20 września 2010
In The Name Of Name: In The Name Of Name (Radio Rodoz, 2010)
Po ciekawej płycie Wojta de la Volta, inteligentnie penetrującej obszary singer/songwritingu, i mniej udanej próbie nagrania nowego P.O.L.O.V.I.R.U.S.-a przez formację Jak Zwał Tak Zwał, ekipa związana ze studiem Radio Rodoz uderza ponownie – tym razem serwując historie amerykańskich spisków politycznych w Trzecim Świecie okraszone muzyką Queens Of The Stone Age.
Teksty są na tyle ważnym elementem tej płyty, że wydrukowano je w dwóch wersjach językowych: angielskiej i w polskim przekładzie. Mowa w nich o aferze Iran-Contras, jest coś o obozach CIA (porównanych nawet do hitlerowskich obozów koncentracyjnych), eksperymentach medycznych na jeńcach, tworzeniu dziwnej sekty ludzi-zombie w Gujanie... Tematy ponure, ale podane w groteskowy, czasem szyderczo zabawny sposób.
Nie bez znaczenia jest wybór konwencji muzycznej. Psychodeliczne transy, pustynne riffy i pokręcone wokalizy zbliżone do tego, co rozpropagował zespół Josha Homme’a. Minialbum (mimo zaledwie sześciu kompozycji płyta trwa ponad 35 minut) otwiera cover hawkwindowego Brainstorm – udana, przebojowa przeróbka. Dokończenie – psychodeliczną część instrumentalną – znajdziemy w zamykającym zestaw Brainstorm – reprise. Charakterystyczne QOTSA-podobne motywy gitar budują klimat Anti-Epidemic Water Unit Supply Unit 731. Pojawia się tu również ponury temat wiolonczeli, są zmiany tempa, wyciszenie, hipnotyczne zaśpiewy – dzieje się dużo, dzieje się dobrze. Sporą dawką przebojowości może się pochwalić Machu Picchu – niby nic nowego, ale bujanie basu po trzeciej minucie i oldskulowe solówki dostarczają sporo frajdy. Jakby tych nawiązań do klasycznego hardrocka było mało, Militia Populares Anti-Sandinista z koślawą hiszpańską recytacją Vreena, rozpoczynają odgłosy burzy i bijącego w oddali dzwonu. Brzmi znajomo?
O tym że twórczości In The Name Of Name nie należy traktować ze śmiertelną powagą, świadczy nietypowe i unikatowe wydanie albumu. Płytę owinięto szary papier, a wewnątrz paczuszki zamieszczono karteczki noszące ślady darcia, na których wydrukowano teksty.
Puenta: a ja ciągle czekam na kolejną płytę Miasta 1000 Gitar! [m]
Machu Picchu:
Strona zespołu: http://www.myspace.com/inthenameofname
Przeczytaj też: Wojt de la Wolt & Vreen: Dioptrie, Jak Zwał Tak Zwał: Da-Da & A-A!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz