12 lutego 2010

NeLL: White Noise Zone (Polskie Radio, 2010)


To zespół z całkiem sporym dorobkiem: dema, EP-ki, megatotalowe single, swego czasu ulubieńcy muzycznych prezenterów Programu III Polskiego Radia. Wyczekiwałem debiutanckiej płyty. Podobało mi się podejście chłopaków do indie-rocka. Bezczelna melodyjność, niezły wokalista i mimowolne celowanie w radiowe playlisty. Nie oczekiwałem pod debiucie wydarzenia na miarę Miłości w czasach popkultury, ale upatrywałem w NeLL zespołu, który tak jak Myslovitz potrafiłby sprzedać gitarowe granie typowemu słuchaczowi Zetki.


Słucham debiutanckiego krążka i trochę grymaszę. Przede wszystkim dlatego, że kibicuję grupie od dawna i czuję niedosyt znajdując na White Noise Zone tylko cztery premierowe kompozycje. Pozostałe siedem to zbiór piosenek pochodzących z różnych etapów działalności zespołu. Zdaję sobie sprawę, że dla większości słuchaczy to będzie pierwszy kontakt z twórczością zespołu, jednak mam pełne prawo ponarzekać. Dobrze chociaż, że chłopaki wybrali swoje najlepsze numery (oprócz Zgaśnij księżycu – tego nie polubię chyba nigdy). I mając porównanie między starymi a nowymi wersjami dochodzę do wniosku, że debiutanckie dzieło NeLL jest trochę przeprodukowane.

Dobre studio daje nowe możliwości. Można poszaleć, zrealizować bardziej ambitne pomysły, nałożyć na siebie różne ścieżki i powariować z fajnymi efektami. Producent płyty poszedł w dobrą stronę. Uwypuklił wszystkie mocne strony zespołu. Na pierwszym planie jest oczywiście wokalista Bartek Księżyk. Słusznie, gdyż człowieka sympatycznie się słucha. Mocny, dźwięczny głos i nienaganna dykcja. Tym razem nie ma krzyku. Księżyk doskonale wyciąga rozmaite góry i doły nie gubiąc tonacji i nie trafiając w fałszywą nutę. Wiedząc o swoich ponadprzeciętnych warunkach głosowych można jednak popaść w manieryzm. Niestety, Bartkowi zdarzają się wpadki. Najlepszym przykładem jest Lady C, gdzie śpiew jest irytująco egzaltowany. Stara wersja jest tego pozbawiona - znaczy, że można. Na szczęście takich momentów jest niewiele. Pozostałe kompozycje z Wright na czele to popis śpiewu pełnego zaangażowania i lekkości.

Ale wróćmy do produkcji. Zaangażowano rozmaite środki. Jest tanecznie, chłopaki grają pełni energii, brzmienie dopieszczono zgodnie z najnowszymi trendami, doczepiono elektroniczne wstawki. I bryndza. W trakcie produkcji uleciała cała dotychczasowa surowość, gdzieś przytępił się młodzieńczy pazur. Nie, bynajmniej nie poddano nagrań „upopowieniu”. Zwyczajnie przedobrzono. O ile Just Believe pozostawiono bez większych zmian, to już Lemon Cold Ice Milk chce startować do miana „patrzcie, jakim jesteśmy już dojrzałym zespołem”. Wczesna wersja niosła ze sobą więcej pozytywnego szaleństwa mimo wykonawczego bałaganiarstwa. Elektronika w Impossibly True (znanym też jako X) nie wnosi niczego do kompozycji, a nawet zamazuje kapitalny, nośny klawiszowy motyw. Ze starcia stare-nowe wybija się jedynie Szkło, gdzie wszystko gra jak należy. Sekcja rytmiczna cały czas pracuje, piosenka posiada przyjemny flow, w głośnikach ciekawe gitarowe zagrywki, a gdy perkusista wybija prosty (prostacki wręcz) czad nareszcie czuć stary dobry NeLL!

Dlatego najfajniej mi się słucha premierowych kawałków. Singlowa Katastrofa w nadfiolecie przyjemnie buja zwichrowanym riffem w refrenie i jeszcze lepszym w mostku. Jak miło słyszeć takie przeboje w radiu. Bez ciśnienia, bez obciachu i popowej głupoty. Tytułowe White Noise Zone rozłożyło mnie na łopatki. To tylko gitara akustyczna i złowieszcze klawisze. Wystarczyło do stworzenia cudnej, smutnej i przejmującej ballady. Everything is static/ And white noise/ I wish you said something/ I didn’t know.



I na koniec Technikolor Illusions. W tym utworze nareszcie słychać możliwości, jakie daje dobro studio. Jest w nim przestrzeń, jest podskórna złość, nerwowość, którą zespół operuje, a która nie znajduje ujścia. Lekki shoegaze w połączeniu z wzniosłym wokalem Bartka Księżyka daje kapitalny efekt. Chłopak od początku trzyma za gardło słuchacza prowadząc go do końca z gracją rasowego wodzireja.

Kurcze, fajnie mają ci, którzy pierwszy raz usłyszą dokonania zespołu i nie boją się paskudnie przebojowych melodii okraszonych gitarowym pop-rockiem. White Noise Zone ma sporo wad ale... who cares? Do radia! Do radia z tymi zaraźliwymi refrenami! [avatar]



Strona zespołu: http://www.nell.art.pl/

1 komentarz:

  1. slightly dandy1 marca 2010 02:38

    haha, fajna recenzja, wiem na co zwrócić uwagę:) jestem tą szczęściarą, co to się pierwszy raz styka z nimi. wróciłam z ich grania do "siegfrida" i muszę powiedzieć, że mnie zachęcili do posłuchania więcej:) też mieli parę wpadek, ale dobrego wrażenia to nie zatarło. rzeczywiście Księżyk(fajne nazwisko:) ) nieźle daje głos. dziś np. pięknie, pięknie wyciągnął i zakończył swoje "jetzt"(do filmu) w ostatnim momencie chyba zapobiegając wpadce;)niestety nie wiele więcej można było od niego usłyszeć dziś akurat. ale posłucham płyty, i pójdę na następny koncert, to go sprawdzę na żywo:)

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni