13 października 2012

Frozen Lakes: Oceans of Subconscious EP (wyd. własne, 2012)


Średnio udana próba uczynienia z post rocka czegoś innego.

Pamiętacie California Stories Uncovered? Zespół, który na swojej jedynej płycie Confabulations próbował nagiąć sztywne postrockowe formuły do celów mocno wykraczających poza mogwaiowską retorykę? Połamał sobie na tym zęby, gdyż album okazał się mocno nierówny (ale takie XNA słucham z chorobliwą regularnością). Warszawiacy z Frozen Lakes porwali się na to samo, choć innymi środkami.

Pomysł był prosty. Niech postrockowe struktury będą bazą zwykłych piosenek, takich ze zwrotką i refrenem. Do pomocy zaproszono Wawrzyńca Dąbrowskiego z Letters From Silence. I to był strzał w dziesiątkę. Dąbrowski ze swoim mocnym głosem udanie wpasował się w przestrzenne partie gitarowe o chłodnym zabarwieniu. Facet śpiewa jak w pierwszych nagraniach LFS - nieśmiało i introwertycznie. Czasami zdarza mu się podnieść głos (King Joe), ale akurat w takim wydaniu go nie lubię.

Do muzycznej oprawy nie mam większych zastrzeżeń. Jest mało odkrywczo, ale z klimatem. Krzysztof Sokołowski dobrze zgłębił arkana gatunku i wie, jak stosunkowo prostymi patentami potowarzyszyć słuchaczowi od pierwszej do ostatniej sekundy. Większość gitarowych partii przypomina drżące na wietrze liście. Rozedrgane dźwięki majestatycznie wypełniają tło, by w odpowiedniej chwili wraz z mocniejszymi porywami przejąć pierwszy plan. Tak skonstruowany jest Step Back - gwałtowny finał utworu stanowi logiczne rozwinięcie atmosferycznego wstępu. Altrockowo-grounge'owy King Joe początkowo nie przekonuje, ale ostatnie cztery minuty utworu mocno zyskują dzięki mantrycznym uderzeniom w struny. I tak mija cała EP-ka. Utwory mają początek w post rocku bądź w nim kończą. Dzięki temu kawałki zyskują na dynamice. Rudzi Wallace potrafi przyłoić w perkusję, ale też dość szybko ją wyciszyć pozostawiając miejsce osamotnionej gitarze. Również bas Pawła Miękusa dobrze odnajduje się wśród partii instrumentalnych kolegów - bardzo podobają mi się wyciszenia, kiedy to twarde pojedyncze brzęknięcia stoją w opozycji do rozmydlonego tła (Bruised Knees).

Dlaczego więc to średnio udana próba? Trochę z definicji. Post rock w założeniu zrywał z prostotą cechującą wokalno-instrumentalne składy. Mamy więc krok w tył i szarganie świętości. Niemniej jednak kawałki Frozen Lakes są zwyczajnie dobre. Głównie dla fanów Letters From Silence, choć klimat zamarzniętych jezior powinien spodobać się także pozostałym zmarzluchom! [avatar]
 
Strona zespołu: http://frozenlakes.pl

3 komentarze:

  1. To mi osobiście już bardziej podobały (podobają) się wyczyny CSU, choćby dzięki "lżejszemu" wokalowi, który nie dominował tak nad instrumentalną stroną kawałków. Aczkolwiek lepsza taka próba niż żadna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Frozen Lakes jest czarujące, magiczne i epickie. Nie jest to żadna próba robienia czegoś z postrocka, to podążanie własną ścieżką, za to ich bardzo cenię!

    OdpowiedzUsuń
  3. dziwny wpis. jakieś smęcenie że nieudana próba czegoś tam, a w opisie uznanie dla nagrania, pozytywne opinie. przywiązanie do ram jakichś gatunków i karcenie za oryginalność trochę mnie śmieszy. więcej otwartości, to jest zwyczajnie świetny materiał, porzućmy wszelkie schematy. ludzie słuchający muzyki takiej jak ta powinni przodować w takiej postawie.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni