27 grudnia 2011

Öszibarack: 40 Surfers Waiting For The Wave (EMI Music, 2011)


Zmiany, zmiany, zmiany... Tak w skrócie można określić trzecią płytę wrocławskiej ekipy.

40 Surferów powstawało w bólach. Towarzyszyły temu zawirowania personalne (odejście perkusisty Zmazika) i impas twórczy. Były chwile, gdy przyszłość zespołu stanęła pod wielkim znakiem zapytania; zawiódł nawet plan ratunkowy w postaci złotej rączki Marcina Borsa. Momentem przełomowym okazało się włączenie w szeregi zespołu nowego pałkera, Jana Młynarskiego i speca od perkusjonaliów Jose Manuela Albana Juareza. To pozwoliło grupie złapać nowy oddech - na tyle ożywczy, że wywołał pozytywny oddźwięk wśród szefów brytyjskiej wytwórni Warp. Sprawa jest podobno rozwojowa...

Różnicę pomiędzy dwoma wcześniejszymi albumami słychać wyraźnie już po kilku minutach. Bębny! Nowe nabytki spisują się wyśmienicie. Są potężne, plemienne, soczyste. Panoszą się w kompozycjach nadając im często krautrockowego (!) wyrazu. W Bull's Eye pierwszy plan należy do nich. W Nooks rozwalają spokojną pierwszą część, a singlowe Restless Legs, gdyby nie te wszystkie perkusjonalia, byłoby o wiele uboższą kompozycją. Również mózg zespołu, Agim Dżeljilji, obładowany elektroniką i wzbogacony o nowe zabawki, wkracza na nowe tereny. Z tej różnicy wynika automatycznie druga. Przeznaczeniem 40 Surfers Waiting For The Wave nie jest taneczny parkiet. To kompletnie nieprzebojowa płyta. Zamiast banglerów - transowość, zamiast modnych dźwięków - zerkanie ku przeszłości. Nad albumem dość często unosi się duch ubiegłowiecznych psychodelizujących syntetyzatorów. Holy Paprika, Rumbacza, Black Hawk - podobne kosmiczne odloty serwowali nam zapomniani progrockowcy czy muzycy pokroju Władysława Komendarka. Dżeljilji znajduje dla nich ciekawe zastosowanie: czy to w dość rockowym Wojtek, The Bear Soldier, rozmarzonym On My Sho czy też karaibsko gorącym Oh, Soldier.

Najgorzej w nowej odsłonie odnajduje się Patrisia. Dziewczyna nurzając się w karmazynowych fluidach pozbawia się kilku ciekawych środków ekspresji, którymi czarowała wcześniej. Odstępstw od zmysłowego eterycznego wokalu jest niewiele. Najfajniejsze są pazurki w Bull's Eye. Wejście w wyższe rejestry w Black Hawk również wywołuje ciarki. Balladowej odsłony On My Sho także ciekawie się słucha. Ale ogólnie mam wrażenie, że Patrycji Hefczyńskiej brakuje witamin. Całe szczęście, że zmęczenie kompensuje udanymi próbami sięgnięcia po odważniejsze teksty. Black Hawk w tym zestawie lśni jasnym światłem.

Öszibarack nigdy nie był specjalnie singlowym zespołem. Pod tym względem 40 Surfers Waiting For The Wave prezentuje się jeszcze gorzej. Ciężko wyróżnić na wydawnictwie jakiś fragment, któryby się przylepił do podstawy czaszki na dłużej. Koncept-album to również nie jest, choć zamysł muzyków widać najlepiej po całościowej przygodzie z Surferami. Aczkolwiek wrocławianie muszą być przygotowani na dwa skrajne odbiory. Ten entuzjastyczny będzie wynikał z przyłożenia analitycznego ucha i próbie rozłożenia muzyki na czynniki pierwsze. Drugi będzie należał do osób o hedonistycznym podejściu do electropopu. Ci docierając do końca płyty mogą być mocno znużeni plumkającą „monotonią”. [avatar]



Strona zespołu: http://www.oszibarack.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni