16 grudnia 2011
Obserwator: 100% Rabbit
Co oni noszą pod tymi flanelowymi koszulami?
Pierwszy kontakt z gnieźnieńskim kwartetem miałem za sprawą wydanej własnym sumptem EP-ki Hopeless Grapefruits. Cztery zawarte na niej piosenki ukazywały zespół jako pogrobowców college rocka, ekipę w naszym kraju skazaną od początku na porażkę. Bo kto u nas słucha koledżowego rocka rodem z lat 90? Poza mną i kolesiami z Turnip Farm?
One Day I Will Leave (And Never Come Back). Niepozorna kompozycja będąca wzorcowym przykładem stylu, który kiedyś święcił triumfy na amerykańskich uczelniach. Odrobina melodyjnego hałasu, budujący refren bas i matowy głos wokalistki Maugoli Gulczyńskiej. Kawałek, który nucisz sobie w drodze na tramwaj, ale raczej nikomu nie polecisz słowami „Słuchaj, jaki genialny zespół odkryłem!”. Tak samo rzecz ma się z pozostałymi piosenkami tworzącymi wspomnianą EP-kę. Phonecall znowu bazuje na wyrazistym basie, a Maugola śpiewa jakby nigdy nie przeminęły czasy świetności MTV i „babskiego rocka” (pamiętacie Echobelly czy Curve?). W Workaholic Song pojawia się sympatyczna partia pianina, a On The Inside rozkręca mocno bitymi zwrotkami. Proste i konkretne, ale bez szans na podbój świata.
A teraz wchodzimy na stronę zespołu na Facebooku, puszczamy pierwszy z (dość pokaźnej) listy utwór – Water To Milk – i zaliczamy niezłe „zdziwko”. Słyszymy bowiem zespół eklektyczny, eksperymentujący z elektroniką, popem i surowym lo-fi. Głos wokalistki przybrudzony, gitara sprzęga, ale wszystko brzmi zabójczo chwytliwie. God’s Eyes to jeszcze bardziej szorstkie granie rzucone na syntetyczny bit. W tak surowo podanym, domowo nagranym wokalu można się na poważnie zabujać. Kolejne zaskoczenie czeka tuż tuż i nosi tytuł Flaying Rats. Króciutka impresja z jazzowym pianinem, tłustym basem i drum’n’bassową perkusją. Świetne! How Come otwarcie flirtuje z soulem i jazzem (kontrabas!). Urokliwe, skromne ballady Supper i Becoming Extremely Sad dopełniają obrazu zespołu, który tryska świeżymi pomysłami na swoją muzykę, a home recording w jego wydaniu przywraca wiarę w naturalność i bezpretensjonalność muzyki tworzonej z prawdziwej pasji niezależnie od warunków technicznych.
I pomyśleć, że chciałem ich skazać na niebyt za niedzisiejsze granie. Hellow Dog mają nowych kolegów! [m]
Strona zespołu: Facebook
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
...a wszyscy, którzy podnieśli kradzione, to kurwy. Tak jest, również ci wierni, kochani fani chodzący na każdy koncert, każde juwenalia, w ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz