16 września 2010

[CZ] Sunshine: Velvet Suicide (Day After Records, 2000)


Jedna z najlepszych płyt wydanych w Europie kontynentalnej w ostatniej dekadzie.

W roku 1999 emocjonowałem się gitarową sceną wyrosłą z hard core i punku. Zdzierałem kasety Starych Singers i Homosapiens, po raz setny przegrywałem komuś Sea Sea Ewy Braun i czekałem na drugą płytę Something Like Elvis. W tym czasie za naszą południową granicą trwał artystyczny ferment. Zespół Sunshine z Taboru swoją trzecią płytę nagrywał i miksował w USA. Mocno hałasujące trio zdecydowało się na duży eksperyment, wprowadzając do swojego noisowego brzmienia całą masę melodii, przestrzeni i dubowych pogłosów. Powstało dzieło nie tylko niebanalne jak przystało na przełom tysiącleci, ale też ponadczasowe.

Dziś można śmiało określić sposób ekspresji Sunshine jako emo. Androgeniczna poza i histeryczna ekspresja wokalna Kaya, teksty pełne anorektycznych modelek tnących sobie żyły, poczucia zagubienia w telewizyjnym świecie, podkręconych narkotykami emocji rozedrganych niczym szyny przed nadjeżdżającym pociągiem. Ale to nie to dołerskie emo, o którym wszyscy myślimy. Jest tu od cholery energii, hałasu zgrzytliwych gitar i zabójczych refrenów. Charakterystyczne dudniące brzmienie zmusza i dziś do odkręcenia basów w zestawie stereo. Drażniące, agresywne partie gitary i wysoki, afektowany głos Kaya nie dają ani chwili wytchnienia. Są tu zarówno typowo punkowo-core’owe jazdy bez trzymanki, jak Porn Orchid, Moon Love Gravity, Glamour Jenny’s Song czy L.I.P. (New Model), przy których trudno utrzymać ciało na wodzy, ale też utwory, w których postawiono na pełen desperacji klimat – wypełniony klawiszowymi brzmieniami The Stardust Angel, złowieszczy Hero ’78 czy kąsający bez litości genialnym tematem gitary utwór tytułowy. Tu i ówdzie pojawiają się niespotykane raczej w takiej muzyce smaczki, jak dubowy bas i klaskany rytm w Dope Driver Called „Virgin Boom”, staroświeckie klawisze i bluesowy riff w The Picture Of Anorexic Beauty, wreszcie efekt dzwonów w pompatycznym Filmie. Osobny pean trzeba by napisać na temat Adventures With Stereo – miażdżący bas, skrecze, pogłosy i eksplodujące hałasem refreny. Potęga i poezja.

To połączenie surowości punkowego tria z wyrafinowaną analogową produkcją dało zadziwiający, wciąż świeży i kopiący w dupę efekt. Velvet Suicide powinno być pozycją obowiązkową w muzycznej edukacji każdego fana gitarowej alternatywy. I pomyśleć, że zespół wydał potem jeszcze tylko jedną przyzwoitą płytę, po czym staczał się coraz bardziej i bardziej, by na ostatnim wydawnictwie sięgnąć dna okupowanego przez tandetne brytyjskie discorockowe kapele jednego sezonu. No cóż, są bandy, które przez całą karierę potrafią utrzymać równy, dobry poziom, są i takie, które po wydaniu genialnego opus magnum dla dobra legendy powinny się rozpaść... [m]

L.I.P. (New Model):



Strona zespołu: http://www.myspace.com/sunshinetrash 

4 komentarze:

  1. święte słowa jakbyś miał namiar debiutancką płytę byłbym wdzięczny

    pamiętam jak dziś emanującą siłę czerwieni okładki z półki płytowej

    OdpowiedzUsuń
  2. ja mam debiut. oczywiscie nie na sprzedaz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ciężko znaleźć ten materiał do ściagniecia gdziekolwiek, mam tu wersje 128kb http://rapidshare.com/#!download|343|27828768|Sunshine_-_Velvet_Suicide.rar|39430

    OdpowiedzUsuń
  4. tu mamy wszystko ;)
    http://igalerie.cz/cs/music/pop-music/1048-sunshine-diskografie-discography

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni