9 października 2012

Muchy: Chcecicospowiedziec DVD (Universal, 2012)


Muchy (Flies) do mockumentary.

Duży może więcej. Związanie się z kolejnym gigantem fonograficznym (wcześniej Sony, teraz Universal) poznaniacy wykorzystali w dość oryginalny sposób. Zamiast dwóch teledysków - godzinny film. Udało się nawet namówić szefostwo Multikina, by wspólne dzieło Much i grupy Sky Piastowskie mogło trafić na duży ekran. A także do tekturowego pudełeczka z muzyką.

Film dziwny, ale taki miał być. Wbrew pozorom ma fabułę: oto spotyka się z muzykami wysłannik Universalu, charyzmatyczny manago, którego zadaniem jest nakręcenie filmu będącego promocyjną trampoliną dla młodego, nieznanego zespołu. W tym celu udają się do zabitej dechami wsi Strzaliny. Tam Muchy instalują się na pace tira i coś tam sobie brzdąkają przed przybyłą publicznością. Uberfani zespołu będą mieli wiele zabawy próbując rozszyfrować, ile w obrazie jest faktów, a ile wymyślonych na potrzeby filmu historii. Bo chyba tylko dla nich ważne jest, czy rzeczywiście początek autorów Miasta doznań zaczął się od pewnego postu na forum. Poza tym chłopaki gadają o sobie, snują opowieści, a często dostają zwyczajnego słowotoku, z którego trudno wyłowić coś sensownego. Cieszy, że Muchy nie kreują się na szczególnie sympatyczny zespół. Są sceny, gdy widzimy znudzone, zmanierowane czy wkurzone twarze. Muzycy klną, mówią nieskładnie i walą wódę w dekadencki sposób. Ale też potrafią opowiadać o sobie z pasją, mają jasno zakreśloną wizję tego, co chcą robić, potrafią też śmiać się z samych siebie i - to najważniejsze - zwyczajnie się lubią.

Muchy o Muchach to tylko jeden z tematów filmu. Tym drugim jest groteskowo przedstawiona droga wspinania się młodego zespołu po szczeblach kariery muzycznej i wszelakie bareizmy z nią związane. Od panoszenia się przysłanego managera, poprzez wybór asystentki, miejsca kręcenia filmu, robienia z siebie idiotów, quasi-tarantinowską, słynną demolkę w hotelu i gorzkie zakończenie. Niby wszyscy o tym wiemy, że show-biz to sprzedajna dziwka, niby mamy jako takie pojęcie o mechanizmach polskiego rynku muzycznego, a jednak kolejna Mucha daje się złapać w fonograficzną pajęczynę i żeby się z niej wydostać - musi się zeszmacić. I nie dotyczy to wyłącznie muzyków, ale także całego szeregu nieudaczników zajmujących się show businessem.



Tyle o Muchach. Tak naprawdę bohaterem tego filmu jest Piotr Materna wcielający się w rolę managera grupy. Facet o posturze Iggy'ego Popa i twarzy, która mogłaby być encyklopedią całego hard rocka lat 70. ubiegłego wieku. Człowiek kradnie film zespołowi w każdej minucie. Jego teksty, charyzma, zatracenie powodują, że chce się oglądać dalej mimo dłużyzn i mielizn scenariusza. Gdybym miał wskazać podobnie kolorową postać we współczesnym polskim kinie to... nie wskazałbym nikogo. Aż się zastanawiam, kogo ten obraz ma wypromować?


Film do jednokrotnego obejrzenia. Trochę brakuje wykonań live. Póki co, piosenki z płyty Chcecicospowiedziec są na tyle świeże, że umieszczone w filmie fragmenty mają posmak nowości. Gdy już się osłuchają, będzie brakować jakiegoś wykonania z owego jeżdżącego po zapadłych wioskach tira. Niemniej jednak zespół ma powody do dumy. Bo Muchy mają film, a inne zespoły nie. I nie ma znaczenia, że szybko się o nim zapomni. Choć kreacja Materny na długo zostanie w pamięci. [avatar]

Strona zespołu: http://muchy.net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni