9 września 2010
SoundQ: Cargo Planes EP (wyd. własne, 2010)
O tej trzyutworowej EP-ce jest już dość głośno w blogosferze. Paradoksalnie, wydany dwa lata temu pełnowymiarowy debiut Semaphores, Dogs and Traces przeszedł bez echa (płytę przegapiliśmy i my). Cargo Planes nie stanowi wielkiego skoku jakościowego w stosunku do poprzedniego wydawnictwa, choć widać, że zespół w tym czasie z „dobrze rokującej kapeli” powoli pretenduje do miana poważnego rozgrywającego na polskiej scenie electropopowej.
Mimo metalowej historii wokalisty Kuby Kubicy twórczość SoundQ to wysublimowana, pełna gracji elektronika, żywa sekcja rytmiczna i etnograficzne ślady. W CV zespół może sobie wpisać sporą przebojowość i czarujący głos wokalisty śpiewającego nienaganną angielszczyzną. Dlatego trochę dziwię się, że grupa nie wypłynęła na szersze wody kawałkami typu Wave The Trains Good Bye. Podobne rzeczy robi choćby Loco Star, a zapotrzebowanie na świeży, inteligentny pop jest ogromne.
Rozpoczynające wydawnictwo tytułowe Cargo Planes pokazuje, że załoga ma w garści pokaźną ilość atutów. Na uwagę zwraca krystaliczna produkcja. Doskonale słychać elektroniczne trzmiele skaczące pomiędzy planami, ciepłe dźwięki fortepianu i połamane elementy perkusyjne. Wokal Kubicy zjednuje zwolenników w kilka sekund. I nagle po pierwszej minucie z kawałkiem dzieje się coś dziwnego. To najbardziej kontrowersyjny moment EP-ki. Odpowiedzialna za klawisze Ania Nizio włącza... dicho. Nie disco, ale właśnie dicho. Takie dobiegające zza przyciemnionych szyb samochodów marki BMW i atakujące soczewki w stroboskopowym spazmie piątkowych klubów. Mało tego - na tym pulsującym rytmie utwór ciągnie do końca. Debiut niósł w sobie zapowiedź flirtu z takim brzmieniem, ale nie w aż takim stężeniu! Dlatego mam ambiwalentne odczucia. Z jednej strony przerażenie, jak zespół czujący przynależność (jakby nie było) do alternatywy śmie parać się czymś takim, a z drugiej... w tym szaleństwie jest metoda. Ten beat jest całkiem przyzwoity! Melodia skłania do tupania nóżką i podkręcenia głośników. A końcowy ciąg przynosi refleksję, że właśnie byliśmy świadkiem całkiem udanego mezaliansu zdolnego porwać słuchaczy także poza krajem.
Elephants’ Graveyard również nie odpuszcza pod tym względem. Tym razem taneczno-dyskotekowe klawisze nie kłują w uszy. Są przyzwoicie powykręcane i doskonale komponują się z asynchronicznym bębnieniem Ziemo Rybarkiewicza. A to tylko wstęp do pozostałych smaczków. Mamy tu kapitalne chórki (to Ania Nizio?), ciekawą barwę gitar i zaginiony motyw z Króla Lwa. A Kuba śpiewa jakby robił to od kołyski. Z wyczuciem, doskonale wyważając akcenty. Uwielbiam przejście motywów: rozmarzone chórki-etnoafryka-laptopowa elektronika. Świadczy to, że muzycy mają w głowach wiele pomysłów i coraz więcej możliwości, by je urzeczywistnić. Ostatni w zestawie The Secret pozornie wydaje się najmniej przebojowy i pozostający w cieniu poprzedników. Fakt, nie ma w nim wybijających się melodii, ale skład emituje taki siarczysty electropop, jakiego nie powstydziłby się Oszibarack. Siłą SondQ jest tworzenie wielowarstwowych płaszczyzn, zapełnionych ulotnymi żyjątkami, które kompozycjom dodają głębi kolorytu i sprawiają, że chce się do nich wracać.
EP-ka jest zapowiedzią zaplanowanej na przyszły rok drugiej płyty zespołu. Trochę się boję tego disco. Na Cargo Planes jest fajnym urozmaiceniem, ale w większej dawce może okazać się zbyt ciężkostrawne dla mych wciąż gitarowych wnętrzności. Zresztą, co mi tam - jak znajdę pomiędzy utworami rzeczy tak piękne, jak moje ulubione Spectres, to kupią mnie całkowicie. [avatar]
Strona zespołu: http://www.myspace.com/soundq
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
Gdzieś ty się uchował. Pół alternatywnej sceny dziś z disco flirtuje. Nie mówiąc już o takich kapelach jak chociażby Editors. To żadna nowość.
OdpowiedzUsuńMoże ty posłuchaj trochę muzy z lat 80-tych i wtedy zacznij pisać recenzje. W ogóle może czegokolwiek posłuchaj, bo w tym co się dzieje dziś też orientacje masz słabą
a może ty naucz się czytać ze zrozumieniem, bo jak widać orientacje masz słabą.
OdpowiedzUsuńLoL, to się nazywa cięta riposta. "Zespół flirtujący z alternatywą śmie parać się CZYMŚ TAKIM". Pejoratywny wydźwięk tego zdania świadczy o jednym. Nie masz pojęcia co jest dziś alternatywą. "Baptism" CC coś ci mówi? Na prawdę odróbże lekcje zanim coś spłodzisz.
OdpowiedzUsuńOk, dalej czepiasz się poszczególnych słów, zamiast próbując zrozumieć całościowy wydźwięk. To bardziej łopatologicznie: Przed odsłuchem Cargo Planes znałem dobrze Semaphores i sądziłem (słusznie bądź nie), że zespół dobrze czuję się w electropopie, pełnych smaczków i nieoczywistych brzmień. Dlatego zderzenie się z pierwszym utworem na ep-ce było pewnego rodzaju szokiem i dezorientacją. I - według mnie - zespołowi niezbyt do twarzy z wyraźnie zaakcentowanymi motywami rodem z disco, o wiele lepszą wyobraźnię słychać w finezyjnych momentach, gdzie beat tak mocno nie wali po uszach. Tak, masz rację jestem niezorientowany, niedouczony, ogólnie nie mam o niczym pojęcia i najlepiej jak przestanę pisać. Gdyż posiadanie własnego (bywa, że i nietrafionego) zdania zakrwawa na zbrodnię.
OdpowiedzUsuńKto tu nie umie czytać? Przecież nie mówie, żebyś nie pisał, tylko żeyś przed pisaniem odrobił lekcje. Oczywiście każdy może mieć własne zdanie. Tylko inne zdanie będzie miała pani Kazia, która słucha rmf, a inne dziennikarz muzyczny, który codziennie pochłania spore porcje nowej myzki. Jeśli chcesz być jak pani Kazia, to twój wybór, ale ja nie będę miał dla takich wyborów pobłażania, szczególnie w przypadku osób, która piszą bloga muzycznego. Też mam prawo do własnego zdania na twój temat - nawet jeśli uznasz je za zbrodnię.
OdpowiedzUsuń