9 grudnia 2011

How How: Flickers (Antena Krzyku/ Open Sources, 2011)


Muzyka psychoaktywna. Tak o debiutanckiej EP-ce Warszawiaków napisała Małgorzata Halber. Ktoś pokusi się o lepsze określenie tego, co dzieje się na Flickers? Ja nawet nie próbuję.

Co za ludzie z tych How How! Bumpy EP miało być zapowiedzią właściwego długograja, więc spodziewałem się, że któraś z kompozycji w zmienionej postaci pojawi się na oficjalnym debiucie. Ale muzycy byli już parę kroków dalej. Flickers przynosi dwanaście nowych utworów, w tym kilka, które potrafią zaburzyć pracę neuroprzekaźników.

Poszczególne odsłony albumu konstrukcją przypominają leśne pajęczyny, na których uwięzione wśród nici krople rosy wywołują refleksy promieni świetlnych. Wystarczy mocniejszy ruch, by zburzyć misterne struktury. O ile EP brzmiało dość elektronicznie, to w tym przypadku wyraźnie słychać „analogowe” zespołowe granie. Elektronika jest tylko jedną z części składowych warszawskich gobelinów i to wcale nie najważniejszą, co uderza już na otwarciu, pod warunkiem że mocno podkręcimy gałkę głośności. Wówczas dźwięki wylecą niczym motyle. Będzie ich mnóstwo – organy Hammoda, pianino, miękkie perkusjonalia, tęsknie plumkająca gitara oraz zgrabne komputerowe efekty. I głos Mirona Grzegorkiewicza - oniryczny, śpiewający w nieistniejącym języku, spełniający przede wszystkim rolę kolejnego instrumentu. Ale How How z tej plątaniny potrafi uwić rzeczy niezwykłe. Najjaśniejszy punkt wydawnictwa - K wraz ze swoistą repryzą K2. Nie ma szans, by te utwory powstawały tylko kilka miesięcy. Nie przy tej ilości wzajemnie przenikających się płaszczyzn ubranych w zamszowe quasimelodie. Wyobraźnia muzyków wydaje się niemierzalna. Weźmy Tetrolux. To utwór oparty na obłąkanej partii gitary, rozszalałych perkusyjnych patykach i popsutych odpustowych zabaweczkach. Tytułowa kompozycja może się kojarzyć z Sigus Ros (lub z późniejszym Aereogramme). Grzegorkiewicz w tym kawałku jest... nagi. Obdarta ze wszystkiego jest też źle nastrojona gitara.

How How mają też drugie oblicze, bliskie tytułowi albumu. Bardziej eksperymentalne; dryfujące w kierunku fieldrecordingu i ambientu. I znów ciężko odmówić zespołowi klasy, gdyż i w muzyce ciszy radzi sobie przyzwoicie, próbując na nowo zdefiniować granice gatunku. Utwór nr 8 - GM atakuje awangardowym perkusyjnym chaosem, który dość szybko przechodzi w klimatyczną mruczankę. Choć w ciągu niespełna sześciu minut trwania zdarza się niejedno, jak rozsypanie kompozycji w modern-jazzowy eklektyzm. Kuterek zadziwia tym, że jest (tylko) zwykłym post-rockowym wyciszaczem. Ninja's Calm opanowały... żaby, a Druty - elektroniczne sowy. Wszystko wydaje się w porządku, ale ta część nie ma już w sobie tyle świeżości. W identyczne pola zaglądaliśmy słuchając płyt Tomasz Mirta - tych wydanych pod szyldem Brasil and the Gallowbrothers Band, jak i Mirt. Po prostu trochę szkoda, że impet początkowych utworów wygasł tak szybko.

Płyta na półce sklepowej powinna być oklejona nalepkami w rodzaju „znak jakości Q”, „Teraz Polska”, „Minister Kultury poleca”. Gdyż Flickers jest dziełem, z którego (mimo drobnych niedoskonałości) możemy być dumni, również poza granicami naszego kraju. [avatar]




Strona zespołu: http://www.myspace.com/howhowareyou

Przeczytaj też: Bumpy EP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni