniej? Podejrzewam, że Dejnarowicz ma na ten temat jakąś teorię, ale nie wiem czy chcę ją poznać.

Zaskakuje Vegas. To świetna piosenka! Oniryczny klimat a la stare 4AD z Anią Stanisławską na wokalu, śliczne to i miękkie. Aż by się chciało więcej takich klimatów. Zamiast tego na zakończenie Piotr Maciejewski serwuje ciężki, psychotropowy odprysk po swoim solowym projekcie Drivealone - Xenility. Symfonia gitarowych sprzężeń i shellakowych riffów z robocim wokalem. Niby nieprzyjazne, ale jak wciąga!

W świecie filmu najwięcej mówi się o reżyserach, aktorach, operatorach, czasem scenarzystach czy scenografach. Jednak jedną z najważniejszych postaci jest ukryty w cieniu montażysta. To on decyduje o sensie samodzielnie nic nie znaczących scen, to on decyduje o długości filmu, o usunięciu dłużyzn i scen niepotrzebnych. Przy realizacji No Mood zabrakło takiego faceta, który po trzeciej minucie Magenta Ants powiedziałby: cięcie! [m]

Vegas:



Strona zespołu: http://www.myspace.com/cncpl

14 komentarzy:

  1. Brawo. Dokonałeś czegoś bardzo trudnego. Napisałeś jedną z najgorszych recenzji jakie ostatnio miałem okazję czytać,i to płyty która też mi się nie podoba.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie akurat ta recenzja całkiem się podoba. Autor zgłasza słuszne pretensje do budowy poszczególnych kawałków. Rozsądne są uwagi na temat owych repetycji. Według mnie trafił w samo sedno.

    OdpowiedzUsuń
  3. najlepsza recka tego albumu jaka czytalem!

    OdpowiedzUsuń
  4. Korespondent wojenny17 lutego 2010 14:56

    Wiadomo, że Dejnaro skończył się na Lake&Flames, jego poważka to porażka, a Maciejewski może i potrafi ukręcić jakiś bicz nawet z guana, ale - kontynuując tę metaforykę - tym razem do rzeźbienia jako materiał wyjściowy miał do dyspozycji jedynie rzadką kupę swojego kolegi, no.

    Recka bardzo trafna więc.

    OdpowiedzUsuń
  5. no ja Dejnarowiczowi współczuje. Byłoby super jakby ktoś w końcu napisał recenzje bez uwzględniania jego writerskich poczynań. Bo chociaż niektórzy pozornie starają się nie łączyć obydwu kwestii, to i tak ma się wrażenie, że to jakaś zemsta urażonego nastolatka.

    OdpowiedzUsuń
  6. też wolałbym, żeby Borys nie łączył publicystyki z twórczością, ale to chyba niemożliwe. albo się jest dziennikarzem/krytykiem, albo artystą - w przeciwnym razie traci się wiarygodność

    OdpowiedzUsuń
  7. nie wiem co jest niewiarygodnego w łączeniu pisania o muzyce i jej tworzenia. Uważam, że to trochę głupie. Jakby człowiek tworzący (mniej lub bardziej udaną muzykę) miał mniejsze prawo do wyrażania swojej opinii na temat twórczości innych, niż osoba, która nie umiała by nagrać nawet sorry "rzadkiej kupy". Pisać o muzyce może każdy, kto twierdzi, że ma coś do powiedzenia na jej temat, tak jak tworzyć muzykę może każdy kto twierdzi, że robi cokolwiek wartościowego.

    Wiadomo, że nie każdy musi masturbować się nad porcysowskimi wypocinami Dejnarowicza, ale czasem rzeczywiście odnoszę wrażenie, że Dejnarowicz musiał zabić połowie niezależnego światka matkę i ojca, skoro wszyscy go tak nie znoszą.

    OdpowiedzUsuń
  8. konkretniej to miałem na myśli wypociny Dejnarowicza na temat WŁASNEJ twórczości i jego przekonanie, że ci którzy ją krytykują są na tyle głupi, że trzeba im łopatologicznie wyłożyć o co w niej chodzi. a także o obrażanie się na innych recenzentów, którzy śmieli podnieść na niego rękę, oraz używanie do tego celu publicznego radia, co już jest nie tyle niesmaczne, co raczej żenujące.

    ale zostawmy to, przedmiotem recenzji jest płyta, a nie osoba Borysa

    OdpowiedzUsuń
  9. jeden, jedyny diss BD na osobę publiczną (który jest mi znany), do którą wykorzystał polskie radio jest polemika z Rafałem Księżkiem. I odbyło się to nie na antenie, a w jego felietonie - a wyznacznikiem felietonistyki jest często ironizowanie czy, czasami, bycie złośliwym. Choć akurat ten atak na BD mi się nie podobał, to nie uważam, by Borys robił to nagminnie lub w jego zachowywaniu było coś niestosownego.

    OdpowiedzUsuń
  10. cóż, na swojej stronie w dziale news Borys dość jednoznacznie pokazuje swój stosunek do recenzentów: ci którzy piszą o nim dobrze, są mądrzy i mają dobry gust, ci krytykujący są niestety tępi i nie mają pojęcia o muzyce.

    "Dlatego moglbym skompromitowac doslownie kazde zdanie z tego artykulu, ale zamiast tego poczekam az ten skadinad dobrze wyedukowany autor wreszcie posiadzie gust muzyczny (i przez muzyke rozumiem tu "melodie", a nie akademickie prekoncepcje)"

    "Przynajmniej jednak autor jest kompetentny w kwestiach historii muzyki (co nie zdarza sie zbyt czesto w polskim dziennikarstwie muzycznym, zgodzimy sie chyba)"

    jeśli to nie jest pycha, to co? i zadziwiające, że amerykański recenzent jest świetnym fachowcem, bo nazwał go "cudownym dzieckiem", a polski amatorem, gdyż nie pochwalił...

    naprawdę, zamiast bawić się w polemiki, facet mógłby zabrać się do roboty. więcej pokory i otwartości na (konstruktywną) krytykę by mu nie zaszkodziło.

    a felieton jest na stronie internetowej trójki, nie twierdziłem, że pojawił się na antenie. strona też należy do radia publicznego.

    OdpowiedzUsuń
  11. Problem w tym, Panie WAFP, że dzięki takim jak ty Dejna ma wszelkie podstawy żeby pławić się w samozachwycie-> tacy bezpłciowi writerzy są tylko wodą na jego młyn i gdybym był jednocześnie dziennikarzem i muzykiem, to nie krępowałbym się nazywać większości recenzentów tępakami. Kultura blogów niestety stworzyła jakieś wyimaginowane prawo do własnych opinii, z którym co raz więksi frajerzy obcują w sposób tak zidiociały, że nie da się tego czytać. Wybacz, ale gust to rzecz, która się rozwija i cokolwiek byś nie zrobił, możesz się nawet zesrać, to do Borysa w kwestii zarówno writerskiej jak i songwriterskiej masz zbyt daleko i moim zdaniem, niestety, wylewasz swoje frustracje na blogu, który ma oglądalność pewnie z 50 dziennie (przy porcysowych liczbach to jest to także odzwierciedlenie jakości).

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj Borysie, nie musisz się kryć za niezwykle popularnym nickiem Anonimowy, zostałeś rozpoznany.

    Ojej, 50 osób dziennie? No to zmiataj, bo nabijasz nam statystyki!

    OdpowiedzUsuń
  13. aneks: ataki Borysa na substanceonly.net (czyli jego prywatnej stronie jakby nie było) również czasami mnie wkurzają, ale to nie zmienia faktu, że BD cenię za 'recwriting' i jednak jakieś pionierstwo w pisaniu o szeroko rozumianej muzyce niezależnej w polskim necie. oraz za the car is on fire kiedyś, solowo już mniej.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie Dejnarowicz, ale Dejna. Może Deyna? Co za pretensjonalny bufon.

    writerskiej? bezmyślne kopiowanie cudzych opinni uważasz za szczyt intelektualizmu?
    songwriterskiej? dorabianie przenudnej filozofii do srednich piosenek to szczyt megalomańskiej obsesji.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni