14 września 2010

[CZ] Květy: Myjau (Ansambl, 2009)


Język czeski jest u nas postrzegany przez pryzmat stereotypów i jako taki uważany za śmieszny, w najlepszym razie rozczulający. Kojarzy nam się z Krecikiem, Arabelą, obyczajówkami Zelenki. Raczej trudno nam, Polakom, wyobrazić sobie, że jest to język, w którym można śpiewać piękne piosenki. Warto jednak otworzyć się na coś nowego. Gwarantuję, że już jedno przesłuchanie płyty Květów pomoże wam zapomnieć o tych głupich uprzedzeniach.

Květy to zespół z dziesięcioletnim stażem na czeskiej scenie. Przewodzi mu obdarzony może nie wybitną, ale ciekawą barwą głosu Martin E. Kyšperský, który udowadnia takim niedowiarkom jak ja, że język czeski, obok piwnych przyśpiewek i błazeńskich wygłupów gości z domu starców, ma do zaoferowania znacznie więcej odcieni emocji. Na Myjau Květy mocno akcentują swoje przywiązanie do miejskiego folku, splatając wyrazistą rockową sekcję i nerwowe zagrywki gitary z wyciskającymi łzy partiami skrzypiec. Niektóre utwory można śmiało porównać do tego, co u nas robi Kawałek Kulki. Weźmy takie Tulak z ekstatycznymi zrywami skrzypiec, weźmy zadziorne Měsíční světlo, gdzie smyczki toczą wciągający pojedynek z potężnym rytmem basu, weźmy wreszcie szczeniacko radosne Balón (na školním fotbalovém utkání), którego refren wskoczy wam do głowy tak szybko, że nawet nie zdacie sobie sprawy z tego, że go sobie nucicie tuż po wstaniu z łóżka. Warto przy tej okazji wspomnieć o fenomenalnej pracy perkusisty Aleša Pilgra, który na całej masie bębnów, przeszkadzajek i innych perkusjonaliów buduje niesforny klimat zwariowanej muzyki tej ekipy. Pozostając przy porównaniach do naszego podwórka, Na balkóně zpívá pták z jego bajkowymi melodiami można by spokojnie postawić obok twórczości Czesława Mozila. Z kolei S kokrháním psů to taki typowy „Tom Waits” – zadymiona knajpa, nieco już zmęczony zespół, hałaśliwe dęciaki i wokalista snujący bolesną opowieść z życia wziętą. Kyšperský swoim stylem śpiewania potrafi zaskoczyć – nie spodziewałem się tak lirycznych i miękkich nut, jak w Když L Kerndl zpíval na lodi (i co za finał!) czy w urokliwej balladzie Vánoce bláto smetí.

Nie można nie pochwalić całego zespołu za pomysłowość aranżacyjną. Kompozycje pełne są drobnych detali, słyszalnych tylko za pośrednictwem słuchawek. Imponuje powściągliwość i dyscyplina muzyków choćby w S notebookem na klíně, w którym z trudem, ale jednak powstrzymują wybuch. Wrażenie robią też zabawy rytmem i nastrojem w zamykającym płytę Dokud běžíš.

Co do tekstów, ich znaczenie pozostawiam intuicji słuchacza. Wiadomo, że w języku czeskim wiele słów podobnych do polskich oznacza coś zupełnie innego i można się na tym nieźle przejechać. Domyślam się jednak, że piosenki opowiadają o zwykłych sprawach: miłości, tęsknocie, przyjaźni, włóczeniu się po mieście, słuchaniu ptaka śpiewającego na balkonie. Dla fanów dziwnie wyglądających literek kawałek tekstu: S notebookem na klíně/ uprostřed noci/ pecka obalená broskví spí/ Myslím na tebe/ monitor bliká/ spojení jsme pečlivou šálou mezi domy. Prawda, że fajne? To posłuchajcie jak wypada Martin Kyšperský sam z gitarą. Mnie to bierze!

Vánoce bláto smetí:



I co o tym sądzicie? [m]

Jeszcze coś do pooglądania:





Strona zespołu: http://www.myspace.com/kvety

1 komentarz:

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni